Bibi King pisze:Naprawde uważacie, Januszu i Falconie, że nie ma książek OBIEKTYWNIE lepszych i OBIEKTYWNIE gorszych? I że wszystko sprowadza się do "podobało mi się/nie podobało mi się" jak w 90% niby-recenzji pisanych przez internetowych niby-recenzentów?
Wiesz, to za poważne pytanie, a moje uwagi miały charakter prowokacyjno-żartobliwy i pozbawiony chęci głębszego wnikania. Może Cię zaskoczę, ale coraz częściej skłaniam się ku opinii, że nie ma. Nie dysponuję przemyślanym poglądem na te kwestie, bo po latach mocno ograniczonego zapoznawania się z różnorodnymi produktami kultury uważam to za problem całkowicie pozbawiony znaczenia. W skrócie: ponoć odbiór dzieł kultury wymaga od odbiorcy tzw. kompetencji kulturalnej (czymkolwiek ona jest - zapewne do niej odnosił się @AM pisząc o doświadczeniu literackim (?)). Innymi słowy, jak nie potrafię docenić wybitnego wedle jakiejś nieznanej metodyki krytycznej dzieła, to moja wina, bo nie mam wystarczających kompetencji. Genialny system, nie? I bezpośrednio implikuje on brak możliwości istnienia obiektywizmu ocen. Dlatego krytyka literacka w ogóle jest przeważnie bezwartościowa. Koncentruje się na pierdołach, które ponoć mogą docenić tylko wykształceni literaturoznawcy (w przypadku książek oczywiście), bo reszta jest niekompetentna. Pamiętam jak ze zdziwieniem przeczytałem opinie krytyka, że "subiektywny odbiór" książek przez masowego odbiorcę utrudnia jej obiektywną ocenę. Dużo gorzej jednak idzie krytykom podawanie kryteriów oceny. Zawsze padają hasła, odwołania do jakowyś strategii krytycznych, odwołania do historii literatury itd. itp. Nic mierzalnego. Nic obiektywnego. Nic zgodnego z metodologią naukową. Nic dostępnego dla przeciętnego czytelnika. Uwaga uboczna: gdyby dało się podać jakieś obiektywne kryteria oceny, mielibyśmy już w sieci pełno algorytmów porównujących tę pożądaną, obiektywną wartość książek (i algorytmów korporacyjnych fałszujących kryteria by wspomóc marketingowo wybitne działa wydawane przez daną korpo i zdeprecjonować konkurencję). A bliżej jesteśmy do algorytmów piszących i tłumaczących książki. Obawiam się, ze obiektywne różnice tak naprawdę nie tyle nie istnieją, co są zupełnie niemierzalne w morzu różnorodnej literatury. Innymi słowy @Falcon64 ma rację. Żeby z tego wybrnąć, zaczynasz dzielić literaturę na coraz mniejsze działki, by dopracować się spójnych kryteriów w ramach podkategorii, ale ostatecznie prowadzi do absurdu oceniania każdej książki w jej tylko właściwej kategorii.
Mógłbym pisać dalej, ale przecież nie ma po co, bo to wszystko to tylko bicie piany bez znaczenia. Prawie dla każdego czytelnika ważny jest tylko subiektywny aspekt książki czy filmu. Jaką odnoszę korzyść z czytania śmiertelnie nudnych książek, uznawanych przez światową krytykę za fundamentalne arcydzieła kultury ludzkiej? Odkładam je więc często niedokończone, bo czytam przecież po to, żeby książka poprowadziła mnie w nieznane. Żeby dała mi coś czego dotychczas nie miałem. Albo żeby poruszyła zapomniane wspomnienia, które kiedyś miały dla mnie znaczenie. Czytając te wychwalana przez krytyków pozycje może i poszerzam wiedzę czy zdobywam nowe doświadczenia, ale najczęściej męczę się przy tym niemożebnie, przysypiając i niszcząc zdrowie poprzez podnoszenie poziomu kortyzolu. Nie chcę tego i nie potrzebuję. Czytam, żeby coś poczuć, gdy codzienność mnie męczy. Nie jest moim celem samym w sobie podnoszenie swoich kompetencji kulturalnych - to tylko efekt uboczny szukania interesujących lektur. A już na pewno nie chcę doceniać treści książki poprzez pryzmat "redefinicji centralnych pojęć dyskursu krytycznego" w ramach "najnowszych praktyk literackich i kulturowych". Złośliwe cytaty z sylabusa UJ, w którym szybko i niewątpliwie bez zrozumienia przejrzałem zaplanowane zagadnienia i oczekiwane efekty edukacji. Pewnie mam za niską kompetencję.
AM pisze:Ponieważ polemiki mogą dotyczyć różnych aspektów związanych z dziełem literackim. Począwszy od wartości, poprzez interpretację, a skończywszy na osadzeniu w różnych kontekstach.
Jasne. Ale mogą też dotyczyć i często dotyczą mitycznej obiektywnej wartości danego dzieła. Przypominają mi się książki Oriany Fallacci czy filmy Terrence Mallicka budzące skrajne reakcje krytyków.