Książki, czyli co ostatnio czytaliśmy

Wszystkie tematy traktujące o literaturze w bardziej ogólnym rozumieniu

Moderatorzy: Vampdey, Tigana, Shadowmage, Achmed

Postautor: Jakub Cieślak » sob 17.07.2004 10:03

Czarna Włócznia Nik Pierumow. Drugi tom historii dziejącej się trzysta lat po wydarzeniach opisanych w trylogii Tolkiena. Dobrze znane nam Śródziemie przeżywa gwałtowne zmiany by na zawsze zmienić swoje oblicze. Całą krainą wstrząsa straszna wojna wypowiedziana przez jednego niezwykłego człowieka. Kryje się w jego planach ogromna ambicja znakomitego wodza, ukryte blizny żalu i gniewu wobec historii, czai się też dawna moc mroku. Na jego drodze stają dwa krasnoludy i hobbit. Idą w nierówny bój pamiętając o heroicznych czynach swoich przodków walczących przeciwko mocy jedynego pierścienia.
Czarna Włócznia zamyka historię rozpoczętą w Pierścieniu Mroku. Oczywiście do przeczytania pozostaje jeszcze Adamant Henny, jednak drugi tom zamyka główny wątek przepływający z pierwszej części.
Trzeba powiedzieć, że Pierumow jest równie zdolnym i pilnym czytelnikiem Tolkiena jak Peter Jackson. Ma równie trudne zadanie, niby wymagające mniejszego zużycia energii i środków, a jednak bardzo niebezpieczne. W pierwszej części jeszcze miałem wątpliwości co do obranej przez Pierumowa drogi, w drugim tomie jednak odrzuciłem wszelkie obawy. Pierumow dobrze czuje klimat Śródziemia, zna go na wylot i niesamowicie wzbogaca, nie zapominając o oddawaniu chwały wydarzeniom i bohaterom oryginalnej trylogii. Nie jest to łatwa lektura, nie spędzicie nad tą książką dnia, czy dwóch. Niełatwo też wypada ona z pamięci. Godne polecenia.
Obrazek
Mistrz Gimli powiada:
Cisza nie leży w naturze krasnoludów. Jednakże w lochach pełnych orków jest ona jak najbardziej wskazana.
Awatar użytkownika
Jakub Cieślak
Prefekt
Prefekt
 
Posty: 4010
Rejestracja: czw 12.12.2002 22:24
Lokalizacja: JózefOFF k. Otwocka

Postautor: Breja » wt 20.07.2004 13:37

Miłośnikom powieści historycznej chciałbym polecic cykl pana Maurice'a Dourona "Królowie przeklęci"
Rzecz obejmuje czasy od zmierzchu panowania Filipa Pięknego do połowy drugiej wojny stuletniej.Kasata zakonu templariuszy (ze wspaniale opisaną sceną palenia Molaya na stosie->ciarki mnie przeszły po plecach :wink: ) intrygi na dworach: francuskim , angielskim , papieskim.
Wszystko napisane tak żeby połykać jeden tom w jeden wieczór.
Na szczęscie tomów jest siedem :D

Jeśli czytając sage o wiedźminie woleliście intrygi Dijkstry od pseudonaukowego bełkotu czarodziejek , jeśli od "Ciął mocno.Był zły." woleliście "Mieć milion bizantów a nie mieć , to już dwa miliony." (cytaty z pamięci) to biegiem do księgarni (albo raczej do antykwariatu)


pozdro
Mamo !! Dzieci w szkole się ze mnie śmieją, że śmierdzę trupem - płacze Jasiu - mamo!!, mmaaamo, mamoooooo.....
Awatar użytkownika
Breja
Rycerz
Rycerz
 
Posty: 242
Rejestracja: czw 20.03.2003 0:34
Lokalizacja: z dupy

Postautor: Shadowmage » ndz 25.07.2004 11:04

Stan niewolności Lois McMaster Bujold. Genetycznie wyhodowane czworączki przystosowane doskonale do stanu nieważkości są własnością wielkiej kompanii. W momencie, kiedy pewien wynalazek pozwala na znacznie lepsze przystosowanie normalnych ludzi do życia w przestrzeni kosmicznej czworączki stają się zbędne. Trzeba się ich pozbyć, jak zwykłych, niepotrzebnych maszyn. Nie podoba się to jednemu z ich opiekunów i postanawia coś z tym zrobić. W sumie dosyć banalne, porusza dosyć popularne kwestie moralności i odpowiedzialności za efekty eksperymentów genetycznych. Niemniej świetnie napisane i zarwałem przez to noc, co mi się coraz rzadziej zdarza. To dopiero druga książka Bujold jaką przeczytałem, ale dochodzę do wniosku, że będzie jedną z moich ulubionych autorek. Świetna rozrywka, a na dokładkę można poznać trochę tajników z pracy spawacza.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » śr 28.07.2004 12:51

Król trędowaty Zofii Kossak. Pierwszy tom trylogii opowiadającej o dziejach wypraw krzyżowych. Tytuł pochodzi od króla Jerozolimy Baldwina IV, który cierpiał na tą niezwykle nieprzyjemną chorobę. Autorka w niezwykle ciekawy sposób opisuje jego panowanie, machinacje związane z wyznaczeniem jego spadkobiercy i ciągłe spiski dworu. Powieść napisana jest stylizowanym językiem, wyszło to świetnie i doskonale oddaje klimat. Co prawda w kilku przypadkach nie zrozumiałem jakiegoś słowa, ale z kontekstu łatwo można się domyślić o co chodzi. Nie podobało mi się tylko spolszczanie imion postaci historycznych. Przez długi czas nie mogłem dojść, że Wit to Gwydion, co było dosyć frustrujące. Całe szczęście to tylko marginalna sprawa, całość jest bardzo dobra i zabieram się za poszukiwania następnych tomów. Nie miałem pojęcia, że u nas ktoś napisał tak dobre powieści historyczne.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Gvynbleid » pt 30.07.2004 18:41

Dorota Terakowska - "Samotność Bogów" - cieniutka książeczka (dwieścieparę stron) o zmierzchu a właściwie konaniu Światowida na rzecz chrześcijaństwa, mającym miejsce w słowiańskiej wiosce, społeczeńswo zdominowane już przez nową religię wydaje jednego wybrańca mającego pomóc odejść staremu bogu. Główny bohater - Jon - bo o nim mowa, wystawiany jest na próby w różnych światach, w XX w., średniowieczu i Jerozolimie w trakcie niedzieli palmowej. Książka z wieloma odnośnikami do mitologii przesiągnięta metafizyką i rozpatrywaniem problemów czysto egzystencjonalnych. Przeczytałem jednym tchem - gorąco polecam.[/b]
Obrazek
Awatar użytkownika
Gvynbleid
Paladyn
Paladyn
 
Posty: 808
Rejestracja: pn 16.02.2004 10:59
Lokalizacja: Silesia sweet Silesia

Postautor: Shadowmage » pn 02.08.2004 9:34

Aurian Maggie Furey. Pierwszy tom cyklu Artefakty Mocy, szkoda tylko, że wydawca nigdzie nie zaznaczył, że jest to podzielona na kilka części jedna powieść. W związku z tym fabuła urywa się w dosyć niespodziewanym momencie, kiedy dopiero akcja zaczyna nabierać tempa. Mam co prawda wrażenie, że jest to napisane według znanego schematu: Aurian ma wielką moc, której na razie nie potrafi opanować, staje się obiektem machinacji złego arcymaga, zakochuje się w szlachetnym opiekunie etc. Nic odkrywczego, choć nieźle napisane. Sympatyczne, ale nic więcej. :wink:
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » wt 03.08.2004 10:17

Dowódca „Sophie” Patricka O’Briana. Akcja powieści dzieje się na początku XIX wieku na morzu Śródziemnym. Śledzimy losy kapitana Jacka Aubrey’a, jego walkę z wrogami korony brytyjskiej i nieustanną pogoń za pryzami. Główny bohater niespecjalnie wzbudził moją sympatię, o wiele ciekawszą postacią jest moim zdaniem jego przyjaciel Stephen Maturin. Lekarz, wielbiciel przyrody, człowiek wykształcony i światły, swego czasu działający na rzecz reform i wolności Irlandii. W wyobrażeniu postaci trochę przeszkadzała mi ekranizacja innej powieści tego autora z tymi samymi bohaterami – „Pan i władca. Na krańcu świata”. Z reszta kilka scen czy dialogów było wspólnych, co może oznaczać, że czasem autorowi brakuje pomysłów. Książka jest napisana przystępnym językiem, zrozumiałym dla laika w sprawach morskich, choć kilkustronicowy opis takielunku może porządnie wynudzić, a i tak wiele się z tego nie zapamięta. Denerwowała mnie miejscami narracja, brak łączenia poszczególnych scen, czy też oszczędność w opisach, przez co nie raz się zdziwiłem, że postać odzywa się do osoby, której wcześniej nie było w pomieszczeniu, a jej wejście nie zostało pokazane. Całe szczęście to uwagi raczej kosmetyczne, całość jest bardzo dobra i warta przeczytania.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » czw 05.08.2004 11:39

Wojna skrzydlatych Poula Andresona. Jak wyjaśnia przedmowa jest to pierwsza z książek poświęconych niejakiemu Nicholasowi van Rijnowi, międzygalaktycznemu kupcowi. Typ jest to w moim odczuciu dosyć antypatyczny i zarozumiały. Co prawda ma ku temu podstawy gdyż w niektórych sprawach wydaje się naprawdę genialny, co udowadnia na kartach książki. Rozbija się na obcej planecie i trafia w środek konfliktu prowadzonego między dwoma plemionami latających istot o dosyć prymitywnie rozwiniętej technice. Na chłodno wybiera stronę konfliktu, z którą chce się związać i dalej manipuluje wszystkimi by osiągnąć swoje cele. Powieść jest krótka, ale przyjemna. W sam raz na przeczytanie do poduszki. Zapewne w głowie na długi nie zostanie, ale rozrywki dostarczy, gdyż umiejętnością pisarskim autora nic nie można zarzucić. Co mnie trochę zdziwiło, bo moje pierwsze podejście do Andersona zakończyło się totalną klapą. Widocznie znacznie lepiej mu wychodzi pisanie krótszych powieści a nie opasłych tomów.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » sob 07.08.2004 20:42

Wędrowiec Fritza Leibera. Powieść łączy ze sobą dwa popularne nurty w fantastyce – kontakt z obcą cywilizacją oraz planetarną zagładę. W pobliżu Ziemi pojawia się nagle obca planeta. Jest to szok dla wszystkich, a dzięki autorowi możemy śledzić reakcje najróżniejszych ludzi, od naukowców, do zwykłych, szarych mieszkańców naszej planety. Autor uwzględnił także skutki pojawienia się tak olbrzymiej masy w pobliżu Ziemi. Moja skromna widza z zakresu astronomii wskazuje, że wszystkie zjawiska są bardzo prawdopodobne. Ciekawe są reakcje ludzi w sytuacjach kryzysowych, trąca nawet trochę o psychologię. Choć z drugiej strony z tym właśnie wiąże się największy defekt. Mianowicie jest kilka relacji z przygód bohaterów kompletnie nic nie wnoszących do fabuły, a w dodatku straszliwie nudnych. Gdyby nie czasy kiedy powstała, to bym przypuszczał, że liczyli autorowi honorarium od ilości tekstu, a nie za utwór. Pomimo tego bardzo ciekawa powieść, w starym stylu, ale za nic nie odbiera jej wielkości.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » śr 18.08.2004 7:59

Marsz ku morzu Davida Webera i Johna Ringo. Jest to kontynuacja „Marszu w głąb lądu” i nie odbiega znacząco od pierwszego tomu. Nadal rażą te same schematy – kompania dociera w jakieś nowe miejsce, gdzie miejscowi barbarzyńcy maja jakiś konflikt, który da się rozwiązać tylko za pomocą przemocy. Dysponując nowoczesną techniką na tle prymitywnych obcych szybko szkolą miejscowe wojska i pokonują znacznie większe siły przeciwnika. Fabuła to walka, walka i jeszcze raz walka. O przepraszam, są jeszcze przygotowania do walki. Bohaterowie płascy, skonstruowani tylko na tyle by darzyć ich jakimiś uczuciami podczas śledzenia ich pojedynków. Z lektury można wysnuć tylko jeden konstruktywny wniosek – cywilizacja ludzka prymitywniejszym ludom zawsze przynosi tylko jedno – coraz bardziej wyrafinowane narzędzia zbrodni. Trochę ponarzekałem, ale książka nie jest taka zła. Czyta się szybko i bez wysiłku, działania wojenne wciągają, choć tak naprawdę nie trzymają się zbytnio kupy. Na pewno spodoba się wielbicielom wartkiej akcji i typowej prozy Webera.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » ndz 22.08.2004 10:26

Imię moje legion Rogera Zelaznego. Jest to zbiór trzech opowiadań połączonych wspólnych bohaterem. Jest nim człowiek, który istnieje poza ogólnoziemskim systemem identyfikacji i w razie potrzeby może przyjąć dowolną tożsamość. Utwory mówią o trzech zadaniach, jakie wykonał dla agencji detektywistycznej – kolejno ochrona projektu naukowego, znalezienie zabójcy oraz zlikwidowanie sztucznej inteligencji. Zelazny jak zwykle trochę bawi się z czytelnikiem i rozwój akcji powoduje, że nic nie jest takie jak na początku się wydawało. Doskonałe, szkoda tylko że takie krótkie.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » pn 06.09.2004 12:24

Anioły i demony Dana Browna. Pierwsza chronologicznie z książek opowiadających o przygodach profesora Roberta Langdona, specjalisty od wiedzy tajemnej. Tym razem jest na tropie złowieszczego bractwa Iluminatów, chcących zniszczyć Watykan. Co prawda przeczytałem ją po „Kodzie Leonarda da Vinci” i oceniałem ją właśnie poprzez pryzmat późniejszej powieści. A analogii jest bardzo wiele, choć większość pomysłów zostało rozwiniętych w „Kodzie...”. Tak więc mamy denata z tajemniczym piętnem, jest piękna i inteligentna członkini rodziny przedwcześnie zmarłego, jest podążanie za tajemniczymi wskazówkami pozostawionymi przez wielkich ludzi z przeszłości. Szkoda tylko, że fabuła jest znacznie bardziej naciągana, a wydarzenia mają odbicie na światową skalę. Natomiast dużym plusem jest to, że powieść trzyma w napięciu do samego końca. Co prawda znając już trochę styl autora wytypowałem główny czarny charakter już w połowie książki, ale do końca niejasne były dla mnie pobudki nim kierujące, a i w kulminacyjnym momencie zaistniało jeszcze kilka istotnych faktów. W związku z tym ciężko mi zdecydować, która z dwóch powieści Dana Browna jest lepsza. Optymalnym rozwiązaniem byłoby połączenie najlepszych elementów powieści w jedno i mam nadzieję, że właśnie to autor uczyni w następnym tomie, który ma ponoć nosić tytuł „The Salomon Key”.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » śr 08.09.2004 9:37

Przez mgły i morza Fritza Leibera. Jest to drugi tom opowiadań o przygodach Fafryda i Szarego Kocura. Tym razem w ręce czytelnika trafia sześć utworów. Jest to pięć opowiadań(choć w zasadzie jedno to zwykła przejściówka łącząca fabularnie utwory) i jedna nowela czy też minipowieść pod tytułem „Gambit adepta”. Najlepsze wrażenie wywarły na mnie dwa pierwsze utwory: „Chmura gniewu”, która mimo swej banalności ma w sobie coś porywającego oraz „Ciężkie czasy w Lankmarze”, w którym to opowiadaniu Fafryd promuje nikomu nieznany kult i doprowadza go na szczyty. Reszta jest moim zdaniem wyraźnie słabsza, choć oczywiście trzyma wysoki poziom. Tyczy się to także wspomnianej nowelki. Jest ona warta uwagi głownie dlatego, iż akcja dzieje się w naszym świecie, w czasach starożytnych, gdzie bohaterowie trafili za sprawą machinacji Ningobla. Niemniej zmiana scenerii wydaje mi się wprowadzona trochę na siłę, bo tak naprawdę to nie ma ona żadnego znaczenia dla wątków fabularnych. Podobno jest to jedne z popularniejszych utworów Leibera, ale mnie jakoś nie przekonuje.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » pn 13.09.2004 8:20

W dół, ku ziemi Roberta Silverberga. Jest to w zasadzie bardziej krótka nowela niż powieść, ale wywarła na mnie niezwykle silne wrażenie. Jest to opowieść o człowieku imieniem Gundersen. Wraca po latach na planetę, na której kiedyś był zarządcą. Obecnie jest ona we władaniu dwóch miejscowych ras. Męczą go widma przeszłości, ciąży na nim poczucie winy za dawne uczynki. Postanawia wziąć udział w religijnym rytuale i w tym celu wyrusza w podróż po planecie, niemal pielgrzymkę. To nie fabuła, mimo że ciekawa, zadecydowała o tym, że książka mi się bardzo spodobała. Największą zaletą jest niesamowity klimat. Autorowi udało się stworzyć wrażenie, że razem z bohaterem przemierzamy dżungle planety, razem z nim odkrywamy rzeczy, na które wcześniej był ślepy. Do tego dochodzą ciekawe dialogi, trącające niemalże o filozofię. Z każdą książką rośnie mój podziw dla Silverberga, wyrasta w mich oczach na jednego z kluczowych pisarzy science-fiction.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » pt 24.09.2004 12:57

Wyspa dnia poprzedniego Umberto Eco. Jest to historia młodego włoskiego szlachcica imieniem Robert de la Grive. Poznajemy go jako rozbitka, który dociera do opuszczonego statku „Dafne”. W pobliżu znajduje się bezludna wyspa, która według wszelkich obliczeń znajduje się za linią zmiany daty. Stąd właśnie tytuł powieści, choć jest zaledwie najprostsze wytłumaczenie, podtekstów jest znacznie więcej. Z resztą wszystko co pisze Eco można zinterpretować wieloznacznie. Jako mistrz pióra wspaniale manipuluje narracją. Jest to niby sprawozdanie pisane na podstawie listów, jakie pisze biedny Robert w samotności na statku, ale autor sprawnie przeskakuje od wiernego przytaczania wypowiedzi, do opisów wcześniejszych dziejów bohatera, które to naświetlają nam jego obecny stan ducha. Bezduszna narracja potrafi błyskawicznie przemienić się w polemikę, spekulacje, domysły. Już dla samego artyzmu pióra autora warto sięgnąć po tą książkę, a mówi to osoba raczej niepodatna na piękno słowa pisanego.
Umberto Eco to wielki erudyta. Tak jak mnie już przyzwyczaił w poprzednich powieściach porusza cały przekrój różnych tematyk. Rysuje barwny obraz XVII wiecznego społeczeństwa, wprowadza czytelnika w tajniki wydarzeń historycznych, a wszystko jakby od niechcenia. Bardzo dużo miejsca poświęcił problematyce określania długości geograficznej, objaśnia pomysły, często wydające się współczesnemu człowiekowi śmieszne. Porusza kwestie filozoficzne, jakie się z tym wiązały. Cechą charakterystyczną dla prozy Eco jest bazowanie na wiedzy czytelnika. Wielu rzeczy nie podaje wprost, ale poprzez szereg aluzji, tworzy swoistą układankę. Jest to świetna rozrywka dla osoby wykształconej, ale jest bez wątpienia nużąca i zniechęcająca dla osób o mniejszej wiedzy. Tym bardziej, że wydawnictwo Noir sur Blanc nie opatrzyło książki w przypisy. Szkoda, bo ułatwiłoby to miejscami lekturę. Nie każdy zna choćby wszystkie przytaczane sentencje w obcych językach, przez co utrudnione jest wyłapywanie niuansów.
„Wyspę dnia poprzedniego” oceniam najniżej z dotychczas przeczytanych powieści Eco. Dzieje się to głównie za sprawą fabuły. W „Imieniu róży” czy „Wahadle Foucaulta” jest ona równie wciągająca jak interesujące są przemycane w niej treści. Tu niestety tak nie jest. Śmiem twierdzić, że jest nawet nudna. Robert to postać tragiczna, nie potrafi zaintrygować. Było mi go żal, ale jego losy nie były w stanie mnie zafascynować. Takie wykreowanie bohatera miało oczywiście kolosalne znaczenie dla konstrukcji powieści, prowadzonej na jej kartach dyskusji filozoficznej, studium charakteru, lecz nie wpłynęło pozytywnie na odbiór. Przyznam się, że miejscami się męczyłem, z trudem przebijałem się przez kolejne rozdziały. Całe szczęście takich fragmentów było zaledwie parę. Mimo tych niedociągnięć (choć w przypadku Eco to nie jest właściwe słowo, może raczej w wyniku innych oczekiwań) książka dostarczyła mi dużej satysfakcji, a także poszerzyła horyzonty w niektórych sprawach.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Iorweth » pn 27.09.2004 22:17

Henryk Kurta- Dzien Czerownego Giganta.
Ksiazeczke ta znalazlem przypadkiem w piwnicy u moich dziadkow. Nalezala do zbiorow mojego ojca. Nie od razu ja przeczytalem, ponad rok lezala na polce, czekajac na swoj moment. Ale doczekala sie, przeczytalem i musze powiedziec, ze nie zaluje. Jest to ksiazka wydana w 1980r. niewielkiego formatu, 170 stronnicowa. Opowiada o tym, do czego moze dojsc ludzkosc. Nieco przybijajaca wizja, ale czytalo sie to bardzo gladko i przyjemnie.
Iorweth
Wędrowiec
Wędrowiec
 
Posty: 48
Rejestracja: czw 29.07.2004 11:17
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: małgoś » pt 01.10.2004 1:34

"Kod Leonarda da Vinci". Całkiem dobrze się czyta, trzyma w napięciu. Mniej - więcej do połowy, potem im dalej, tym gorzej. Całość schematyczna, zakończenie banalne i do przewidzenia.
Awatar użytkownika
małgoś
Lady
Lady
 
Posty: 76
Rejestracja: pn 15.03.2004 12:19

Postautor: Shadowmage » sob 02.10.2004 10:28

małgoś pisze:"Kod Leonarda da Vinci". Całkiem dobrze się czyta, trzyma w napięciu. Mniej - więcej do połowy, potem im dalej, tym gorzej. Całość schematyczna, zakończenie banalne i do przewidzenia.


Po czesci sie zgodze, choć mi sieto czytało dobrze w całej długosci ksiażki. Z resztą gdzieś w wątku jest moja obszerniejsza opinia o tej książce.
Kapitan Patrick O’Briana. Jest to drugi tom przygód kapitana Jacka Aubrey’a oraz jego przyjaciela, doktora Maturina. Po wydarzeniach z poprzedniej części Jack patrzy optymistycznie w przyszłość. Nie ma co prawda okrętu, ale zdobyte pryzy zapewniły mu solidne finansowe podstawy. A przynajmniej tak sądzi, bo bardzo niemiłe zrządzenie losu doprowadza go do wielkich długów. Musi się ukrywać, uciekać z kraju, przyjąć dowództwo bardzo wątpliwego okrętu. Jednocześnie przyjaciele zaczynają rywalizować o względy dwóch młodych dam. Ich przyjaźń zostaje wystawiona na ciężką próbę. Aż smutno patrzeć, gdy dwójka tak kompetentnych w swoich zawodach ludzi jest bezradna w kontakcie z przedstawicielami płci pięknej. Nieporadni, nieśmiali zupełnie nie przypominają pewnych siebie osobników. Ale gdy tylko znajdą się w swoim naturalnym środowisku znowu wracają do dawnej formy. Ta część pozwala szerzej spojrzeć na charaktery bohaterów, poznajemy znacznie lepiej ich psychikę, sposób działania. Z jednej strony należy to zaliczyć na plus, ale z drugiej odbywa się o kosztem życia na morzy, scen bitewnych etc. Szkoda, bo właśnie za to cenię O’Briana najbardziej.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Iorweth » sob 02.10.2004 23:50

Ja chcialbym polecic ksiazke, ktora czytalem na dniach. Przed chwila zakonczylem lekture "Bozych Wojownikow" Sapkowskiego. Narrenturm czytalem bodajze z 15 razy od deski, do deski. Teraz ciag dalszy. Ksiazka, jak to u Mistrza Andrzeja, napisana jest z polotem, warsztat pisarski jest po prostu swietny- Akcja jest spojna i wciagajaca. A calosc, mimo wplecionych elementow fantastycznych, jest realna do tego stopnia, ze po lekturze nie zdziwilby mnie bialy jednorozec biegnacy ulica. Powodem tego jest zwykla "realnosc"- Postacie maja mnostwo wad, nie sa idealizowane, niczym amerykanski Superman, a swiat jest szary i brudny, nie ma podzialu "czarne-biale". Jak dla mnie jest to dowod na to, ze AS ciagle sie rozwija i szlifuje, a kazda kolejna jego ksiazka jest po prostu arcydzielem.
Jedyna wada (przynajmniej dla mnie), o jakiej chce wspomniec, to fakt, ze na ksiazke czekalem ponad poltora roku- Narrenturm otrzymalem w grudniu 2002, czyli szmat czasu wstecz. Ale nie dotyczy to tresci ksiazki, ani tez warsztatu autora:)
Iorweth
Wędrowiec
Wędrowiec
 
Posty: 48
Rejestracja: czw 29.07.2004 11:17
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Shadowmage » sob 09.10.2004 12:51

Cześć, i dzięki za ryby Douglasa Adamsa. Jest to czwarty tom trylogii w pięciu częściach, czyli humorystycznych przygód Artura Denta. Tym razem nasz bohater po ośmiu latach tułaczki wraca na Ziemię, która o dziwo nie została zniszczona, a upłynęło na niej zaledwie pół roku. Artur razem z Fenchurch (dziewczyną poznaną w pierwszym tomie, która wpadła na genialny pomysł jak uszczęśliwić ludzkość i go niestety zapomniała) mają wrażenie ze cos jest nie tak i badają tą sprawę. Sytuację komplikuje zniknięcie delfinów. Jak przystało na Adamsa fabuła nie jest najważniejsza, jest jedynie pretekstem do dania wodzy fantazji i nieprzeciętnemu poczuciu humoru autora. Niektóre pomysły oceniam na bardzo udane, a samą książkę uważam za lepszą od poprzedniej części. Dobrze, że autor zrezygnował z Zaphoda, moim zdaniem wyjątkowo nieudanego bohatera. Duet zakochanych w wykonaniu Artura i Fenchurch jest za to bardzo udany i pozostaje jedynie żal, że Marvin pojawia się jedynie epizodycznie w ostatnim rozdziale.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » ndz 10.10.2004 14:45

Prądy czasu Roberta Silverberga. Rzecz się dzieje w nieodległej przyszłości, o tyle jedynie różnej, że miasta to wielopoziomowe podziemne budowle, normy moralne uległy znacznej zmianie, manipulacje genetyczne to norma. I jeszcze jeden szczegół – podróż w przeszłość jest jak najbardziej możliwa. Jud ucieka z nudnej pracy w sądzie (gdzie jest pomocnikiem sędziego – myślącego komputera) i poszukuje sensu w życiu. Za namową przyjaciela zostaje kurierem w Służbie Czasowej – swego rodzaju przewodnikiem po przeszłości. Jego polem działań zostaje starożytne Bizancjum. Oprowadza turystów po najważniejszych, w większości tragicznych wydarzeniach z przeszłości miasta. Jednocześnie jako hobby śledzi swoją linię genealogiczną. Wszystko dzieje się bez problemowo do momentu kiedy poznaje swoją bardzo urodziwą prapra...babcię. Jak każda powieść o podróżach w czasie także i ta traktuje o problemie ingerencji w przeszłość i efektach, jakie mogą mieć dla teraźniejszości. Autor stara się podać własną teorię pętli czasowych i innego rodzaju paradoksów. Wprowadził kilka ciekawych spostrzeżeń, jak choćby kumulacja zwiedzających oraz wielokrotne występowanie w tym miejscu tego samego przewodnika oprowadzającego n-tą wycieczkę. Szkoda tylko, że większość przytoczonych przez autora rozwiązań, sposobów na rozwiązanie paradoksów kompletnie do mnie nie trafiła i wydawała się mocno naciągana. Co prawda jest to słabość większości koncepcji opartych na podróży w czasie. Widać też, że Silverberg popełnił „Prądy czasu” krótko po okresie, w którym pisywał powieści półpornograficzne, gdyż książka jest przesiąknięta erotyzmem. Choć może nie, to złe słowo. Nie ma nic podniecającego w niemal biologicznych opisach stosunków damsko-męskich. Pod tym względem jestem raczej konserwatystą i zdecydowanie wolę, by takie elementy zostawały opisywane raczej pobieżnie. Nie jest to najlepsza powieść Silverberga, powiedziałbym że nawet jedna ze słabszych, które czytałem. Nie sprawia wrażenia dopracowania, nie porywa także fabułą. Porządna robota, ale bez polotu.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » ndz 17.10.2004 11:50

HMS „Surprise” Patrick O’Briana. Trzeci tom marynistycznego cyklu o przygodach Jacka Aubrey’a. Zostaje on mianowany pełnym kapitanem i powierza mu się dowództwo na fregatą „Surprise”. Jack od razu zakochuje się w tym starym, ale wciąż doskonałym okręcie. Wyrusza na nim do Indii. W tle rozgrywają się kolejne akty przygód miłosnych bohaterów, tym razem na pierwszy plan wysuwa się od początku nieudany związek doktora Maturina z Dianą. Szczerze powiedziawszy autor mógł sobie to darować. O wiele lepiej wychodzi mu opisywanie żeglugi i strać okrętów niż prowadzenie wątków miłosnych, a wręcz wszystkich dotyczących życia prywatnego bohaterów. Są one pewnym urozmaiceniem, ale nie powinny stanowić głównego wątku powieści. Może się czepiam, bo pod tym względem i tak jest znacznie lepiej niż w poprzednim tomie.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » czw 21.10.2004 15:59

Most popiołów Rogera Zelaznego. Dennis jest bardzo silnym telepatą. Tak silnym, iż wieku kilkunastu lat nie był w stanie wykształcić własnej osobowości, bo odbierane przez niego umysły skutecznie go zagłuszały, był niczym warzywo. Dopiero poddany terapii zaczął okazywać oznaki życia, lecz prędko okazało się, że kopiuje osobowości innych. Przeniesiony na Księżyc zaczął nawiązywać kontakty ze zmarłymi... w końcu jednak przyjął własną osobowość i odkrył, że czeka przed nim wielkie zadanie. Nie będę pisał jakie z dwóch powodów. Po pierwsze zdradziłbym fabułę do końca, a po drugie w momencie wyruszenia Dennisa na swoistą krucjatę powieść staje się znacznie słabsza. Nadal stoi na wysokim poziomie, ale podąża znanym z innych powieści Zelaznego torem. Główny bohater to nadczłowiek mający misję do spełnienia i nic nie jest w stanie stanąć mu na drodze. Nie jest to postać na tyle ciekawa, by wybić się ponad przeciętność, na czym cała powieść sporo traci. Pozycja raczej dla fanów autora, gdyż arcydzieło to nie jest.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » ndz 24.10.2004 9:43

Żelazne wojny Paula Kearney’a. Jest to trzeci tom Bożych Monarchii. Fabuła koncentruje się w zasadzie tylko na dwóch wątkach. Pierwszy to obrona Torunny przed Merdukami, czyli głównie kolejne zwycięstwa Corfe i związane z tym intrygi dworskie królowej matki. Drugi wątek poruszany w powieści, to intrygi o tron Hebrionu. Abeleyn leży na łożu śmierci, straszliwie okaleczony. Jemilla stara się doprowadzić do wyboru regenta, którego będzie w stanie okręcić wokół palca. Sprzeciwia się jej księżniczka Isolla i mag Godolphin. W zasadzie to sprzeciwiają się tylko według autora, bo ja żadnych działań oprócz modlitw za zdrowie króla nie zauważyłem. Pozostałe wątki zostały ograniczone do kilkustronnicowych wspomnień. Zastanawiam się, jaki był tego cel, bo sensu w tym nie odnalazłem. Już lepiej by było całkowicie je pominąć, bo nic nie wnosiły. Poprzedniemu tomowi zarzucałem, że nie posiada konstrukcji powieści, w zasadzie autor postanowił wydać książkę po napisaniu 300 stron. Tym razem nawet tyle nie napisał. Książka jest żałośnie krótka, a część wątków aż się prosi o rozwinięcie. Nadal czyta się to bardzo dobrze, ale denerwują skróty i pomijanie interesujących elementów. Przez takie działania powieść nabiera dynamizmu, ale z tym też nie należy przesadzać. W „Wyprawie Hawkwooda” też była wartka akcja, ale autora było stać na dopracowanie wątków.

Wiedźmikołaj Terry’ego Pratchetta. Nadchodzi Noc Strzeżenia Wiedźm. Nad kominkami wiszą skarpety na prezenty. Wszyscy czekają na grubego jegomościa w czerwonym stroju. Na Wiedźmikołaja. Zgodnie z oczekiwaniami ten się pojawia, ale ma w sobie coś dziwnego. Jego postać zawiera jakby za dużo kości, ma dziwne spojrzenie na świat i głębokim głosem oznajmia HO.HO.HO. Chyba już wiecie o kogo chodzi. Wiedźmikołaj zniknął i Śmierć musiał go zastąpić. Jak zwykle patrzy na życie ludzkie z zupełnie innego punktu widzenia niż zwykli śmiertelnicy. Robi wszystko, by przywrócić wiarę i ducha świąt. Oburza się na niesprawiedliwości, na komercjalizację świąt. Jest to jedna z najpoważniejszych, a zarazem najbardziej cynicznych książek ze Świata Dysku. Pratchett obnaża obecny stosunek większości społeczeństwa do świąt. Nie jest to czas radości, a raczej oczekiwania na prezenty, cynizmu i wielkiej wyżerki. Smutne, ale prawdziwe. Przypuszczam że w Anglii jest to jeszcze bardziej widoczne.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » ndz 31.10.2004 11:04

Dowództwo na Mauritiusie Patrick O’Briana. Czwarty tom przygód Jacka Aubrey’a. Rzecz dzieje się po mniej więcej dwóch latach od wydarzeń opisanych w poprzednim tomie. Bohater wiedzie spokojne życie na łonie rodziny. Skromne, wręcz niedostatnie. Jednocześnie bardzo tęskni za morzem. Tym większa jest jego radość, gdy doktor Maturin zapewnia mu posadę komodora, dowódcy eskadry mającej sprzeciwić się Francuzom na Oceanie Indyjskim. Tak na marginesie, nie pisałem o tym w opisach poprzednich części, ale jedna rzecz mnie zastanawia. W pierwszym tomie Maturin daje się poznać jako działacz na rzecz wyzwolenia Irlandii, otwarcie wypowiada się nieprzychylnie o szpiegostwie, a już w następnej części jest wziętym szpiegiem posiadającym kontakty na samym szczycie władzy w admiralicji... Mniejsza z tym, ważne ze znów jest dużo starć, żeglugi i wszystkiego z tym związanego. Jest to ta rzecz, za którą cenię O’Briana.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Lilly » ndz 31.10.2004 13:16

Tengu Graham Masterton
Mimo calej mojej sympatii dla tego autora, ta pozycja jest chyba najgorsza, jaka czytalam w ostatnim czasie. Czytalo sie ja zle, byla calkowicie przewidywalana... Mialam nadzieje, ze chociaz zakonczenie bedzie jakies sensowne, ale zawiodlo mnie totalnie. Ja wiem, ze czesto ginie wiekszosc bohaterow ksiazek, ale jak gina WSZYSCY to juz przesada - czulam tylko niesmak i niedosyt. Ja rozumiem, ze kwestia konsekwencji i poczucia winy po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroshime nie jest tematem blahym, ale jakos mi na horror nie pasuje. Rozumiem, ze jest to moja opinia subiektywna i ktos sie moze z nia nie zgodzic. Dla mnie po prostu ta tematyka do horroru nie pasuje. Poza tym nie bylo tego czegos, co powoduje, ze horrory mnie poruszaja...
Obrazek
Awatar użytkownika
Lilly
Lady
Lady
 
Posty: 941
Rejestracja: wt 09.09.2003 10:13
Lokalizacja: Wrocław/Częstochowa (Moonglade)

Postautor: Shadowmage » pn 01.11.2004 14:48

Krypta bestii A.E. van Vogta. Zbiór opowiadań klasyka science-fiction. Poziom jest równy i niezwykle wysoki. To jeden z najlepszych zbiorów autorskich, jakie czytałem. Mimo, że za nimi nie przepadam, to nie mogłem się oderwać. Opowiadania zajmują się najróżniejszą problematyką, ale można wydzielić kilka tematów przewodnich. Są opowiadania trącające o grozę, swoją konstrukcją i treścią przypominają mi Lovecrafta. Następny dział traktuje o superkomputerach, sztucznej inteligencji. Autor lawiruje pomiędzy obawą przed bezduszną maszyną, a nadzieją, iż w przyszłości będzie możliwa udana współpraca pomiędzy myślącymi komputerami i ludźmi na zasadach partnerstwa. Kilka utworów traktuje o przenoszeniu w czasie, zagadnieniu pętli czasowej oraz fakcie, że przyszłość wcale nie musi być tak różowa jak to sobie wyobrażamy. Jest też wiara w nieprzeciętne umiejętności ludzkiego umysłu i spekulacje na temat jego możliwych ponadnaturalnych zdolności. Tak to się przedstawia w wielkim skrócie, pominąłem kilka innych tematów, po prostu trzeba samemu przeczytać.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » czw 04.11.2004 10:21

Elfy i ludzie Tomasza Piątka. Jest to trzeci tom i na całe szczęście ostatni tom cyklu Ukochani Poddani Cesarza. Kto czytał poprzednie to wie doskonale czego się spodziewać – obrazu wymyślnych tortur i prymitywizmu, mogącego być wytworem jedynie chorego umysłu, a przynajmniej dalekiego od normalności. W tym tomie mamy to samo, ale jeszcze więcej, bo akcja toczy się głównie w Rombie, miejscu masowej kaźni. Jedyny wątek poza nim to podróż grupy krasnoludów, która zabija i zjada wszystkich napotkanych ludzi... genialne, prawda? A już rozwiązania fabularne wołają o pomstę do nieba. Ani w nich logiki, ani sensu. Istny bełkot jest uzasadnieniem wszystkich nieszczęść spotykających mieszkańców Cesarstwa. O zakończeniu to nawet nie będę się wypowiadał. Tak denne, że aż szkoda słów. Miejscami jest to śmieszne, ale w przeważającej większości po prostu beznadziejnie głupie. Pierwszy tom był niezły, drugi znośnyl ale trzeci to kompletna pomyłka.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » ndz 07.11.2004 10:18

Nauka Świata Dysku Terry’ego Pratchetta, Jacka Cohena i Iana Stewarta. Już sam tytuł książki jest mylący. Nie jest ona bynajmniej poświęcona szalonym dyskowym wynalazkom, ale wręcz przeciwnie, jest to opracowanie niemal popularnonaukowe, analizujące osiągnięcia naszych naukowców w wielu dziedzinach nauki. W zasadzie jest to subiektywna historia powstania wszechświata, naszej planety i życia na niej. Autorzy przytaczają wiele teorii, które powstały w naszej historii. Niektóre bardziej, inne mniej trafne, ale wszystkie odegrały znaczącą rolę w kształtowaniu ludzkiej mentalności. Z niektórymi się zgadzają, inne ośmieszają, ale przekazują całkiem sporą ilość wiedzy. Spora część przedstawionego materiału pokrywa się z kierunkiem moich studiów lub zainteresowań, więc jestem w stanie stwierdzić, że ilość wiadomości jest znaczna, a temat dosyć obszernie potraktowany i dogłębnie potraktowany. Akurat tak, by nie znudzić a jednocześnie naświetlić kluczowe elementy. Wszystko pięknie, ale na razie nic nie wskazuje, co ma do tego tytuł książki i nazwisko Terry’ego Pratchetta. Spokojnie, dla fanów Świata Dysku też się coś znajdzie. Każdy rozdział teoretyczny poprzedza rozdział nowelki dziejącej się w Świecie Dysku. Są one odbiciem treści zamieszczonej w rozdziałach naukowych. Magowie z Niewidocznego Uniwersytetu tworzą „Projekt Kula” czyli malutki wszechświat działający według kompletnie innych reguł niż znają. Według nam znanych reguł... Jest to dla nich szok i zabawne jest obserwowanie jak badają dziwne zasady rządzące naszym wszechświatem. I odwrotnie – patrzenie jak wygląda dyskowa wersja stworzenia naszego świata. Pojawia się też jeden z moich ulubionych bohaterów , czyli Rincewind. Zostaje mianowany profesorem nadzwyczajnym Katedry Okrutnej i Niezwykłej Geografii co sprowadza się do mianowania go ochotnikiem do zbadania niezwykłego świata. Czy takie rzeczy zawsze muszą mu się przydarzać? Muszą, narrativum tego wymaga...
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » ndz 14.11.2004 10:34

Dokąd jedzie ten tramwaj? Janusza A. Zajdla. Kolejny zbiór opowiadań tego autora, który przeczytałem. Niestety jest to wybór jego najlepszych utworów, co sprawiło, że przeważającą większość już znałem, nie będę się w związku z tym rozpisywał nad nimi. Są to prawdopodobnie najlepsze utwory Zajdla, choć mógłbym dyskutować co do niektórych, możliwe że dodałbym także parę innych. Jeśli ktoś chce się zapoznać z twórczością tego autora, to chyba jest najlepsza pozycja.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » pt 19.11.2004 10:10

Między otchłanią a niebem Agnieszki Hałas. Jest to zbiór opowiadań o Krzyczącym w Ciemności, magu o wątpliwej reputacji, ściganym przez srebrnych magów, będących stróżami prawa, porządku i równowagi między czarną a srebrną magią. Archetyp bohatera znany z wielu powieści, a stosowany często, gdyż popularny wśród czytelników. Początkowo wydaje się być nieczuły i interesowny, ale im bliżej go poznajemy (czy raczej autorka przemyślała koncepcję) tym ten obraz staje się mniej prawdziwy. Bohater ma uczucia i wcale nie jest taki mroczny jakby chciał. Opowiadania są niezłe, ale... tylko niezłe. Żadne z nich się nie wyróżnia, ani na plus, ani na minus. Wszystkie wydają się niemal identyczne, różnice wynikają jedynie z fabuły. A ta także nie zachwyca, konstrukcja niemal wszystkich utworów jest taka sama. Krzyczący dostaje zlecenie lub też na coś się natyka, bada sprawę, popada w tarapaty, ale szczęśliwie ledwo z nich uchodzi z życiem. Obawiam się, że autorce brakuje nieco polotu i inwencji. Niemniej czyta się to przyjemnie w miarę szybko, nie ma w zasadzie większych zgrzytów. Jeszcze kilka słów o wykreowanym świecie – ten bez wątpienia jakiś jest, ale chyba nawet sama autorka nie jest przekonana jaki on powinien być. W rzeczywistości ścierają się siły magii (dobrej i złej), w tle znajduje się Otchłań, źródło strasznego zagrożenia dla świata. Bohatera łączą z nią jakieś tajemnicze powiązania, które zdaje się są opracowywane w ramach pisania kolejnych opowiadań...
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Alganothorn » pn 22.11.2004 9:35

Jacek Dukaj
'Perfekcyjna niedskonałość'

krótkimi słowy: mniam
:D
a nieco dłuższymi: po raz pierwszy chyba mamy do czynienia z większą całością, a nie pojedynczą książką czy opowiadaniem; do rąk trafia pierwszy tom trylogii (czy też pierwsza tercja jak chce autor) pierwszorzędnego sf;
to nie jest jakieś bajdurzenie o podróżach, zaawansowanej technice czy tego typu zabiegi - Dukaj, jak to on ma w zwyczaju, wrzuca nas do bardziej wymagającego dla czytelnika świata;
pierwsze skojarzenie prowadzi mnie do 'Czarnych Oceanów', ale jedynie jeśli chodzi o poruszanie się po tak skomplikowanych obszarach z jednej strony techniki - z drugiej wyobraźni autora; o ile tam potrzebna była minimalna chociaż wiedza i otwartość na VR, tutaj przydaje się elementarna znajomość fizyki i, podobnie, otwartość na nią...inaczej może być problem ze zrozumieniem autora, który, jak to ma w zwyczaju, od pierwszych stron zarzuca nas swoim stylem (czytaj: terminologią nieco w pierwszym momencie egzotyczną...;-) )
jak dla mnie pozycja znakomita, jedna z najlepszych książek jakie ostatnio czytałem; styl świetny, fabuła wciągająca, czego chcieć więcej...
;-)
na zakończenie: Dukaja wydaje Wydawnictwo Literackie - jak mało który autor w pełni na to zasłużył
:-)
pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Shadowmage » czw 16.12.2004 16:28

Klątwa nad Chalionem Lois McMaster Bujold. Cazaril po latach tułaczki i niewoli dociera do ojczystego kraju, mając nadzieję na jakąś spokojną posadę w zamku, na przykład pomywacza. Niespodziewanie zostaje nauczycielem i wychowawcą rojessy Iselle. Zachwycony jej charakterem i inteligencją służy jej wiernie, razem z nią wyrusza na dwór królewski, gdzie zostają wciągnięci w wir intryg, spotyka starych wrogów, a także okrywa, że nad panującym rodem Chalioniu ciąży straszliwa klątwa. Oczywiście stara się zrobić wszystko by ją zniszczyć. Nie waha się nawet oddać za to życia. Już z opisu fabuły widać, że to przyjemna bajeczka. Nic nie zaskakuje, wszystko przebiega zgodnie z przewidywaniami. Źli są straszni i bezwzględni, dobrzy są szlachetni i inteligentni. I tak prowadzi to do szczęśliwego zakończenia, co prawda okupionego pewnymi stratami, ale nad nimi czytelnik płakać nie będzie. Banał można powiedzieć. A jednak książka ma coś w sobie. Czyta się z wielka przyjemnością, nie można się oderwać. To jest chyba zasługa stylu autorki, który mi bardzo odpowiada. Wszystkie jej książki czytałem z zapartym tchem. Dla mnie rekompensuje to wszystkie niedostatki fabularne, choć nie zazna się tu raczej inteligentnej rozrywki.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » pt 17.12.2004 11:24

Miecz aniołów Jacka Piekary. Jest to trzeci tom opowiadań o inkwizytorze Mordimerze Madderinie. Dostajemy dokładnie to, co w poprzednich tomach, więc nie ma sensu rozpisywać się fabułą i stylem. Mi się pomysł Piekary podoba, więc byłem usatysfakcjonowany. Choć z drugiej strony zaczyna to być już lekko nużące, przydałby się jakiś orzeźwiający powiew nowego pomysłu. Albo rozwinięcie do formy powieści – ale to jak sam autor przyznaje ma nastąpić dopiero w 5 tomie, tak wiec przed nami jeszcze jeden zbiorek. Nadal trochę denerwuje zawieszenie fabuły w próżni, świat poznajemy jedynie w wąskich wycinkach. Piekara w przedmowie uzasadnia dlaczego tak jest, ale jakoś mnie to nie przekonało. I jeszcze jedna uwaga – niech wreszcie skończy z opisywaniem w każdym opowiadaniu co się dzieje, kiedy Kostuch zdejmuje kaptur itp.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » pn 20.12.2004 17:48

Madouc Jacka Vance’a. Jest to trzeci i ostatni tom cyklu Lyonesse. Akcja koncentruje się na życiu tytułowej księżniczki, a w zasadzie jej poszukiwaniach prawdziwych rodziców. Opisane jest to z dużą szczegółowością, kosztem niestety konfliktu polityczno-wojskowego rozgrywającego się na Wyspach Elder. W zasadzie jego rozwiązanie zostało ograniczone do kilkudziesięciu ostatnich stron, napisanych jakby z musu, zupełnie innym stylem. Szkoda, bo właśnie to mnie interesowało bardziej niż przygody niepełnoletniej księżniczki. Owszem, jest to sympatyczne, ale nic więcej. Na plus należy zaliczyć dużą dawkę humoru oraz dziwny styl, który doskonale pasujący do opisywanych wydarzeń. Szkoda tylko, że wszystko rozgrywa się jak w telenoweli – okazuje się że wszyscy są jedną wielka rodziną, a pokrewieństwo można znaleźć w najdziwniejszych miejscach.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20742
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

PoprzedniaNastępna

Wróć do Ogólnie o literaturze

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości

cron