Strona 1 z 1

Wydawnicze bajery i inne chwyty marketingowe

Post: pt 11.05.2007 17:12
autor: Shadowmage
Do założenia tego wątku zainspirowało mnie wydanie przez Fabrykę Słów "Czerwonej gorączki" Andrzeja Pilipiuka. Czemu? - zapewne spytacie. Już tłumaczę. Mianowicie książka ta ma lekko podkoloryzowane na czerwono brzegi stron, przez co wygląda dosyć interesująco, a zarazem nawiązuje do tytułu.

Kiedyś wydawca przyciągał czytelnika nazwiskiem autora, później doszła do tego oprawa (twarda, miękka, ze skrzydełkami, obwolutą - jak się chce) i atrakcyjna okładka. Następnym krokiem są wytłoczenia, pokrycie różnych elementów okładki błyszczącą folią etc. Książki dawno temu przestały być jedynie zadrukowanym papierem, a stają się produktem samym swoim wyglądem zachęcającym do kupna.

I teraz pytanie: Czy reagujecie na takie rodzaje bajerów, czy oryginalniejsze wydanie książki jest was w stanie skłonić do lektury?

Post: pt 11.05.2007 19:29
autor: RaF
Cóż, opakowanie to jak najbardziej element marketingu (stąd fenomenalny slogan z telewizji: 'ten sam sok w nowym opakowaniu', przy którym się ze śmiechu kładłem). Często zdarza mi się sugerować okładką, i choć nie kupię książki tylko dla ładnej okładki, to jednak jest ona czynnikiem, który w razie wahania może przeważyć szalę.

Poza tym lubię, kiedy na półce ładnie coś wygląda (inna sprawa, że półek mi już nie starcza) ;)

Re: Wydawnicze bajery i inne chwyty marketingowe

Post: pt 11.05.2007 20:10
autor: Achmed
Shadowmage pisze:I teraz pytanie: Czy reagujecie na takie rodzaje bajerów, czy oryginalniejsze wydanie książki jest was w stanie skłonić do lektury?

Czasem, w wyjątkowych sytuacjach, reaguję (podoba mi się lub nie), ale to pozostaje bez wpływu na decyzję o kupnie książki.

Post: sob 12.05.2007 12:23
autor: Shadowmage
Podobnie jak u mnie - ładne wydanie książki nie jest w stanie mnie przekonać do kupna, jeśli nie miałem wcześniej zamiaru jej kupić. No może z wyjątkiem nowego wydania "Diuny", choć nad nią się zastanawiałem, bo w posiadaniu do tej pory miałem tylko wersję tłumaczoną przez Łozińskiego...
Niemniej podobnie jak RaF przy wyborze z dwóch książek, co do których nie mogę się zdecydować, sposób wydania może przeważyć szalę. Zdarza się to co prawda rzadko, bo od pewnego czasu wchodzę do księgarni z góry wiedząc z czym wyjdę - ale kiedyś, owszem, wygląd miał pewne znaczenie.

Post: śr 07.11.2007 18:24
autor: Shadowmage
Tak z bajerów to ostatnio widziałem "Piramidy Napoleona" z podwójną okładką - w pierwszej była wycięta dziura, przez którą widać było grafikę z drugiej. Smieszne :P

Post: śr 21.11.2007 14:45
autor: Gavein
Dla mnie te wszystkie bajerki są nieco infantylne - żeby tylko wydawcy nie przekroczyli tu cienkiej czerwonej linii :)

Post: pn 10.03.2008 13:26
autor: kurp
Shadowmage pisze:Tak z bajerów to ostatnio widziałem "Piramidy Napoleona" z podwójną okładką - w pierwszej była wycięta dziura, przez którą widać było grafikę z drugiej. Smieszne :P

Akurat ta okładka jest - mimo tego fajerwerku - po prostu brzydka :?
Osobiście przedkładam jednak po-prostu-ładną-grafikę i tradycyjną konstrukcję okładki nad eksperymenty z błyszczeniami, dziurami, wystającymi elementami etc :)

Post: pn 10.03.2008 15:07
autor: romulus
Nie pamiętam, aby okładka skusiła mnie do kupna w ciemno jakiejś książki. Zarzekać się nie mogę, że tak nigdy nie było. Ale nie pamiętam.

Z pewnością jednak beznadziejne okładki są w stanie mnie odstraszyć od kupna jakiejś książki. Tak jest właśnie z nowym Barclayem. Wystarczy że spojrzę na okładkę i mnie skręca. Aż głupio się z tym przy kasie pokazać :) Nie mogę przeto powiedzieć, że okładka, czy generalnie szata graficzna w ogóle, nie ma dla mnie znaczenia. Ma, jak najbardziej, ale nigdy nie przesądza o kupnie "w ciemno". Jest to znaczenie raczej czysto estetyczne.

Post: pn 10.03.2008 18:17
autor: kurp
Żeby nie szukać przykładów daleko:
:arrow: "Galeony wojny" złapały mnie właśnie na okładkę, bo pewnie do dziś polowałbym na jakąś okazję na Allegro :)
:arrow: A z "Ptakiem śmierci" wstydziłem się jeździć autobusem :oops:

Post: pn 10.03.2008 19:10
autor: toto
Mnie zniechęcają do kupna tzw. wersje autorskie, jak u Gaimana. Niedługo się okaże, że każda jego książka miała wersji kilka - autorska, autorska poprawiona, wersja wydawcy, wersja żony, wersja czytelników, wersja filmowa i wersja dla zarobienia kasy. Mnie to już po prostu męczy. Kupuję produkt i liczę, że jest w wersji finalnej a nie beta.

A książka, którą kupiłem ze względu na okładkę? "Amerykańscy bogowie", wtedy pan G był mi nieznany, ale okładka mnie urzekła i kupiłem. W drugą stronę było z "Krainą baśni". Chyba z rok się czaiłem i gryzłem sam z sobą; słyszałem pozytywne opinie, że niezłe sf, ale jak mogłem uwierzyć w takie słowa, skoro na okładce są smok i rycerz? A jak już się przemogłem to kolejne pół roku książki szukałem, żeby zakupić. W końcu się udało. Książka świetna, ale na okładkę wciąż patrzyć nie mogę.
Zauważyłem też, że od jakiegoś czasu dokonuję wstępnej selekcji książek po okładkach właśnie. Okładka brzydka i nic o książce nie słyszałem - minimalne szanse, że kupię.
Obecnie okładkami kuszą mnie Dukaj, "Mistrz Pu Pu", "Retrospektywa 2", "Dom burz". I chyba skuszą...

Post: pn 10.03.2008 20:26
autor: Fraa
Hmm. Lubię ładne okładki. Jeśli się waham, okładka (a właściwie ogólnie: wydanie) potrafi być jednym z elementów przekonujących w jedną albo drugą stronę.

Nie podobają mi się koszmarnie ilustracje na okładkach do Pratchetta - no ale książek jestem pewna, więc nie zwracam takiej uwagi. :)

Natomiast na przykład chciałam kupić nowe wydanie "Władcy Pierścieni" (stare się trochę rozpada :P ), a tu cóż: sensowne tłumaczenie ma brzydaśną okładkę (mimo że twardą i błyszczącą). Ładna, stonowana, czarna okładka = Łoziński. :roll:
Zdecydowałam, że kupię oryginał. Też ładna, czarna okładka z jakimś tylko delikatnym obrazkiem. A odpada problem tłumaczenia. :P
Ale na taki luksus przebierania w okładkach pozwalam sobie, kiedy mam wybór i wiem, czego szukam. :)

Zazwyczaj jednak, jeśli chcę nabyć jakiś konkretny tytuł, to nie szukam wszystkich wydań i biorę to, co znajdę. :)

Poza tym lubię serie wydawnicze - to ładnie wygląda na półce, jeśli mam rządek zbliżonych okładek, różniących się jedynie nazwiskiem i tytułem. :) I owszem, zdarza mi się polować na takie a nie inne wydanie pod warunkiem, że z tej serii już coś mam. :)

Post: wt 11.03.2008 9:06
autor: Alganothorn
U mnie wydanie ma znaczenie, kiedy jestem już zdecydowany na zakup jakiejś książki - teraz tak mam z 'Ubikiem' Dicka, którego namierzyłem śliczne wydanie jakieś pół roku temu, nie kupiłem od razu (bo kupowałem już 5 innych książek) i teraz nigdzie nie mogę znaleźć (anglojęzyczne wydanie z zaokrąglonymi rogami utrzymane w lekkich beżach - jeśli ktoś widział... ;-) )
Spora część książek w znacznie większym stopniu mnie odpycha, niż przyciąga - niedaleko szukając gdyby Wiedźmin był wydany z bohaterem gry komputerowej na okładce, pewnie nie sięgnąłbym po ten cykl za szybko (z resztą jakieś niedawne wydanie sagi też było mocno nieciekawe) i pod tym względem mam podobne reakcje jak romulus;
Jak RaF zauważył, forma książki, czyli opakowanie, jest elementem marketingu (nawet istotnym 'P' z marketing mixu) i mój problem polega na tym, że czasami najwyraźniej nie jestem targetem, w który wycelowano ów produkt - dla mnie taka okładka, takie kolory, takie obrazki to festyn, a dla kogoś innego estetyczny ideał...
...ale koniec końców i tak liczy się treść, a na półce widać tylko grzbiet książki
;-)
pozdrawiam

Post: wt 11.03.2008 11:24
autor: AdamB
Wydanie ma ogromne znaczenie, zwłaszcza ekonomiczne. :D
Dlaczego? Właśnie jestem w trakcie wymiany sporej części swojej kolekcji ze starych klejonych, byle jakich wydań na nowe twardookładkowe (z mozołem sprzedając stare na Allegro i ze sporym trudem kupując niektóre nowe). Z pełną świadomością stwierdzam, że czynnik ekonomiczny ma ogromne znaczenie. :lol: :lol:

Post: czw 13.03.2008 13:56
autor: Lord Turkey
W księgarni pojawiam się z gotową listą interesujących mnie pozycji. Wizyta poprzedzona lekturą recenzji czy forumowych opinii sprawia, że szperam po regałach w poszukiwaniu konkretnych tytułów i nie zwracam uwagi na ich okładki czy tytułowe "wydawnicze bajery".

Jednak każde książkowe zakupy to także chwila relaksu, więc po zapełnieniu koszyka lubię pochodzić, podotykać, pooglądać...
I to jest moment, w którym poza uznanym nazwiskiem nic nie potrafi przyciągnąć tak, jak niesamowita okładka. Wtedy ma ona dla mnie znaczenie, bo dzięki niej być może zainteresuję się pozycją i w przyszłości ją kupię. Z drugiej strony nie zrobię tego z marszu - najpierw trzeba przeprowadzić rekonesans, wysłać zwiad i gońców :wink:

Więc czy okładka ma dla mnie znaczenie przy zakupie? Nie do końca, ponieważ może zwrócić uwagę na daną pozycję, ale następnym krokiem musi być interesująca mnie treść. Dla samego wydania nic nie kupię.

Post: ndz 19.10.2008 12:06
autor: Tigana
Aktualnie najbardziej aktywni w "gadżetomanii" i innych tego typu rzeczach jest FS i Runa. FS - postawiła na formę graficzną książek - dużą liczbę zdobień, podkolorowane strony i ... nieśmiertelniki do trylogii o Vesperze.
Runa stawia na internet i prawie każda ich nowość jest "zaopatrzona" we własną strona internetową. Ciekawe jak to się przekłada na ilosc sprzedanych egzemplarzy.

Re: Wydawnicze bajery i inne chwyty marketingowe

Post: pt 16.07.2021 7:44
autor: Fidel-F2
Właśnie przyszła paczka z książkami. Nie tam, żeby bardzo podniosło mi ciśnienie, bo już się trochę przyzwyczaiłem, ale jednak. Marginesy, interlinia, rozmiar czcionki, grubość papieru to jest skandal. Z ostatniej paczki to przede wszystkim Dzieci nieba i ziemi Kaya z Zysku i Czarny Bałtyk z Liry. Czuję się moralnie zobowiązany, by w odwecie, zajebać coś ze stajni tych wydawców z jakiego Chomika.

Re: Wydawnicze bajery i inne chwyty marketingowe

Post: pt 16.07.2021 8:22
autor: Shadowmage
Czyli co, Kay wygląda spoko tylko na zewnątrz?

Re: Wydawnicze bajery i inne chwyty marketingowe

Post: pt 16.07.2021 8:31
autor: Fidel-F2
Mam wydanie Miasta pod skałą - 800 stron, które jest szczuplejsze o 1,5 cm od Dzieci ziemi i nieba - 700 stron. Dodatkowo, gdyby zrobić normalny skład, książka miałaby pewnie z 600 stron.

Re: Wydawnicze bajery i inne chwyty marketingowe

Post: pt 16.07.2021 10:33
autor: nosiwoda
Ach, to pisz tak od razu. Bo jednych oburza mały font, innych wielki, jednych cieniutki papier, innych nadmuchany.

Re: Wydawnicze bajery i inne chwyty marketingowe

Post: pt 16.07.2021 12:52
autor: Tigana
Shadowmage pisze:Czyli co, Kay wygląda spoko tylko na zewnątrz?

Niestety. Sama czcionka czy marginesy średnio mi przeszkadzają, ale jakość i grubość papieru wołają o pomstę do nieba.

Re: Wydawnicze bajery i inne chwyty marketingowe

Post: pt 16.07.2021 13:17
autor: Shadowmage
Zajrzałem. Dla mnie tragedii nie ma (generalnie mało wybrzydzam), ale mogliby to odchudzić, półki nie są z gumy :)

Re: Wydawnicze bajery i inne chwyty marketingowe

Post: pt 16.07.2021 13:29
autor: nosiwoda
Fidel-F2 pisze:Dodatkowo, gdyby zrobić normalny skład, książka miałaby pewnie z 600 stron.

Zapewne masz rację - wersja w lengłydżu ma 585 stron.

Re: Wydawnicze bajery i inne chwyty marketingowe

Post: pt 16.07.2021 13:38
autor: historyk
Fidel-F2 pisze:z Liry.

Lira to w ogóle jest jakiś dramat, wczoraj do mnie przyszła książka Sampa "Kazimierz Odnowiciel" - masakra, giga czcionka nawet w przypisach, mnóstwo światła (jedbitne marginesy i interlinie), srajtaśma zamiast papieru, rozwarstwiające się narożniki (bo przecież skrzydełka są za drogie, w przeciwieństwie do stu nadprogramowych stron wyprodukowanych przez dodmuchiwanie książki).

Kay, też wczoraj odebrany, ma penisowy papier (taki sam jak w Magu), ale chociaż jest szyto-klejony, czyli jakość o niebo lepsza od wydań magowych.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com