Jakub Cieślak pisze: Dla przykładu podam Ci, że bawiły mnie filmy w stylu Dnia Niepodległości, Armageddonu, Pojutrza- pełne efektów, pełne mielizn scenariuszowych. Zawsze jednak tkwiła w nich pewna lekkość narracji, sprawność reżyserii (tam, gdzie mieliśmy się denerwować, się denerwowaliśmy, śmialiśmy się wtedy, kiedy trzeba) i jako taka atrakcyjność scenariusza (choć na pewno nie w kwestii prawdopodobności i czasem logiki). AvP już nie zalicza się do tej grupy.
Bardzo chcialam kontynuowac ta dyskusje, jednak z takiego powodu, iz zaczyna sie ona robic bardziej ogolna nalezy jej sie chyba osobny topik.
Wiec jak to jest z tymi filmami SF
Dzien Niepodleglosci owszem byl niezly. Jednak stal sie to juz swego rodzaju schemat:
- poznajemu grupke ludzi pozornie ze soba nie zwiazanych
- zaczynamy w jakis tam sposob z nimi sympatyzowac
- pojawia sie wielkie zagrozenie skadstam
- nasi bohaterowie znajduja sie w jego centrum
- w miedzyczasie wplataja sie w to wszystko jakies ich osobiste dylematy czy problemy
- jakas grupka osob probuje walczyc z kataklizmem (z takim czy innym skutkiem)
Schemat byl fajny, jak go widzialam raz (po raz pierwszy wlasnie w Dniu Niepodleglosci). Za kazdym kolejnym razem zaczyna byc drazniacy i przewidywalny.
Odniose sie jeszcze do tego smiania czy denerwowania sie kiedy trzeba. Troche mi sie to kojarzy z "co autor mial na mysli". Jak sie smieje to fajnie... adrenalinka przy filmie rosnie... tez fajnie. Ale nie dorabiajmy do tego reguly. To jest indywidualna sprawa. Ja osobiscie jako natura przekorna i tak reaguje inaczej niz inni. I wcale nie uwazam tego za wyznacznik filmu.
I tak jeszcze mowiac o tych scenariuszach. To jakie w koncu sa TE dobre scenariusze SF Przyklady mile widziane... wrecz wskazane