W trzecim tomie skaczemy o siedemnaście lat do przodu i poznajemy na dobre (w "Barrayarze" był noworodkiem) Milesa Vorkosigana, główną postać sagi. Postać ciekawą choćby ze względu na swoje kalectwo, które powoduje że życie Milesa nie wygląda tak, jak wyobrażaliby sobie jego rodzice (i czytelnik, znający barrayarskie zwyczaje). Musi mocno kombinować, żeby nadrabiać tam, gdzie brakuje mu w fizyczności. I choć jego spryt i wygadanie momentami sprawiają wrażenie nieco grubo ociosanych, koniec końców mamy bohatera którego da się lubić. Ale to nie on był główną siłą tej książki. Był nią pomysł fabularny, zahaczający odważnie o... komedię pomyłek (Miles przypadkiem tworzy sobie flotę najemników). Nie sposób było się nie uśmiechnąć tu czy ówdzie patrząc, jak zręcznie Miles nawiguje między kolejnymi wyzwaniami. Przyjemna lektura.
A z drugiej strony, jedno wydarzenie naprawdę mocno mnie pozamiatało emocjonalnie - aż się dziwię, jak bardzo. I za to moje wyrazy uznania dla autorki.
Książkę oceniam jako trochę lepszą od poprzednich dwóch o rodzicach Milesa. Tutaj to siedemnastoletni chłopak, co niesie za sobą pewne konsekwencje (w charakterze, zachowaniu i tak dalej), ale nie było źle. Zazwyczaj czytając o siedemnastolatkach bawię się dużo gorzej :D
4,5/6