Gra o tron subiektywnym okiem (s08e04)
: śr 08.05.2019 9:05
Pod pewnymi względami odcinek był rzeczywiście dobry, ale całość coraz bardziej irytuje. O teleportacjach próbuję nie pamiętać, ale nie jest to łatwe gdy Bronn pojawia się znikąd. Domykanie niektórych wątków jest tak powierzchowne, że ukochany wilkor Jona zostaje odprawiony w konwencji "spieprzaj dziadu". Cały ten sezon (chociaż poprzedni właściwie też) pośpiechem i skrótowością fatalnie kontrastuje z poprzednimi (chyba wszyscy widzieli niezwykle celnego mema z narysowanym koniem?). Przemiany bohaterów i inne zwroty akcji nie są starannie konstruowane, tylko sprawiają wrażenie z du... wyjętych. Cudownie ocalałe pół armii Daenerys, chociaż w czasie bitwy przeżyło zaledwie kilka postaci. Rozdzielanie armii na części, by ułatwić życie Cersei. Zakochany i odkochany w kilka dni Jamie wyrusza wspierać swą siostrę, chociaż dopiero co kazała go utrupić. Niegdyś przysięgający Varys w trzy dni zmienia front. Missandei okazuje się wyłącznie rekwizytem potrzebnym by Daenerys i Szary Robak dostali szału. Itd. itp.
Wydaje mi się, że film zmierza w stronę wyjątkowo rozczarowującego finału, w którym wszyscy zginą a jak ktoś przypadkiem ocaleje to rzuci wszystko i oświadczy, że ma dosyć takiego życia.
Wydaje mi się, że film zmierza w stronę wyjątkowo rozczarowującego finału, w którym wszyscy zginą a jak ktoś przypadkiem ocaleje to rzuci wszystko i oświadczy, że ma dosyć takiego życia.