Cieplarnia - Brian W. AldissPowieść, a w zasadzie dziennik z podróży, a w zasadzie, zbiór sztucznie połączonych opowiadań, z rzadkiej kategorii non-sf, fikcji nienaukowej. Choć po chwili refleksji, czy rzeczywiście tak rzadkiej?
Rzecz dzieje się jakieś eony w przód, gdy warunki astrofizyczne zmieniły Ziemię w tytułową cieplarnię (nie mylić, co wielu czyni, z efektem cieplarnianym). Rozbuchał się świat roślinny, branżę zwierzęcą spychając do defensywy. Niestety wyszedł z tego niedopieczony klops. Bo z jednej strony mamy pewne zalety, ale też całą masę wad.
Do zalet zaliczyłbym:
- przede wszystkim wizję, malowniczość, rozbuchaną wyobraźnię, rodzaj psychodelii, która raczej nie zrywa się ze smyczy
- poza tym czasami swoisty, groteskowy humor
- oraz zasługujący na szacunek ruch pod prąd, w czasach gdy ludzkość spodziewała się (przynajmniej w twórczości sf), że dzięki nieustannemu rozwojowi techniki i nauki stworzymy sobie na Ziemi raj
Niestety sporo tu też wad:
- przede wszystkim całkowite porzucenie logiki i praw fizycznych.
Mamy nieruchomy Księżyc
Mamy niesamowicie opresyjne środowisko zewnętrzne. Z każdej strony coś atakuje i morduje. I w tym musi się odnaleźć ludzkie plemię, składające się z kilkunastu osób, którego członkowie, mocno ograniczeni intelektualnie, są nonszalanccy, beztroscy, poddający się bardzo łatwo emocjom i instynktom, żyjący w nieustannych wewnętrznych starciach i sprzeczkach, co w efekcie prowadzi do tego, że niemal każdego dnia ktoś ginie. Do straty dziecka, towarzysza, podchodzą niemal całkowicie bezrefleksyjnie. Na dodatek w pewnym momencie przywódczyni poczuła się staro więc wszyscy dorośli bez chwili zastanowienia porzucają dzieci ich własnemu losowi, choć te dzieci są mocno nieprzygotowane do samodzielnej egzystencji. Jak w takich warunkach ludzkość przetrwała dłużej niż dwa miesiące, nie mam pojęcia.
Owo opresyjne środowisko w zasadzie niczym nie różni się od dzisiejszej przyrody (każdy zjada każdego jeśli tylko da radę), z tym że dziś wszystko dzieje się dużo wolniej. No bo jednak prawa fizyki. Świat Cieplarni jest widowiskowy, jednak niemożliwy. Taka gwałtowność i szybkość relacji wypaliłby je błyskawicznie. Świat zaproponowany przez Aldissa jest bardzo niestabilny, skoncentrowanie procesów spalania to wybuch. Środowisko wybuchu raczej nie trwa specjalnie długo. Ekosystemy istnieją dzięki równowadze. Ten zaproponowany przez Aldissa błyskawicznie załamałby się, zmieniając w bulgoczące trzęsawisko, z którego wyrosłoby coś z większym sensem.
- fabuła jest liniowa i pretekstowa, wygląda jak świat oglądany przez okno wagonu kolei szybkich prędkości. Albo rozgrywka w Super Mario Bros., biegniemy, skaczemy, biegniemy, skaczemy, koniec. Pojawia się mnóstwo rzeczy które w zasadzie nie są ze sobą powiązane i błyskawicznie znikają. Pomysły ledwie zasygnalizowane, aż proszą się o rozwinięcie, lecz nadaremnie. Już są kolejne, niezbyt przemyślane, wrzucone na szybko do rzeczywistości, bez zwracania uwagi na to, że kolidują z całą masą innych. W tym pędzie, gubią się bohaterowie, wątki urywają się w pustce.
- bohaterowie bardziej przypominają tekturowe figurki przesuwane po planszy do gry. Z czasem postacie pierwszoplanowe delikatnie nabierają wymiarów, ale wydaje się, że bardziej odpowiedzialny jest za to przypadek niż autor. I umówmy się, nie jest to efekt jakoś szczególnie głęboki. Mam świadomość, że te kilkadziesiąt lat temu standardy były trochę inne niż dziś, ale jest jak jest.
- monotonna narracja, będąca konsekwencją nieudanych rozwiązań fabularnych, ramowych postaci i lekceważenia zależności przyczynowo-skutkowych, jest raczej nużąca, nie wzbudza emocji, czytelnik niespecjalnie dba o to co się przytrafi bohaterom. Nieustanne wykrzykniki zmieniają się w szum.
- niekonsekwencje językowe. Rozumiem brzunio-brzuchy, górosłuchy, futroszorstki, itp, ale np. szczudłaki? Jakim cudem bohaterka która nigdy nawet nie słyszała o szczudłach, może nazwać patykowate stworzenie szczudłakiem? Albo skąd znać słowa w rodzaju "elokwentny"? No i oczywiście, przy ogromnej różnorodności quasi-ludzkich i nieludzkich plemion i gatunków, wszyscy w zasadzie mówią jednym językiem.
Doceniam ogrom pracy jaki musiał być wykonany choćby przy tych wszystkich neologizmach, ale przekład Marszała nie brzmi zbyt ładnie po polsku.
Podsumowując, Cieplarnia to interesujący pomysł, wykonany jednak wyjątkowo fatalnie. Im mniej skupimy się na logice, fizyce, itp, tym powieść będzie się podobać bardziej. Najlepiej rzecz potraktować jako wiersz biały. Poezję. Ktoś kto lubi i rozumie poezję, a nie przejmuje takimi pierdołami jak grawitacja czy prawo zachowania energii, będzie zadowolony.
Nie bardzo ogarniam poezję.
4/10