Jako rzekłem w innym temacie, ostatnio z taśmy mojej czytelniczej fabryki zjechało „Accelerando” Strossa, na którym się zawiodłem. Jak również powiedziałem, jest to najprawdopodobniej efekt przerośniętych oczekiwań. Teraz, kiedy się nad tym zastanawiam, nie potrafię skonkretyzować, czego się właściwie spodziewałem. Miałem nadzieję na fascynującą, a przynajmniej ciekawą wizję społeczeństwa alternatywnego, ha-plusowego, a w dodatku obiło mi się o uszy, że autor na poważnie zajął się wielką nieobecną większości powieści fantastycznych, czyli ekonomią. No, a poza tym pragnąłem tego, co i w każdej innej powieści: wciągającej fabuły, ciekawych bohaterów, takich tam dupereli.
Czy to duże oczekiwania?
Po kolei. Primo: bohaterowie. Manfred Macx, który jest punktem wyjścia powieści i katalizatorem zmian globalnego społeczeństwa, to taki biznesowy odpowiednik open source’owca, skrzyżowanie Richarda Stallmana i Linusa Torvaldsa. Nie jestem do końca pewien, czy Stross po prostu wykorzystał stereotypowy obraz hakera-geeka-idealisty, bo tak mu się spodobało (zapewne; przypomnę o CC), czy kryje się za tym cokolwiek głębsze znaczenie*. Poza tym udziwnione indywiduum. Pamela, jego konserwatywna, mocno stąpająca po ziemi przeciwwaga. Córka tych dwojga, Amber, wiecznie stojąca w rozkroku między dwoma światami, między iteracjami n a n+1 Strossowego uniwersum. I nijaki Sirhan, który jest chyba tylko po to, żeby był. Wszyscy - odczłowieczone kukiełki, za pomocą których autor przedstawia swój teatrzyk. Błe.
Fabularnie jest… mało ciekawie. Fabuła jako taka prawie zupełnie podporządkowana jest przedstawieniu ewolucji społeczeństwa, i pewnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby przedstawiane ono było bardziej ciekawie. Nieciągłość akcji (od rozdziału do rozdziału) nie pomaga.
No i teraz mięcho, czyli chwalone przez was idee, wizje i pomysły. Pierwszym wielkim rozczarowaniem było to, że ekonomii tak naprawdę autor poważnie nie potraktował. Zajął się nią, owszem. Postarał się wysnuć pewną jej wariację (czy zestaw wariacji, bo forma powieści daje raczej uczucie oglądania stopklatek, a nie ciągłości). Chwali mu się mimo wszystko, zaliczam zdecydowanie in plus, szczególnie że autorzy często prześlizgują się po powierzchni swoich wyrojonych społeczeństw, nie zajmując się problematyką alokacji zasobów, często nie dbając nawet o tak podstawowe elementy, jak: skąd postaci zdobywają środki do życia? jakie relacje obowiązują między podmiotami uczestniczącymi w wymianie? co w ogóle jest niezbędne do życia w tym społeczeństwie? Stross, mimo że też generalnie ślizga się po powierzchni, wybija się ponad średnią. Szkoda, że nie zszedł głębiej, że jedynie stworzył iluzję spójnej całości, rzucając tu i ówdzie jakimś mądrym terminem, bez jakiegoś logicznego umiejscowienia go w owej całości. Szkoda też, że monstrualnie uprościł (grzech wielu fantastów) proces napędzania ewolucji społecznej przez technologię. W „Accelerando” technologia wprost kształtuje społeczeństwo, a przecież tak nie jest, tu zachodzi przecież sprzężenie. Technologia, owszem, kształtuje społeczeństwo, ale też i jest przez społeczeństwo kształtowana. U Strossa technologia żyje własnym życiem, nie dbając o nic, jak kot, któremu wszystko jedno**.
Sama natomiast wizja społeczeństwa, ludzkości… cóż. Przemnożyć Moravca przez Tofflera i wyjdzie mniej więcej to, czym jest „Accelerando”
W każdym razie nic, czego by już nie było.
Warsztatowo, jako się rzekło, jest raczej fantastyczny standard. Inna sprawa, że natłok żargonu i terminologii, choć mi akurat problemu nie sprawił (na dobrą sprawę prawie mój codzienny język
), nie jest tym, czego bym w literaturze pożądał.
No, wystarczy. Wiem, że namarudziłem, że de facto przedstawiłem raczej negatywne (IMO) strony książki, ale też dyskusja o pozytywach mija się z celem (a w każdym razie nie jest tak ciekawa
). Jeśli ktoś chętny do krytyki mojej krytyki, to zapraszam.
================
* Obecnie, w erze informacji, w procesy tworzenia zaangażowane są rzesze ludzkie o rozmiarach nieznanych w dziejach, produkujące ogromne ilości pomysłów i dzieł, które później bardzo często udostępniane są nieodpłatnie czy za półdarmo każdemu chętnemu. Spójrzmy choćby na gigantyczne repozytoria DeviantArtu, Sourceforge’a, Wikipedii. Dzieła te zapładniają wyobraźnię. Do Sieci dołączają wciąż miliony ludzi, włączając się w procesy twórcze, korzystają z dorobku swoich poprzedników, rozwijają go, budują własny. Macx może być tego symbolem.
** Alternatywna interpretacja Aineko?
"Diese nadmierne sformalizowanie starożytnego prawa zeigt Jurisprudenz jako rzecz tego samego rodzaju, als d. religiösen Formalitäten z B. Auguris etc. od. d. Hokus Pokus des znachorów der savages" -- Karol Marks