autor: Janusz S. » pt 17.02.2017 11:11
W połowie lektury recenzji pomyślałem, że stał się cud anielski i zgadzam się w pełni z autorką. Niestety konkluzja recenzentki przekreśliła moje nadzieje. Miła odmiana? W "Zbieraczu..." przynajmniej były jakieś ciekawe poboczne historie postaci drugoplanowych, jakieś małe dramaty i komedie, sporo poczucia humoru. W "Bramach..." nie ma nic. Zero humoru, zero dramatyzmu, kompletna pustka. Nawet Lucyfer przestał być śmieszny. Ta powieść to zdecydowanie najgorszy gniot w całej tej serii, tekst typu "a oni idą i ida i idą i idą i idą" i nigdzie nie dojdą w jak zwykle bezsensownie przerżniętej przez wydawcę na pół powieści. Główny temat poszukiwania zagubionego boga występuje w pierwszych rozdziałach po czym znika na 450 stron. Wędrówka przez światy hinduskiej mitologii jest monotonna i wtórna jak książka z 500 stronami przepisów na kaszkę z mleczkiem. Może w drugiej połowie powieści coś się wydarzy, ale wątpię by czytelnicy tego doczekali nie utonąwszy w oceanie nudy z części pierwszej.
Ostatnio zmieniony pt 17.02.2017 11:15 przez
Janusz S., łącznie zmieniany 2 razy