Hmm. Lubię ładne okładki. Jeśli się waham, okładka (a właściwie ogólnie: wydanie) potrafi być jednym z elementów przekonujących w jedną albo drugą stronę.
Nie podobają mi się koszmarnie ilustracje na okładkach do Pratchetta - no ale książek jestem pewna, więc nie zwracam takiej uwagi.
Natomiast na przykład chciałam kupić nowe wydanie "Władcy Pierścieni" (stare się trochę rozpada

), a tu cóż: sensowne tłumaczenie ma brzydaśną okładkę (mimo że twardą i błyszczącą). Ładna, stonowana, czarna okładka = Łoziński.
Zdecydowałam, że kupię oryginał. Też ładna, czarna okładka z jakimś tylko delikatnym obrazkiem. A odpada problem tłumaczenia.
Ale na taki luksus przebierania w okładkach pozwalam sobie, kiedy mam wybór i wiem, czego szukam.
Zazwyczaj jednak, jeśli chcę nabyć jakiś konkretny tytuł, to nie szukam wszystkich wydań i biorę to, co znajdę.
Poza tym lubię serie wydawnicze - to ładnie wygląda na półce, jeśli mam rządek zbliżonych okładek, różniących się jedynie nazwiskiem i tytułem.

I owszem, zdarza mi się polować na takie a nie inne wydanie pod warunkiem, że z tej serii już coś mam.
