Książka ta doskonale nadawałaby się do Uczty Wyobraźni. Jeśli dla kogoś to rekomendacja, to braść ;) i się nie zastanawiać. W moich ustach to takie pół na pół. Podczas czytania kojarzyła mi się z klimatem rodem z UW-owskiego Vandermeera ("Podziemia Veniss", Ambergris). Jej lektura przypomniała mi, czemu do New Weird podchodzę z dystansem (wystarczającym, żeby w większości przypadków książki z tego nurtu ominąć szerokim łukiem). "Podziemia Veniss" to chyba jedyna książka z UW, którą po lekturze sprzedałem, bo wiedziałem że do niej nigdy nie wrócę.
Blurb opisujący "Armageddon House" właściwie zawiera w sobie wszystko, co w niej zrozumiałe. Cała książka to alegoria czegoś, jest tu jakieś ukryte dno i klucz interpretacyjny które mi się podczas lektury nie ukazały, w związku z czym ostatnie 30% książki to było w moim wykonaniu: "co do ch....", "co się dzieje?!", "ale... ale co?". Nie mam pojęcia, co tam się wydarzyło na koniec, wymagałoby to przysiądnięcia, popuszczenia wodzów wyobraźni i solidnej analizy, na którą ja nie mam ochoty. Bo i też nie wiem w jakim miejscu zacząć. Zakładam, że część z Was wyniosłaby z tej lektury więcej niż ja, także jeśli lubicie takie zabawy, to śmiało - czuję, że książka prezentuje więcej, niż mi się ukazało.
3/6