AM pisze: Ale to nie wszystko. Najpopularniejsi autorzy sf pisali często literaturę problemową, łącząc rozrywkę z czymś więcej (co nie było w większości przypadku domeną fantasy). I właśnie o to "coś więcej" mi chodzi.
A o jakiej epoce dokładnie rozmawiamy? Tak czy siak IMO upraszczasz. Stereotyp SF jako tej szlachetniejszej odmiany jest wart mniej więcej funt kłaków, a może nawet mniej. Większość SF to też pulpa! Prawo Sturgeona mówi: "Ninety percent of everything is crap"
Gdyby "Podróże Guliwera" Swifta, powieść jak najbardziej problemową, próbować przypisać do obecnych kategorii, to można by ją zakwalifikować i do SF (latająca wyspa, futurystyczne wynalazki), i do fantasy (liliputy, olbrzymy, mówiące konie). Podobnie z dużo późniejszym Lovecraftem (kosmici się okazują bogami, czy też odwrotnie, zapomniałem). Dystopie Orwella z kolei da się zaliczyć albo do SF , albo do fantasy.
Nawet kiedy podział na konwencje się już krystalizował, wielu pisarzy SF pisało jednocześnie SF i fantasy: Zelazny, Donaldson, Anderson, Leiber, Vance, Kuttner, C.S. Lewis; ba! nawet P. K. Dick zhańbił się opowiadaniem fantasy!
BTW słynny pisarz fantasy G. R. R. Martin był kiedyś znanym pisarzem SF.
BTW2 Jeśli chcesz starej i ambitnej fantasy poza Le Guin proszę oto ona:
M. Bułhakow "Mistrz i Małgorzata"
Borges "Fikcje"
White "Był sobie raz na zawsze król"
C. S. Lewis "Kroniki Narnijskie", "Dopóki mamy twarze", "Listy starego diabła do młodego"
J. Gardner "Grendel"
S. Donaldson "Kroniki Thomas Covenanta" (mnie osobiście nie zachwyciły)
Ch. Williams "Wojna w niebie"