Nie to, żebym chciał kogoś bronić czy tłumaczyć, ale 2 poważne wpadki w ksiażce (widziałem już gorsze, niż te wymienione), która ma 1000 stron maszynopisu, to nie powód, żeby poleciały czyjeś głowy; ale dramaturgie całej wypowiedzi jest cool . I jeszcze jedno, w Polskiej edycji jest ich na pewno mniej niż w oryginalnej, gdzie nie tylko zmienia się płeć mówiących, ale również kolory ich włosów i oczu, ba kwestie zaczynają i kończą inne postaci.
A tak przy okazji, w dobrze przetłumaczonej ksiażce, redaktorki i korektorki dokonują średnio 10-15 poprawek na stronie, co daje przy tej objetości 10000-15000 zmian tekstu. Po drodze jest jeszcze składacz (każdy bez wyjatków), który zawsze wprowadza swoje, nowe błedy (które są w większości przypadków wyłapywane) itd. Dlatego takie wpadki są nieuniknione i wszechobecne (również w oryginałach, które często są bardzo słabo zredagowane). Co nie znaczy, że należy sie z nich cieszyć albo nie dążyć do doskonałości.
Co do zarzutów dotyczących tłumaczenia imion, to jest to już zwykłe czepiactwo. Nie może być tak, zeby preferencje recenzanta (pewne rzeczy maja mu sie prawo, oczywiście, nie podobać) pozwalały uznawać mu za błąd coś, co błędem nie jest. Ponieważ nie ma takiej zasady, że nazw imion nie wolno tłumaczyć; nawet, jeśli są to nazwy kwiatów. Acha i jeszcze jedno ten przykład z Obieżyświatem, który zmienił się w Łazika jest zupełnie od czapy w kontekście, w którym go użyto. Chyba nie muszę wspominać dlaczego?