Tytułem wstępu rzeknę , że do fantasy pisanych przez kobiety podchodzę jak ciężko doświadczony pies do jeża , pomny swych niebywale traumatycznych przeżyć ze wcześniejszych kontaktów z twórczością pań pokroju Andre Norton czy E. Haydon i chyba właśnie dlatego na samym początku miałem krótką chwilę zwątpienia - przez moment wahałem się czy nie rzucić tego w diabły... Na szczęście jakoś przełamałem pierwsze lody i... wkrótce znalazłem się w cudownym świecie , który pochłonął mnie bez reszty. Cykl o Zbóju Twardokęsku pani A. Brzezińskiej bardzo mi się spodobał , choć nie jest to fantasy do której przywykliśmy , bo stawia przed czytelnikiem pewne wyzwania , zmusza do niemałego wysiłku umysłowego , wymaga dokładnego czytania i analizowania treści. Nie jest to więc lektura z rodzaju : lekko , łatwo i przyjemnie , ale raczej trudno i bardzo przyjemnie. Tego cyklu właściwie się nie czyta , jego się smakuje niczym wytrawne martini , ale trzeba go smakować powoli , momentami nawet bardzo powoli , wczytywać się dokładnie w części opisowe i dopiero wówczas można spokojnie delektować się dziełem i je należycie docenić , inaczej nic z tego nie będzie. Co mnie urzekło ? Przede wszystkim : piękna stylizacja na język staropolski , bogactwo języka , niebywała swoboda i plastyczność opisów , ciekawie nakreśleni bohaterowie , rewelacyjny klimat , poczucie humoru ( chyba jeszcze nigdy tak się nie uśmiałem czytając jakąkolwiek knigę ), wreszcie sama ogólna , niezwykła kompozycja dzieła , która sprawia wrażenie po brzegi wypełnionej treścią , a żadnego wątku czy elementu bym nie wyrzucił , ponieważ wszystkie są bardzo zajmujące. To zdecydowanie nie jest pozycja dla tych , którzy lubują się uber alles w bardzo szybkiej akcji i stosach trupów ( choć jest tu ich w sumie niemało ) , ale cykl dla tych , którzy nade wszystko kochają pięknie napisane opowieści i szukają zarazem ambitniejszej porcji fantasy.