Jestem na tym etapie, że od wielu lat za Świętami nie przepadam, nawet na pograniczu ich nie lubienia;
nie lubię przymusu, nie lubię takiej ogólnej presji na radość, uśmiech, szczęście przy jednoczesnym przeładowaniu w pracy, tradycyjnymi pracami domowymi, nie wspominając o jakichkolwiek zakupach - nie tylko prezentowych, ale nawet zakup pieczywa pod koniec grudnia to niemal Mission Impossible...
magia Świąt (piszę z wielkiej litery, taka tradycja, poza tym wiadomo, że piszę o Bożym Narodzeniu, a nie np. Trzech Królach
) została zgwałcona przez komercję wystawiającą brodatego grubaska w czerwieni stworzonego przez Coca-Colę x lat temu zaraz po Wszystkich Świętych, magia owa stała się pustym sloganem, który jako taki nie ma w sobie żadnej treści, tylko pustą, przynoszącą zyski formę...
moja sytuacja jest o tyle szczególna, że w każde święta odwiedzamy 3 domy: matki, ojca i teściów, niekoniecznie w tej kolejności; do tego dochodzi element wielkości rodziny: w znakomitej większości są to jedynaki/jedynaczki dzieci jedynaków, czyli ekipa nie jest zbyt wielka...jakie są konsekwencje? ano takie, że ja nie spotykam 'dawno nie widzianych twarzy', nie mam 'ciotek z Lęborka i wujka z Lublina', ja mam tych samych ludzi, których kocham, lubię, ale których spotykam cały rok; niewiele mniej magii ma dla mnie spotkanie weekendowe z teściami, wyjazd na grzyby, czy najazd na kino z rodziną ze strony ojca;
Święta to w teorii czas zadumy i namysłu, ale wynika to z tego, że tradycyjnie spotykasz ludzi, których rzadko widzisz i zastanawiasz się 'fajnie by było, gdybyśmy się tak spotykali częściej'; analogicznie jest podczas listopadowych spotkań na cmentarzach, ale teraz jakby mniej ponuro...ja nie mam takich problemów: jestem w stałym kontakcie z rodziną, przyjaciółmi i dodatkowy element świątecznej oprawy nie zmienia tutaj zbyt wiele - pomaga fakt, że sobie wszyscy siedzą przy stole i jest tak 'świątecznie', ale to drobiazg, forma, mi akurat ona do szczęścia nie jest potrzebna;
jest kilka kolęd, polskich i nie tylko, które bardzo lubię, ale przez cały czas do Świąt są one mi skutecznie obrzydzane przez puszczanie 24/7 (nie mówiąc już o 'Last Christmas'
) - wyjątkiem są kolędy rosyjskie, tych nie uświadczysz w mediach i te są ciągle bardzo miłym elementem oprawy świątecznej;
oczywiście oddzielnym rozdziałem jest kwestia aspektów religijnych, ale to dla mnie temat równoległy i o tym pisać nie będę;
wreszcie prezenty...
idealny prezent to w mojej definicji coś, co ktoś chciałby mieć, ale szkoda mu na to kasy
tu nie chodzi o to, że jest to drogie - po prostu dochodzi się do wniosku, że nie jest niezbędne i jako takie nie jest kupowane...
przykłady są różne: zawieszka z logo ukochanego klubu piłkarskiego (ojciec jest przeszczęśliwy), ulubiony film (niby widziało się go kilka razy, więc po co sobie kupować, ale...), drobiazg do kuchni (np. podstawka pod łyżkę do mieszania - gadżet, ale jaki miły...docenią ci, którzy gotują
) etc.
do tego, oczywiście, elementy bardziej typowe, jak biżuteria, kosmetyki, książki/filmy/muzyka
ten rok to z mojej strony prezenty oparte na obserwacji potrzeb, prezenty typu 'spełnienie marzeń' staram się robić w ciągu roku bez względu na okazję bądź jej brak - jeśli wiem, że coś komuś sprawi wielką frajdę, to staram się to zdobyć, jakiekolwiek święta czy insze urodziny mają charakter drugorzędny;
więcej nie piszę, wracam do pracy
pozdrawiam
ps. a propos krawatów: jedyną osobą, która kupuje mi krawaty, poza mną samym, jest moja ukochana małżonka: krawaty dobieram sam, nie wyobrażam sobie, żeby ktoś bez znajomości floty koszulowej i krawatowej mógł dobrze wybrać krawat...dlatego sam nie kupuję ich jako prezentu
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.