autor: Beatrycze » ndz 22.10.2017 23:14
@ Bandobras
Rozumiem, w moim odczuciu jednak Abercrombie ma najlepszy styl z wyżej wymienionych (nie czytałam Ryana).
Mnie on kompletnie nie przypomina Geda (owszem - koncepcja magii jest nieco ziemiomorska, bo też mamy magię imion, choć jako bodaj jedną z trzech opcji). Ale Geda postrzegam jako osobę o łagodnym usposobieniu - on był dla mnie zawsze postacią, która (mówię o jego życiu już po tym, jak ściągnął cień) nie chce niczego nikomu udowadniać, nie szasta mocą, nie obnosi się ze swoimi umiejętnościami, myśli o konsekwencjach, nie dąży do konfliktu.
A Kvothe ma gigantyczne ego, czytałam też opowiadanie, które potem zostało włączone do powieści (tomu drugiego zdaje się), gdzie spotkał jakichś ludzi, którzy napadli wcześniej na tych całych kuglarzy Edema Ruh bodajże - i może zemsta byłaby na miejscu, ale Kvothe systematycznie, z premedytacją i podstępnie wymordował ich wszystkich i zdaje się jeszcze w jakiś szczególnie niemiły sposób. I tak to jakoś zostało opisane, że mnie obrzydzenie zdjęło do tego bohatera, zamiast chęci kibicowania mu w słusznej zemście. Albo w tomie pierwszym - cały ten skryba zostaje zmuszony do wysłuchania historii Kvothe'a ale tylko na jego warunkach, bo-jeszcze-Kvothe-się-zdenerwuje-a-wtedy-uczyni-coś-straszliwegoi-pożałujesz-bardzo-gorzko-więc-uszy-po-sobie.
W przypadku Geda - jemu nie towarzyszyło takie odczucie. To był człowiek, którego raczej nie dało się wyprowadzić z równowagi, jeśli występował przeciwko komuś to zawsze z konieczności i zawsze wolał wcześniej rozmawiać.
No i Rothfuss przesadza z czynieniem Kvothe'a cudownym we wszystkim, czego się ów tknie. Zaraz , jak to było... pierwszy raz wziął udział w turnieju bardów i wykonał jedną z najtrudniejszych pieśni grając na połowie strun. Jak dla mnie, bez kilku strun instrumentu nie zagra się wszystkich dźwięków, więc trudno, żeby melodia brzmiała, jak powinna nawet pomimo szczerych chęci.