autor: Shedao Shai » pt 30.08.2024 11:35
Byłem sympatykiem serii inkwizytorskiej Piekary jakieś 20 lat temu. Pasuje, bylem wówczas targetem pod jaki te książki są pisane. Został mi sentyment, kupuję serię na bieżąco, nie czytam - domyślam się, jakie teraz miałbym wrażenia. Szczególnie, że nawet zagorzali fani serii zdają się mieć dość jej wiecznego rozciągania na nic niewnoszące spinoffy.
W tym roku wyszło jednak coś, co nie wymaga znajomości fefnastu książek. Gra. Tak się złożyło, że mam w tym roku sporą fazę na granie i Inkwizytor, znany również gdzieniegdzie jako Ja, Inkwizytor, znalazł się na moim celowniku. Pewnie, od tamtego czasu gra zdążyła mieć premierę i zebrać chłodne recenzje, więc nie spieszyło mi się. Ale twardy jestem, nie zniechęcają mnie takie drobnostki, chcę się przekonać sam. Czas ten w końcu nadszedł.
Zaprawdę powiadam wam, cokolwiek złego słyszeliście o Inkwizytorze, nie słyszeliście wystarczająco wiele.
Gdyby gra wyszła w 2007 roku, to byłaby niezłą, budżetową odpowiedzią na pierwszego Wiedźmina CD Projektu. Uboższą, ale w gruncie rzeczy myślę, że przyjęłaby się nieźle i dziś ludzie wspominaliby ją z pewną dawką sentymentu. Uwaga: mówię o grze w dokładnie takiej formie, w jakiej ukazała się w 2024. W ten oto zawoalowany sposób chcę wam powiedzieć, że gra wygląda jak sprzed jakichś dwóch epok (17 lat różnicy w gamingu to kosmos).
Graficznie mamy dramat do potęgi n-tej. Naprawdę skojarzyło mi się z pierwszym Wiedźminem i jego Wyzimą - tu też mamy miasto (Konigstein). Tyle, że tam był to setting bodajże dwóch z pięciu aktów, a tu w Konigstein spędzamy cała grę. Akurat miasto ma swój pewien klimacik. Na retro sposób, ale ma. Niestety, od strony technicznej jest to parodia - okolica jest całkowicie nieplastyczna, ot, gracz może otworzyć drzwi X, bo drzwi X prowadzą dalej fabularnie. Innych drzwi już nie otworzy. Przechodząc między poszczególnymi dzielnicami miasta mamy ekrany ładowania. Mieszkańcy miasta stoją niczym drewniane NPC z lat zamierzchłych, a ich modele są tak kanciate i brzydkie, że nie umiem uwierzyć, że ktoś, napewniej cały ciąg decyzyjny, zdecydował że można na rynek wypuścić grę z tak wyglądającymi postaciami. Patrzy się na nie - wszystkie, od Mordimera po postacie poboczne - z bólem.
Rozumiałbym to, gdyby to była jakaś niskobudżetówka dla graczy szukających retro klimatu. Tak nie jest. Spójrzmy na wycinek z wymagań:
Minimalne: CPU Intel Core i5-8400 / Ryzen 5 2600, GPU GeForce GTX 1060 6GB / AMD RX 590, RAM 16 GB
Zalecane: CPU Intel Core i7-7700K / Ryzen 7 2700, GPU GeForce RTX 2070 / AMD RX 5700, RAM 16 GB
Do czego wykorzystywana jest ta moc? Nie wiem, zabijcie mnie, nie wymyślę xD Ostatnio na zesłanie do piwnicy poszedł stary komp z GeForce 560, na nim ta gra powinna śmigać minimum na średnich ustawieniach xD
Z innych rzeczy - ta gra to nie jest RPG. To nie zarzut, tylko obserwacja, bo ktoś mógłby tak z rozpędu założyć. Tu nie ma ekwipunku - nie zmieniamy Mordimerowi broni, nie leczymy go eliksirami, nic. Nie ma questów pobocznych. Jest trochę znajdziek (notatki porozrzucane po świecie), ale ich nie zbierałem, bo chciałem jak najprędzej skończyć grę, a te które znalazłem i tak nic istotnego nie wnosiły. Nie ma mapy. Nie ma... właściwie większości rzeczy, do których jestem przyzwyczajony w grach tego typu. Ot, kierujesz sobie Mordimerem chodzącym po mieście od punktu A do punktu B.
Walka - jest. Potrafię sobie wyobrazić alternatywny świat, w którym w młodym wieku stwierdzam, że uczę się programowania, projektowania gier. Po kilku latach nauki siadam i wraz z jakimś kolegą we dwóch tworzymy grywalny model walki taki sam, jak tu w Inkwizytorze. Z pewnością to, co jest w grze to nie może być efekt pracy wykształconego i doświadczonego zespołu. Prawda? Prawda?
Na plus - polski dubbing. Dobrze przeprowadzony, aktorzy zrobili swoją robotę. Podobały mi się też dwa motywy (opętany kat - creepy! i Pomór).
Fabularnie jest... OK. I to nieco ratuje grę w moich oczach, bo to ważny element. Jak już się zaciśnie zęby i przymknie oko na problemy strony wizualno-grywalnej (a są one w każdym z możliwych tam aspektów), to otrzymujemy niezłą historię. Jakbyśmy czytali kolejną książkę Piekary z serii. Jest intryga, morderstwa, dochodzenie Mordimera. Spiski kościelne, opętanie, tajemnice. Standardzik. Nic powalającego na kolana, ale tu przynajmniej nie łapałem się za głowę.
Na pewno na korzyść grze nie wyszło, że podszedłem do niej tuż po przejściu Alana Wake'a 2 i Horizon Forbidden West, które to są współczesnymi dziełami zarówno od strony fabularnej, jak i technicznej. Wiem, inna skala, inne budżety, możliwości, inne wszystko, ale jednak było to jak przesiądnięcie się z mercedesa do malucha z zasraną tylnią kanapą.
Od studia The Dust nie tknę już nigdy nic. Antyfani Piekary mogą zacierać ręce - jemu wyprawa w świat gamingu nie wyszła. Rozumiem, że studio nie miało pieniędzy (choć czytałem gdzieś o doniesieniach, że mieli kilka milionów budżetu, więc to nie tak, że robiła to grupka zapaleńców w swoim garażu w wolnym czasie), ale da się zrobić dobrą grę bez wielkich kokosów. Tu zabrakło też talentu, kreatywności, umiejętności. I może kogoś, kto by w pewnym, wczesnym momencie powiedział: słuchajcie, jak TO jest najlepsza wersja gry jaką jesteśmy w stanie wypuścić, to lepiej się ani za to nie zabierać.