Rheged pisze:Rozumiesz o co mi chodzi, mam nadzieję - nie ma dzieła idealnego, wszędzie są jakieś błędy. Grunt tylko w tym, czy te błędy psują ogólne wrażenie, czy przekreślają daną pozycję. Moim zdaniem "Miasta dusz" nie przekreślają. Dla mnie przez to powieść ta jest nawet ciekawsza. Jakby była idealna, byłaby po prostu nużąca.
Jak najbardziej Cię rozumiem. Jeszcze nie spotkałem powieści, którą uznałbym za idealną - choć kilka było dosyć blisko. Z tym, że wiele "błędów" czy "niedociągnięć" w ocenie danej książki zależy od odbiorcy: to, co ja uważam za wadę, dla Ciebie wcale nią nie jest; i odwrotnie. Tu już dyskusja rozbija się o indywidualne gusta, choć oczywiście można wymienić kilka w miarę obiektywnych elementów. Choć nie wiem czy lektura książki idealnej byłaby nużąca: raczej nużące byłyby lektury kolejnych pozycji. Jak się sięgnie absolutu, to powrót do rzeczywistości bywa szary i bolesny.
By za bardzo nie odchodzić od tematu - dla mnie podstawową wadą "Miasta Dusz" jest przesłonięcie (może raczej zdominowanie) przez założenia koncepcyjne świata pozostałych płaszczyzn powieści. Rzecz jasna silne umocowanie fabuły w regułąch rządzących otoczeniem bohaterów jest zawsze plusem, moim zdaniem jednak źle gdy któryś z elementów znacząco wybija się nad pozostałe.
Poza tym wydaje mi się, że mieszamy tutaj trochę dwa podejścia do religii w utworach fantastycznych. Poprzez fantastykę religijną osobiście uważam takie pozycje, w których kwestie wiary, dogmaty (niekoniecznie chrześcijańskie, choć siłą rzeczy w naszym kręgu kulturowym one dominują) stanowią podwaliny koncepcyjne, bez których sam tekst nie miałby szansy samodzielnego bytu. Musi stawiać pytania, choć niekoniecznie odpowiedzi.
Drugie podejście - prezentowane na przykład przez wspominaną tu Rice (może wyjątkiem są jej książki o Jezusie, ale nie odważyłem się po nie sięgać) czy Kossakowską to wykorzystywanie elementów religii jako scenografii, którą można by było zastąpić czymś innym, a koncepcja fabularna utworu by się nie zmieniła.
Na Polconie mówili jeszcze o innym podejściu, moim zdaniem zupełnie nie trafnym: konstruowaniu własnych religii w wymyślonych światach. One też zwykle pełnią rolę scenografii.
Tak mnie jeszcze naszło. Jeden z moich ulubionych pisarzy, Roger Zelazny, bardzo często sięgał po wierzenia (jak się zastanowić, to obskoczył w swoich utworach ich całkiem sporo). I teraz się zastanawiam: czy podpadał pod pierwszą czy drugą kategorię. "Pan światła" czy "Stwory światła i ciemności" to raczej pierwsza grupa, ale taki "Lord Demon" to już druga.