Będzie lekki spoiler odnośnie zakończenia, choć jeśli ktoś czytał powyższą reckę, to już go i tak zna. Minęły już dwa tygodnie odkąd skończyłem "Gorejącą biel", i do tej pory nie umiem doprecyzować swoich wrażeń z lektury. Może uda mi się to, jeśli przeleję je na papie...klawiaturę.
Po pierwsze, chciałem pochwalić decyzję wydawcy o rozbiciu książki na dwa tomy. W tym formacie jeden by się po prostu nie sprawdził, nie wiem czy fizycznie byłaby możliwość wydania tak grubej książki, a nawet jeśli, to byłoby to coś, co trzeba czytać z najwyższą ostrożnością... ale grzbiet i tak by się złamał.
Ogólnie nie jestem fanem tego formatu - miękka okładka, bez nawet skrzydełek. Na szczęście MAG już od niego praktycznie odszedł, tu mamy domknięcie serii, więc logiczne, że jeszcze z niego skorzystali.
Naprodukowałem cały akapit o kwestiach technicznych, bo wciąż próbuję uniknąć odniesienia się do samej książki. Ech, no dobra.
Raczej mi się podobało. Ale z zastrzeżeniami.
Na początku książki znajduje się całkiem obszerne przypomnienie tomów 1-4. Jest ono, o dziwo, dość słabe. O dziwo, bo zostało napisane przez samego autora. A sprawia wrażenie dość chaotycznego, pomijającego niektóre wydarzenia czy postacie, a skupiające się na innych, mniej istotnych. Czasem autor nagle rzuca jakąś nazwą czy imieniem, bez wyjaśnienia o co chodzi. Gdybym nie kojarzył mniej-więcej poprzednich tomów, w niektórych miejscach przy tym streszczeniu bym nie wiedział o co chodzi. No ale dobrze, że chociaż coś takiego się pojawiło, bo z drugiej strony pojawiło się w nim kilka rzeczy, o których sam nie pamiętałem. Dobrze sobie tak odświeżyć sagę, nawet jeśli jest to odświeżenie dość kulawe.
"Gorejąca biel" cierpi na bolączkę poprzedniego tomu, czyli lekko zbyt dużą ilość dłużyzn. Część tekstu powinna tu była zostać wycięta przez redaktora i książka tylko by na tym zyskała. Autor mocno stawia na psychologię postaci, podczas gdy ja naprawdę nie chcę czytać co chwilę o tym, co kto sobie myśli i w jaki sposób dochodzi do swoich wniosków. Nie obchodzi mnie to. Za dużo tu tego spoglądania wewnątrz, rozkładania na części pierwsze własnych obaw i wyrzutów sumienia, czy sherlockowych dedukcji posunięć wroga.
Gdyby nie to, byłoby naprawdę dobrze. I tak jest, nie narzekam. Kiedy Weeks nie pogrąża się w rozkminach, sprawnie prowadzi fabułę, sprawnie budując emocje w najciekawszym wątku (Gavin), aby w końcu dostarczyć satysfakcjonującego zakończenia. Zakończenia zaskakująco cukierkowego, jak na wydźwięk całej sagi, w której częściej bohaterowie byli kopani, niż głaskani. Może im się należało na koniec trochę dobrego. Nie będę narzekał. Tajemnice zostały wyjaśnione, wątki pozamykane. Mnie to usatysfakcjonowało. Wystawiam ocenę 4/6. Nie jest idealnie, ale dać niżej byłoby niesprawiedliwie. To, na czym mi najbardziej zależało, ta książka mi dostarczyła.
Uff. Jakoś podołałem. To jeszcze kilka słów odnośnie całej sagi. To dobra rzecz. Dość klasycznie, jakość spada w dalszych tomach (4-5), ale nigdy na tyle, żeby budzić we mnie frustrację. Z pewnością nie żałuję, że się zabrałem za tę serię. Fajna, ciekawa i czasem zaskakująca saga fantasy. Sprawia wrażenie dobrze przemyślanej; podejrzewam że autor miał główny szkielet fabularny w głowie od samego początku, co szanuję. Udało mu się nie pogubić w swoim zamyśle. Z drugiej strony, niepotrzebne jest tu natężenie twistów fabularnych. Pisałem, że książki są czasem zaskakujące? No właśnie, czasem aż zbyt mocno. Ze dwa razy zdarzył się tu taki fikoł fabularny, w który aż ciężko mi było z początku uwierzyć. Tak, jakby chcąc czytelnika zaskoczyć, autor zbyt się zagalopował.
Część postaci w sadze to nastolatki, co prowadzi do pewnej niedojrzałości w ich wątkach (Kip, Teia). To najmniej lubiana przeze mnie część. Z drugiej strony, wątek Gavina od początku do końca jest świetny i niesie całą sagę. Dużą sympatią darzyłem Karris. Wątki polityczne, wojenne i mistyczne Weeks opanował bardzo dobrze.
"Powiernik światła" to nie jest może jakieś arcydzieło gatunku, mam swoje zastrzeżenia, ale osobom mającym ochotę na po prostu solidne fantasy spokojnie bym go polecił.