Zastanawiałem się czy nikt z forowiczów nie widział jeszcze Dystryktu 9 czy też po prostu został zaklasyfikowany jako kolejne kino sf, o którym nie ma co dyskutować? Debiut filmowy Neilla Blomkampa, reżysera z RPA, wyprodukowany przez samego Petera Jacksona, już z racji tych dwóch nazwisk - debiutanta z dalekiego, egzotycznego kraju i odnoszącego sukcesy filmowca, tym razem w roli producenta - warto, moim zdaniem, obejrzeć. Zatrzymać się na chwilę, zapoznać z filmem, a potem zakasać rękawy nad klawiaturą i podzielić uwagami. Do czego zachęcam.
Wbrew pozorom trudno Dystrykt 9 jednoznacznie zaklasyfikować. Mamy do czynienia z paradokumentem, jakich wiele pojawiło się od czasu Blair Witch Project (z nowszych filmów - Projekt: Monster). Mamy sporo akcji, niezłe efekty, wyrazistych bohaterów (wiadomo, kto jest zły, kto dobry, a kto nie wie, jaki jest naprawdę). Niby nic niezwykłego. Nawet cała warstwa ideologiczna jaka stoi za produkcją, fakt, że Blomkamp ukazuje realia panujące w jego ojczyźnie, że planem zdjęciowym jest rzeczywiste miasto, w którym żyją ludzie, a nie kosmici, że rządzą nim ukazane relacje społeczne - nawet to wszystko nie przesądza jeszcze o niezwykłości filmu.
Tym, co w moim odczuciu, sprawia, że film trudno trafnie zaszufladkować, jest właściwa proporcja między fabułą i akcją a głębszymi refleksjami. Film nie epatuje hasłami, nie razi nachalnym moralizatorstwem. Akcja wciąga do tego stopnia, że miejscami zapominamy o konwencji paradokumentu i po prostu oglądamy niezły film. Zarazem jednak charakter "relacji z prawdziwych wydarzeń" przez cały czas jest w jakimś stopniu obecny. Realia jak najbardziej prawdziwego życia w Johannesburgu splatają się z fikcją, która w pierwszych momentach filmu razi. Warto jednak (i nie jest to trudne) zaakceptować cały sztafaż i nie formułować w głowie sceptycznych pytań, by w pełni cieszyć się z wykreowanej przez twórców wizji. Można zatracić postrzeganie granicy między fikcją a komentarzem do naszego świata - a zarazem wyjść po seansie z głową pełną pytań o kondycję człowieka, jak i wrażeń z niezłego kina akcji. Dalekie skojarzenie - ale Blomkamp zabawił się w pewnym sensie w Terrego Pratchetta, tyle że na własnym podwórku.