Najpiekniejszy film kinowy jaki widziałem. Jedno z 5 najlepszych anime.
Mógłbym na tym zakończyć posta, ale co tam, podręcze was moimi smutami
Dawno temu, polskich fanów zaszokowała wiadomość - Mononoke Hime, wielkie dzieło japońskiego Disneya, Hayao Miyazakiego, będzie pokazywane w polskich kinach. Spoko, wziąłem telefon, zadzwoniłem do największego kina w Białym ( a mamy całe 4 kina u nas) i pytam: kiedy będzie Mononoke Hime? A miła pani po drugiej stronie - a co to?
No to dupa myśle sobie - na moim zadupiu nie zobaczę tego filmu. Akurat się złożyło, że we wrześniu jechaliśmy z klasą na tygodniową wycieczkę na południe kraju. Po drodze na 2 dni zatrzymaliśmy się w Krakowie. No tak, Kraków większe miasto od Białego, i tak jak myślałem, już na wjeździe do dawnej stolicy zaatakował mnie plakat Mononoke. Od razu kupiłem lokalną gazetę, mapę, i obmyśliłem plan. Drugi dzień mieliśmy wolny, i każdy łaził gdzie chciał. Jak przystało na uczniów liceum plastycznego, każdy poszedł zwiedzać muzea i takie tam. A ja za pomocą mapy namierzyłem jedno z kin niedaleko rynku, i poszedłem tam od razu zakupić bilet. Film puszczali o 14:30. Pytam się kobieciny w kasie - ile trwa Mononoke - póltorej godziny. Aha, chciałem zauwazyć, że o 16 była zbiórka. No to spoko myśle, akurat obejrzę, i wracam do grupy. W kinie było zaledwie 5 osób. Pierwsze sekundy mnie zatkały. PO raz pierwszy anime w kinie. Wielka chwila w życiu każdego fana. Ileż to filmów chciało by się zobaczyć na tak wielkim ekranie....
Film mnie tak wciągnął, że nim się obejrzałem, była 16. Tyle że napisów końcowych nie było widać.... Przez jakieś 10 minut walczyłem - wyjść, czy oglądać dalej. Wyszedłem. Jestem (byłem) porządnym uczniem
Cięzko było. Dopiero ponad miesiąc później dokończyłem Mononoke u mnie w mojej zabitej dechami mieścinie. W obskurnym, najgorszym kinie.
Wystarczy tych pierdól, czas na konkrety:
Film - cudo. Dzieło sztuki, poezja, najlepszy z najlepszych. Żaden inny do tej pory nie zadziałał na mnie z taką siłą. Na koniec płakałem, autentycznie. Animecja (wiem powtarzam się, to samo pisałem w topiku o SA, ale inaczej sie nie da) standardowa, poprawna, i bez fajerwierków. Bo to nie animacja ma nas zachwycać. Zachwyca nas dokładność teł, z których każde jest dziełem sztuki. Zachwyca nas klimat: dzika puszcza, zyjąca swoim życiem do tysięcy lat, i walczący z nią ludzie. Postacie: od, mimo iż standardowego, ale za razem wspaniałego Ashitaki, przez dziką, wychowaną przez wilki San, zawziętą, ale troskliwą Eboshi, po potężną, mistyczną wilczą boginię Moro. Każda postać jest perfekcyjnie przedstawiona. Nie wiem jak z głosami, bo widziałem wersję amerykańską (z agentką Scully). Muzyka - kolejny szok. Przepiękna, chwytająca za serce doniosła orkiestra, połaczona z ludowymi instrumentami japońskimi.
Fabuła. Proekologiczna przesłanka połaczona z wątkiem o miłości człowieka i dziewczyny z lasu. Ale jak pokazana! To nie jest jakiś banał w stylu: ej ludzie, nie niszczcie drzew, nie śmiećcie w lesie. O tym nikt w filmie nie mówi. Po prostu walka ludzi z przyrodą jest tak wspaniale pokazana, że przestaje być zwykłym hasłem jakie powtarza się dziecom w szkole. Co ciekawe, Miyazaki w tym filmie nikogo nie faworyzuje. I ludzie, i przyroda są po prostu częscią tego świata, nikt nie ma większego od innych prawa do zycia. W tej wojnie nikt nie zwycięża ani nikt nie przegrywa. Do tego, oprócz wątku "ekologicznego", dochodzą wątki o przyjaźni, pomocy bliskim, poświęceniu, i inne takie. Trudno w sumie definitywnie określić, co jest głównym motywem. Po prostu każdy, kto obejrzy film, wyciąga swoje własne wnioski.
To cenię w filmach. Muszą mnie uderzyć, ścisnąc za serce, zrobić burzę w mózgu, i miesiąc po wyjściu z kina/wyłaczeniu DVD nadal nie dawać spokoju. Muszą coś wnieśc do mojego życia, nauczyć, coś może nawet zmienić. Mononoke najlepiej w tym wypadła.