Moje wrażenia z lektury tej książki są mniej więcej standardowe dla mojego odbioru książek idących mocno w surrealizm. Czyli: spore oczekiwania, do połowy bardzo się podoba, im bliżej końca, tym większy niepokój, że zakończenie rozczaruje. No i rozczarowujące zakończenie. Książka ma dobry klimat, ciekawie zarysowane postacie i interesujący punkt wyjściowy fabuły. Słowem, przepis na sukces... aż stron do końca zaczyna ubywać, fabuła nie rusza, nie zawiązuje się, człowiek zaczyna podejrzewać, że donikąd nie prowadzi - i ma rację. W ramach finału otrzymujemy zlepek scen które nie za wiele mówią, wnoszą, być może mają jakieś drugie dno, ale jeśli tak, to ja go nie odkryłem i nie bardzo czuję motywację, żeby nad nimi podumać i spróbować je odkryć. Podejrzewam, że to po prostu zbiór odmalowanych przez autora obrazów, które mają poruszać wyobraźnię. Nie kupiło mnie to, niestety. Podsumowując książkę, nasuwa mi się jedno słowo: wydmuszka.
Na pozytywne wyróżnienie zasługuje poruszająca scena z matką księdza.
3/6