@Obłęd
Moim zdaniem, popełniasz pewne błędy w założeniach. Największy błąd to fakt, że te teorie mają zastosowanie głównie dla jakichś teoretycznych powieści. Coś jak idealna kula w próżni, teoretyczne założenie nie występujące w przyrodzie. A nawet jeśli te teorie mają zastosowanie w realu, w stopniu którego nie nie nazwiemy pomijalnym, to jest tego jakiś niesamowicie skromny procent.
To co piszesz to jakiś wiatrak, który sam postawiłeś i sam z nim walczysz, na dodatek z półki tych bardziej kuriozalnych. Autor ma od wyjaśniania swoich koncepcji tekst utworu. Po co wywiady, wskazówki, artykuły? Skąd Ty wziąłeś ten pomysł? Jeśli w utworze nie jest w stanie powiedzieć tego co chce powiedzieć, li to wprost, li, mniej lub bardziej, metaforycznie, to niech spada na bambus, dupa wołowa z niego a nie literat i nie mam ochoty z nim na tym polu przestawać. Jeśli z owego tekstu nie wyrasta koherentna Myśl, a jedynie paleta rozmaitych ścieżek, tropów, niejednoznaczności, gdybań, niejasności i sprzeczności to jest to po prostu zły tekst.Obłęd pisze:Odpowiedzcie sobie szczerze na pytanie, kto z Was po każdej przeczytanej książce biegnie do biblioteki czy gdziekolwiek indziej szukając artykułów, wywiadów, dzienników samego autora, w celu znalezienia bezpośrednich wskazówek ułatwiających odczytanie tekstu? A nawet jeśli, to ile takich prób się powiedzie, biorąc pod uwagę to, że autorzy wcale nie muszą się tym dzielić? Ale idźmy dalej. Znaleźliśmy! Mamy. Święty Graal, jednoznaczność, zdanie autora, klarowna wykładnia, uff, jesteśmy uratowani… No prawie, bo kto da nam gwarancję, że zdanie autora o swoim tekście nie jest żartem, kłamstwem lub metaforą, która podatna jest na kolejne interpretacje?
Osobiście porzuciłbym te abstrakcyjne teorie a skupił się na podejściu teleologicznym, och... pardą maj frencz, na podejściu celowościowym. Autor po coś pisze tę swoją książkę. Poza tym, że mu na chleb trzeba, ale umówmy się, że porzucimy dorobkiewiczów zakładając, że nie mają nic do powiedzenia poza tym, że zabili go i uciekł i próby interpretacji takich tekstów warte są tyle co rozważania nad poziomem literackim napisów na biletach komunikacji miejskiej. Skupmy się, nie na produkcie z supermarketu, a na Literaturze choćby ona i słaba była. Tak rozumiany Literat i Literatura ma na celu przekazanie czegoś, wizji, myśli, dylematów, czegokolwiek. Po coś pisze tę książkę. Jest od tego, by coś przekazać, a my jesteśmy od tego, by to odczytać. Ergo, ma tak napisać, żebyśmy, li tylko z samego tekstu, wiedzieli czy to prawda czy nieprawda, że kwiatki rosną na polu, a jeśli nie jesteśmy w stanie wiedzieć czy to prawda czy nie, to znaczy, że takie było zamierzenie autora a my z samego tylko tekstu powinniśmy być w stanie odczytać, że autor chciał nam przedstawić tę niepewność. Koniec kropka. Jeśli nie jest w stanie tego zrobić, osiągnąć założonego celu, to ja go mam w dupie tak samo jak szewca, który robi dziurawe buty. Końcowy wniosek jest taki, że teorie na temat oddzielenia autora od tekstu są niewiele nie warte. To tylko teoretyczne konstrukty, na których można robić doktoraty i szlifować ostrość umysłu. Interesujące, ale w praktyce warte tyle, co teoretyczne możliwości pokonywania czasoprzestrzeni na skalę galaktyczną przy pomocy superstrun, dla podróży z Sosnowca na plaże Juraty a choćby i do samego Saint Tropez.
Poza wszystkim nie neguję wpływu, kontekstu, kultury, społeczeństwa, wychowania, intelektu czytelnika, itd, na efekty odczytania tekstu, to imho rzeczy oczywiste.
Sorry, jeśli odrobinę chaotycznie, ale piszę to od rana fragmentami i nie mam siły przeredagowywać.