Moja przygoda z Sagą Wspólnoty rozpoczęła się mocno naokoło. Nakupiłem tego Hamiltona na kilogramy w taniej książce po 5-8 zł/tom, potem brakujące uzupełniłem na Allegro za 100+zł/tom, odłożyłem na półkę i zbierałem siły na zmierzenie się z nią, bo w końcu trochę tego czytania tu jest. Wyszło tak, że zanim zdecydowałem się zanurzyć w tę serię, zmierzyłem się z doskonałym jednostrzałowcem, jakim był „Upadek smoka”. To mnie tylko zachęciło, zatem jakiś rok temu wziąłem z półki „Dysfunkcję rzeczywistości” i zanurzyłem się w lekturze... dobrnąłem gdzieś do połowy pierwszego tomu, zanim zaczęło mnie zastanawiać, czemu to się nazywa „Saga Wspólnoty”, skoro ani razu nikt nie wspomniał nic o żadnej Wspólnocie? I tak oto odkryłem, że zacząłem złą książkę i czytam trylogię Świt Nocy :D
Trylogia ta okazała się równie doskonała, co „Upadek smoka”, ale też zajęła mi trochę czasu i nieco wymęczyła swoją skalą i opasłością, więc znowu potrzebowałem nieco odpocząć. Nadszedł październik, poczułem znów głód Hamiltona, i tym razem – dokładnie się upewniając :D - zacząłem w końcu właściwą Sagę Wspólnoty. To tak w ramach wstępu, który pewnie #nikogo, ale może jednak kogoś ubawi.
Opisuję tu całą Sagę, czyli dylogię „Gwiazda Pandory” + „Judasz wyzwolony”. Te książki to właściwie jedna wielka opowieść i ciężko mi je ocenić osobno. I jakie one są? Nie zaskoczę Was – odebralem je równie dobrze, co poprzednie dzieła Hamiltona. Ta epicka, wielowątkowa opowieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie i utwierdziła pozycję Hamiltona w mojej ekstraklasie do tego stopnia, że pozamawiałem sobie z ebaya „Misspent Youth” i „Great North Road”. Nie czytało mi się jej szybko, ale ciężko, żeby było inaczej, skoro będąc na ok. dwusetnej stronie dalej byłem w trakcie wprowadzenia (postaci, wątków, zasad świata). Tak u Hamiltona jest chyba zawsze – z początku ciężkawo, żeby potem zaprocentować opowieścią na potężną skalę. I ja tę opowieść łyknąłem bez popitki. Najmocniejszymi stronami tej sagi są: fabuła oraz konstrukcja świata. Po prostu wzorowe. Reszta też jest co najmniej bardzo dobra (język, postacie...). Nie podszedł mi tylko jeden wątek – Ozziego, który się ciągnął jak flaki z olejem i przez większość czasu po prostu mnie nudził. Co prawda prowadził on dokądś i w końcu ładnie się połączył z resztą, ale jednak co się wynudziłem na jego eksploracyjnych przygodach, to moje. Na szczęście reszta z nawiązką to zrekompensowała.
Na osobną wzmiankę zasługuje druga połowa „Judasza wyzwolonego”, czyli u nas osobny tom – „Judasz wyzwolony. Pościg”. Tytułowy pościg (bez spoilerów) czytałem z zapartym tchem, a trwał on przecież większą część tej książki. Świetnie trzymał w napięciu.
Dobry pisarz z tego Hamiltona. Dla spragnionych kosmicznej przygody na dobrym poziomie ta dylogia będzie jak znalazł. Teraz trochę odpoczynku i wyruszam do Pustki.
5,5/6