Temat powracający niemal w każdej formie wiadomości: telewizja, prasa, serwisy netowe, wszędzie głosy w dyskusji 'co zrobić z Olimpiadą w Pekinie';
pomijam fakt, że po pierwsze, przypominanie, że 'nie trzeba było przyznawać świętych igrzysk barbarzyńcom łamiącym prawa człowieka' jest nieco spóźnione, oraz po drugie, że olimpiada to czteroletni okres pomiędzy igrzyskami, pytanie pozostaje: jak sie zachować, jak sie powinno zachować i kto ma się jak zachować...
śmieszne jest wywieranie presji na sportowców, żeby nie pojechali - nie po to przez x czasu człowiek katuje organizm, żeby potem ktoś mu powiedział 'stary, zostajemy w domu' - przerabialiśmy to w Los Angeles, do tej pory nie wiadomo, jak by się potoczyła kariera sportowa niedoszłych olimpijczyków (i w drugą stronę w przypadku Moskwy);
pytania jednak pozostają, co zrobić? czy w ogóle coś robić? Przecież to, co Chiny robią w Tybecie nie różni się specjalnie od tego, co Rosjanie w Czeczenii albo Turcy w Kurdystanie...jedyna różnica to czas: Tybet jeszcze niedawno był niepodległy, Kaukaz znalazł się w granicach Rosji jakiś wiek z haczykiem wcześniej, a niepodległy Kurdystan to w ogóle trudne do udowodnienia dzieje, ale czy sto albo i tysiąc lat może zmienić ocenę moralną takich działań? Państwo żydowskie odbudowało się po dłuższym okresie niebytu...
świat jest pragmatyczny do bólu i państwa jako takie muszą kierować się rachunkiem zysków i strat; to może niehumanitarne, ale taka jest prawda; co za tym idzie, jeśli ktokolwiek chce cokolwiek zmienić, musi udowodnić, że coś się 'opłaci' bądź 'nie opłaci' - najwyraźniej widać to podczas bojkotów towarów z różnych krajów, spontaniczna reakcja konsumentów potrafi zmusić do reakcji nawet najbardziej zatwardziałe instytucje; oczywiście nie jesteśmy w stanie zrezygnować z produktów chińskich, ale czasami takie myślenie prowadzi do powstania tzw. świadomego konsumenta - decyzje podejmowane nie impulsowo, ale bardziej analitycznie, uwzględnianie większej ilości elementów składowych, słowem: myślisz dwa razy, zanim kupisz
kolejne osoby rezygnują z niesienia znicza, sportowcy zastanawiają się czy i jak zamanifestować swoje poglądy (albo poglądy, których się od nich oczekuje), a wokół całości atmosfera gęstnieje i narasta; im większa presja na sportowców, tym mniej ciekawe mogą być wyniki, ale co tam, najlepiej 'zrzucić' wszystko na nich (niech oni golą głowy, noszą opaski, przewiązują sztandar kirem etc.), ale to chyba nie tędy droga;
co zrobią sportowcy to jest ich sprawa - sprawą wszystkich 'radzących' jest to, co oni zrobią; co zrobi, jakkolwiek pompatycznie i holyłódzko by to nie brzmiało, każdy z nas;
i znowu, tu nie chodzi o to, żeby robić coś - można nic nie zrobić, ale nie robić nic świadomie, mieć pełną świadomość, że podjęło się decyzję o nie zrobieniu niczego w tym kierunku; ludzie mają tendencję do zapominania, że nie podejmowanie działań jest decyzją, a nie od niej ucieczką...
a więc, katedrowicze, rusza Was Tybet? rusza Was organizowanie igrzysk w Pekinie? oczekujecie jakiegoś działania od naszych władz (bo o ile od sportowców uważam, że nie powinno się wymagać pewnych zachowań, to od polityków u władzy a i owszem)? zamierzacie coś sami zrobić?
pozdrawiam