Książki, czyli co ostatnio czytaliśmy

Wszystkie tematy traktujące o literaturze w bardziej ogólnym rozumieniu

Moderatorzy: Vampdey, Tigana, Shadowmage, Achmed

Postautor: Shadowmage » czw 23.12.2004 10:29

Ilion Dana Simmonsa. Na terraformowanym Marsie rozgrywa się po raz kolejny Wojna Trojańska. Thomas Hockenberry, wskrzeszony przez bogów specjalista od Iliady z naszych czasów, pilnuje zgodności z eposem Homera. Do momentu, gdy zostaje wplątany w rozgrywki bogów. Równocześnie z księżyców Jowisza wyrusza wyprawa morawców, częściowo organicznych robotów, w celu zbadania dużej aktywności kwantowej na Marsie. A na Ziemi tak zwani dawni ludzie, pozbawieni wiedzy i kultury, starają się odkryć prawidła rządzące ich światem.
Początek książki był dosyć ciężki, czytało się wolno i topornie. Jakoś nie mogłem wczuć się w klimat. Całe szczęście w miarę szybko akcja mnie pochłonęła. Nie jest może zbyt dynamiczna, ale interesująca. Wątki są poprowadzone w ten sposób, że praktycznie do końca nie wie się, jakie będzie rozwiązanie, przewidziałem zaledwie kilka kluczowych momentów. Możliwe, że trochę z powieści mi umknęło, bo duże znaczenie odgrywa w niej fizyka kwantowa, a to rzecz z którą wzajemnie się wykluczam... Niemniej jest wyjaśniona w taki sposób, że mniej więcej wiadomo o co chodzi.
Simmons bardzo silnie nawiązuje do wielu dzieł literackich. Oczywiście na pierwszym miejscu do Iliady. Ciekawe jest zestawienie epickich opisów pojedynków bohaterów z ich językiem, nie mającym nic wspólnego ze sztuką, a raczej zwykłymi obozowymi gadkami. Duże znaczenie ma także proza Prousta i sonety Szekspira, a morawce analizujące te dzieła na poziomie akademickim rozbawiły mnie do łez.
Książkę polecam, bo jest to jedna z ciekawszych pozycji science-fiction, jakie ukazały się na naszym rynku w ostatnich latach. Co prawda cena może być silnym czynnikiem odstraszającym niestety. No i jeszcze fakt, że to pierwszy tom dylogii i wiele rzeczy zostało niewyjaśnionych. Pozostaje czekać, a znając Amber może to potrwać długo, tym bardziej że „Olimp” ma się ukazać na zachodzie dopiero za kilka miesięcy.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » sob 25.12.2004 14:49

Drugie Imperium Paula Kearney’a. Jest to czwarty tom Bożych Monarchii. Akcja w dalszym ciągu koncentruje się na konflikcie z Merdukami. Na kartach książki opisane są ostatnie etapy wojny pomiędzy nimi i Torunną. Corfe nie tylko musi walczyć z wrogiem, ale także z arystokracją próbującą obalić królową i przejąć władzę w państwie. Jest to chyba najbardziej tragiczna postać w książce, skazana na ciągłą walkę i brak szczęścia w życiu prywatnym. Na drugim krańcu kontynentu, w Hebrionie, niedobitki wyprawy Hawkwooda wreszcie docierają do ojczyzny. Ozdrowiały król Abeleyn odzyskuje władzę w królestwie, a tajemniczy Aruan snuje swe plany. I to w zasadzie tyle co mam do napisania. Sposób narracji i styl są takie same jak w poprzednich tomach. Nadal największy nacisk jest położony na akcję. Mam wrażenie, że autor bardzo się spieszył z zakończeniem powieści, bo wiele wątków prosi się o rozwiniecie, a sporo scen zostało pominiętych. W związku z tym znowu otrzymaliśmy straszliwie cienką pozycję, niecałe trzysta stron. To bardzo mało niestety.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Lord Turkey » czw 30.12.2004 22:52

Wiedźmikołaj Terry Pratchett

Książkę przeczytałem zachęcony jej fabułą, która ze świętami ściśle się wiąże. Otóż w tym okresie bardzo liczyłem na jakąś klimatyczną lekturę i... udało się!

Książka Pratchetta jak wszystkie tryska humorem na wysokim poziomie, paroma filozoficznymi konspektami i odowłaniami do literatury czy filmu. Fabuła opowiada o tym jak pewne "istoty" wynajęły Gildię Skrytobójców, aby zlikwidowała "Grubasa".
W pewnym sensie jej się to udaje. Śmierć musi przejąć jego obowiązki, aby wiara w Mikołaja nie upadła, a jednocześnie podstępnie prowokuje swoją wnuczkę Susan, aby ta uratowała Wiedźmikołaja i tym samym uratowała świat... jeżeli nie przeczytacie - nie zrozumecie. Ja jedynie polecam, bo książka jest interesująca, dowcipna, a już postać antropomorfizowanej Śmierci jest przezabawna.

Jeszcze raz zachęcam :P
Obrazek
Krzysztof Kozłowski
Lord Turkey
Książę
Książę
 
Posty: 2549
Rejestracja: sob 15.02.2003 12:41
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Shadowmage » pt 07.01.2005 10:51

Żywioł ognia Marthy Wells. Jeśli ktoś czytał „Śmierć nekromanty” i kontynuację, to mniej więcej wie, czego należy się spodziewać. To jest ten sam świat, tylko kilkaset lat wcześniej, przed rewolucją przemysłową. Rzecz się dzieje na królewskim dworze Ile-Rien. Główny bohater to kapitan Thomas Boniface, służący królowej wdowie. Jest czynnym uczestnikiem intryg i rozgrywek o władzę, wiernie służąc swojej pani, często przeciwko królowi. I oczywiście, kiedy dochodzi do kryzysu, czyli ataku potężnych demonów sprowadzonych przez złowieszczego maga. A do tego na scenie pojawia się wygnana siostra króla, czarodziejka. Książka mnie nieszczególnie zachwyciła. Fabuła prosta i przewidywalna, bohaterowie sztampowi i sztuczni. Czyta to się może i przyjemnie, ale wciągnąć mnie nie potrafiło. Pewnie dużą rolę odgrywał styl autorki. Niektórym się podoba, ale ja do jej fanów nie należę. Tym bardziej, że pisarsko było słabsze od jej późniejszych powieści. Szczególny problem ma om zdaniem ze scenami dynamicznymi i opisami na większa skalę – zamiast zainteresować bardziej odrzucają chaosem i nieskładnością.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » sob 22.01.2005 10:17

Cyfrowa twierdza Dana Browna. Jest to debiutancka powieść tego autora. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich powieści, które ukazały się u nas, nie traktuje o tematyce spiskowo-ezoterycznej, ale porusza bardziej przyziemne tematy – łamanie kodów i problematykę bezpieczeństwa informacji w internecie. Fabuła prosta jak drut – pewien człowiek stworzył kod nie dający się złamać, a Amerykanom z NSA bardzo się to nie podoba, bo nie mogą inwigilować szarych ludzi. Komplikuje sprawę fakt, że temu człowiekowi szybko się zmarło. Rozpoczyna się wyścig o zdobycie kodu rozszyfrowującego. W rolach głównych występują genialna kryptolog Susan bawiąca się w gry liczbowe, oraz jej narzeczony David, lingwista, który bawi się w detektywa szukającego pierścienia po zmarłym. W zamierzeniu autora zapewne było stworzenie wielu zaskakujących zwrotów akcji, ale mu nie wyszło. Czarny charakter zidentyfikowałem po kilkudziesięciu stronach, całość intrygi niewiele później. Wystarczy przeczytać jedną książkę Browna i nic już nie zaskoczy czytelnika. Wszystkie powieści konstruuje według tego samego schematu, raz może to być ciekawe, ale na dłuższą metę raczej nużące.
Nie znam się za bardzo na kryptologii, szyfrach i bezpieczeństwie w internecie, ale mimo tego pomysły Browna wydają mi się naciągane, pozbawione wiarygodności. Tym bardziej, że na dobrą sprawę nie przedstawia żadnego sensownego uzasadnienia pomysłów, a tylko wsadza gdzieś zasłyszany pseudotechniczny bełkot i myśli, że to wystarczy. Do tego dochodzą raczej żałosne wywody, jak to śledzenie korespondencji jest właściwe i słuszne, prywatność to dobra rzecz, ale zbieranie informacji ma priorytety, bo dzięki temu NSA może chronić świat. Nie powiem, żeby mnie to przekonało...
Jednego nie można Brownowi odmówić – lekkości pióra. Pomimo wielu niedociągnięć „Cyfrową twierdzę” czyta się bardzo dobrze i szybko. I obawiam się, że równie szybko się o tym zapomina. Dobre czytadło, nie wymagające wysiłku umysłowego, w sam raz na jesienny wieczór. A na deser pozostaje kod cyfrowy na końcu powieści. Szkoda tylko, że w polskiej wersji całkowicie bezużyteczny. Albo tłumacz nie załapał o co chodzi, albo też nie chciało mu się kombinować z polskim odpowiednikiem.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » pn 24.01.2005 15:46

Lord Demon Rogera Zelaznego i Jane Lindskold. Powieść dokończona przez Lindskold po śmierci Zelaznego. Wariant przerabiany już w „Donnerjacku”, ale tym razem na szczęście autorka powstrzymała się od dużej ingerencji własnej, przez co powieść jest bardziej w stylu Zelaznego, w zasadzie da się wyczuć dodane elementy jedynie miejscami. I bardzo dobrze, bo choć nie czytałem niczego napisanego wyłącznie przez Lindskold, to widać, że talentem i umiejętnościami nie dorównuje Zelaznemu nawet w przybliżeniu. Sama powieść jest bardzo dobra, warta uwagi nie tylko wielbicielom tego autora. Pomysł na fabułę typowy dla niego – demony, istoty z innego wymiaru żyją pośród nas na ziemi, rywalizując z bogami – istotami, które wygnały je z rodzinnego wymiaru. Obie frakcje są jakby żywcem wyjęte z mitologii chińskiej, z resztą są liczne nawiązania do właśnie tej kultury. Główny bohater ma przezwisko Lord Demon, bo jako jedyny zabił boga w licznych wojnach. Gdy go poznajemy ma znacznie bardziej pacyfistyczne zapatrywania, oddał się bez reszty sztuce, a w tej jest mistrzem. Wbrew swej woli zostaje wplątany w kolejne rozgrywki polityczne. Oczywiście mimo początkowych problemów wychodzi z kolejnych opresji zwycięsko. Czyta się świetnie, choć osób nie przepadających za Zelaznym raczej nie zachwyci, bo powieść ma wszystkie wady i zalety jego prozy.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » śr 02.02.2005 12:34

Szturm przez Gruzję S.M. Stirlinga. Historia alternatywna, w której w południowej Afryce powstało wielkie imperium białych osadników zwane Dominacją Drakan, które z czasem opanowało cały kontynent, a także spore połacie Azji. Obywatele to stosunkowo niewielka grupa potomków osadników, a cała reszta to tak zwani Poddani, niczym nie różniący się od niewolników. Społeczeństwo Drakan jest ściśle zmilitaryzowana, a prawa niezwykle surowe. Rzecz się dzieje w 1942 roku, III Rzesza pokonała Związek Radziecki i powoli buduje swe pozycje na jego ziemiach. W tym momencie następuje atak Drakan, przez Gruzję. Grupa spadochroniarzy pod dowództwem Erica von Shrakenberga ląduje na głównej trasie komunikacyjnej i ma za zadanie utrzymanie jej aż do momentu dotarcia głównych sił. Reszta powieści to w zasadzie jedynie opisy walk o wioskę, w której okopali się Drakanie. Fabuła nie jest typowa dla Stirlinga, czyli głównie walki i nic poza tym. O wiele ciekawszy jest świat, podobny, ale także zupełnie inny od naszego. Szczególnie do gustu przypadki mi Drakanie, choć główny bohater akurat nie jest ich typowym przedstawicielem. Z resztą pamiętałem go z innej książki Stirlinga – „Piąta kolumna”, dziejącej się kilkadziesiąt lat później. W każdym razie to całkiem przyjemna, choć niezbyt ambitna lektura. Szkoda jedynie, że niektóre wątki nie zostały bardziej rozwinięte, choć się o to prosiły, a inne zostały wprowadzone w celu wiadomym jedynie autorowi.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Zuhar » pn 07.02.2005 22:37

Front burzowy, Pełnia księżyca, Upiorne zagrożenie, Jima Butchera. Do przeczytana skłoniła mnie dziwna potrzeba/zachciewajka - konieczny był mi cytat z jednej z tych książek. Ogólnie: kryminał z magią w stylu fantasy umieszczony w współczesności. Dobrze się czyta, ale bohater jest jakby nieco na siłę ładowany w kłopoty. Zakupu nie żałuję i choć zamierzam przeczytać kolejne to jakoś tak z czystym sumieniem wszystkim bym nie polecał. Taki gatunek trzeba lubić. Jeśłi kogoś nie chwyci za serce pierwszy tom, to następne tym bardziej.
Awatar użytkownika
Zuhar
Mechanik Pokładowy
Mechanik Pokładowy
 
Posty: 520
Rejestracja: śr 11.12.2002 14:13
Lokalizacja: Łódź

Postautor: Shadowmage » śr 09.02.2005 10:07

Cieplarnia Briana W. Aldissa. Rzecz się dzieje w dalekiej przyszłości. Ziemia to królestwo roślin, zwierzęta praktycznie wyginęły, zdegenerowani ludzie żyją jak barbarzyńcy w koronach drzew, ukrywając się przed drapieżnymi roślinami. Gren, wieczny oportunista, dostaje się pod władzę smardza – pasożytniczego, inteligentnego grzyba. Początkowo uważa to za wielkie szczęście, ale z czasem podoba mu się to znacznie mniej i stara się z ty walczyć. Tym bardziej, że wraz z towarzyszami trafia w bardzo różne i mało gościnne tereny. Najbardziej podobał mi się wykreowany świat, najprzeróżniejsze gatunki roślin o ciekawych nazwach i nie przeszkadzało mi nawet, że jego same założenia nie trzymają się kupy łagodnie rzecz ujmując. Co ciekawe, to smardz przejawia najbardziej ludzkie cechy, szczególnie te mniej sympatyczne. Sami ludzie nie mają z nami wiele wspólnego, są prymitywni, bez pomysłów, skazani na wymarcie. Swoją drogą przy śmiertelności, jaka została zaprezentowana w książce, to powinni wyginąć już dawno temu. Powieść zostawiła mały niedosyt, bo przydałoby się, żeby część wątków została bardziej pociągnięta.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » pn 14.02.2005 16:58

Ostatni obrońca Camelotu Rogera Zelaznego. Jest to zbiór szesnastu opowiadań autora napisanych w latach 1962-1979. Jest w nim między innymi zamieszczone pierwsze opublikowane opowiadanie – „Jego Wielki Wyścig”. We wstępie do niego podaje przyczyny, dzięki którym znamy go z bardzo zwięzłego, rzeczowego stylu, pozbawionego wszystkich zbędnych słów. Jest też zamieszczone ulubione opowiadanie Zelaznego (a przynajmniej było nim w momencie wydania zbioru) – „Z każdym moim oddechem”. Mówi o maszynie próbującej zrozumieć człowieka i próbie stanie się nim. Niezłe, ale kojarzy mi się z niektórymi opowiadaniami van Vogta. Są też dwa obszerne opowiadania rozwinięte do powieści – „Psychouczestnik” i „Aleja Potępienia”. Wydaje mi się, że o wiele lepiej prezentują się w krótszej wersji. Szczególnie tyczy się to pierwszego, ale kładę to też na karb sporego odstępu czasu między czytaniem obu utworów jak i fatalnego tłumaczenia „Pana snów”. Patrząc na inne zbiory opowiadań Zelaznego ten nie stoi na najwyższym poziomie, ale i tak jest wart przeczytania.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » ndz 20.02.2005 10:46

Zamek Lorda Valentine’a Roberta Silverberga. Jest to pierwszy tom cyklu opowiadającego o planecie Majipoor, który chyba w największym stopniu rozsławił autora. Do tej pory przeczytałem kilka jego utworów i jestem jego sporym fanem. Tak więc byłem ciekawy jaki będzie wynik konfrontacji z tak renomowaną powieścią.
Na samym jej początku poznajemy wędrowca, który niewiele pamięta ze swojego życia. Zostaje zatrudniony w trupie żonglerów i okazuje się, że ma do tego niezwykły talent. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie dziwne sny, które go nawiedzają. Na Majipoorze sny maja moc, są przekazywane od Pani i Pana Snów, którzy bynajmniej nie są w sojuszu. Okazuje się, że nasz bohater jest Lordem Valentinem, władcą planety, który został podstępnie pozbawiony ciała i pamięci. Razem z nowopoznanymi przyjaciółmi wyrusza w daleką podróż przez kontynenty Majipooru do centrum władzy – Zamku Lorda Valetnine’a.
Powieść zalicza się do science-fiction, ale jest to kwestia zaledwie kilku szczegółów. Świat z racji niewielkiej ilości surowców jest raczej prymitywny, choć oczywiście są także urządzenia techniczne wysokiej klasy, gdy zachodzi potrzeba ich użycia. Mieszkańcy planety to szereg różnych ras napływowych, z ludźmi na czele. Tubylcy, tak zwani zmiennokształtni mieszkają w rezerwatach i ogólnie to są to czarne charaktery powieści.
Książka została napisana 25 lat temu, ale jak mi się wydaje odbiła się szerokim echem wśród światka fantastycznego. Są tu wątki i motywy, które można spotkać w wielu późniejszych powieściach, szczególnie z fantasy. Spowodowało to, że kilku pisarzy straciło nieco w moich oczach. Można stwierdzić, że „Zamek Lorda Valentine’a” jest protoplastą pewnego rodzaju powieści przygodowych w realiach fantastycznych.
Jest to zdecydowanie najbardziej przygodowa z powieści Silverberga jakie czytałem. Lektura to spora przyjemność, ale widziałem już lepsze utwory w jego dorobku. Co nie znaczy, że nie zapewnia solidnej dawki rozrywki. Niemniej Silverberg przyzwyczaił mnie do czegoś więcej. Po prostu jest to inna kategoria powieści niż większość jego pozostałych utworów.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » śr 23.03.2005 8:33

Slapstick albo nigdy więcej samotności Kurta Vonneguta. Książki Tego autora ciężko mi recenzować, jak dla mnie wymykają się ramom. Wstęp tej powieści to sporo z autobiografii, natomiast część właściwa to historia Wilbura Swaina – bogacz, mutanta, lekarza, geniusza, prezydenta Stanów Zjednoczonych, aż w końcu Króla Świeczników na zrujnowanym Manhattanie. Powieść składa się z licznych, niewielkich akapitów, co jest charakterystyczne dla prozy Vonneguta. Niekoniecznie są ze sobą powiązane, a już na pewno nie są ułożone chronologicznie. Pomimo tego nie ma najmniejszych problemów w nadążaniu za wydarzeniami. Jest to książka zabawna, pełna humoru, ale jednocześnie niesie w sobie sporą dawkę poważnych treści. Jak wskazuje podtytuł, motywem przewodnim jest ludzka samotność. Bohater zostaje odizolowany od swojej siostry w dzieciństwie, przez co traci wiele ze swojej osobowości i intelektu. Już jako prezydent wprowadza plan, który ma na celu sztuczne zapewnienie każdemu człowiekowi kilkuset tysięcy dodatkowych krewnych. Reforma początkowo głupia o dziwo się w znacznym stopniu sprawdza, gdy państwo uległo rozpadowi, a różnego rodzaju choroby zabiły miliony. Wtedy, każdy mógł liczyć na pomoc krewnych, albo też być pilnowanym by nie popełnić głupot. Powieść pokazuje jak ważnym elementem jest rodzina, czy też raczej ogólna akceptacja i przynależność do większej grupy społecznej.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » sob 09.04.2005 8:55

Ostatni Władca Pierścienia K.J. Yeskova. Już sam tytuł wskazuje, że książka Yeskova silnie nawiązuje do powieści Tolkiena. Mamy do czynienia z tym samym światem, tymi samymi bohaterami, podobnym przebiegiem wojny... Ale nie wszystko jest takie same, w realiach wykreowanych przez autora to Mordor jest stroną pozytywną. Jest to siedziba wiedzy i nauki, wysoko rozwiniętej gospodarki. Elfy to spiskowcy chcący opanować świat dla siebie, Gandalf to chory idealista z mylnym poczuciem sprawiedliwości, a Aragorn to szuja i awanturnik. Akcja powieści dzieje się już po zakończeniu wydarzeń opisanych we „Władcy”. Niewielka grupka bohaterów dostaje misję od Kapituły Nazguli. Muszą dokonać dywersji w królestwie elfów by uratować świat przed dominacją elfów i magii.
Książka łączy ze sobą kilka stylów. Mamy typową dla fantastyki powieść drogi, gdy dzielna drużyna wyrusza w świat by wypełnić misję, mamy też nieźle opracowaną powieść szpiegowską, gdzie agendy różnych wywiadów toczą zaciekły pojedynek na ulicach Umbaru. Bohaterowie są wyraźni, w miarę sensownie wykreowani. Może to zabrzmi dla wielu jak herezja, ale dla mnie „Ostatni Władca Pierścienia” jest książką znacznie lepszą od słynniejszego pierwowzoru. Fabuła jest ciekawa i wciągająca, ani trochę nie rozlazła, bohaterowie ciekawie skonstruowani nie przypominają sztucznych tworów Tolkiena. Książka jest napisana niezłym stylem, akcja toczy się wartko, nie ma nużących przestojów i dłużyzn. Jednym słowem opisywany jest w miarę rzeczywisty świat a nie zidealizowana kraina.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Shadowmage » pt 13.05.2005 9:13

Deus Irae Rogera Zelaznego i Philipa K. Dicka. Świat jest po wojnie jądrowej, pełen mutantów i dziwnych istot, ludność żyje w niewielkich skupiskach rozproszonych po całym świecie. Trwa rywalizacja pomiędzy kościołem chrześcijańskim a powstałym niedawno kultem Deus Irae - Boga Gniewu. Jego wyznawcy czczą osobę odpowiedzialną za wybuch wojny. Tibor, kaleki malarz wyrusza w swoim wózku ciągniętym przez krowę by zobaczyć Boga Gniewu i namalować jego obraz w świątyni nowej wiary.
Już sam pomysł na napisanie książki wspólnie przez tych dwóch wybitnych autorów zasługuje na uwagę. Obaj odcisnęli dosyć wyraźnie piętno na całej fantastyce. Tak jak to dla nich typowe książka nie opowiada jakieś prostej historyjki, ale tworzy wielopoziomową strukturę opartą na wzajemnych relacjach pomiędzy bohaterami, zahacza silnie o teologię i filozofię. Nie jest to książka łatwa, wręcz przeciwnie, czyta się ją powoli, z dużą uwagą. Przyznam się, że nie wszystkie konotacje wydarzeń i wypowiedzi postaci są dla mnie jasne, szczególnie, że dużo czerpią z niemieckich nurtów psychologiczno-filozoficzno-teologicznych, które są dla mnie całkowicie obce. W powieści da się wyczuć, które z elementów są dziełem którego z autorów, co powoduje niestety pewne dysonanse. Mam też wrażenie, że nie do końca się zgadzali co chcą napisać. Niemniej jest to pozycja warta uwagi, choć poleciłbym ją przede wszystkim wielbicielom Dicka i Zelaznego, gdyż dla pozostałych może być ciężka i nieprzystępna.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Wotan » pt 13.05.2005 12:58

male uzupelnienie - z tego co wiem oni w ogole sie nie zgadali co chca napisac :D - Dick pisal pisal i utknal, wiec wyslal maszynopis Zelaznemu, Zelazny cos tam dopisal, pozmienial, rozwinal, odeslal Dickowi itd ;-)
wiec byla to troche luuuzna wspolpraca, i pewnie dlatego latwo da sie wyczuc czytajac - Dick, Zelazny, Dick, Zelazny
nie mniej jak napisales - powiesc warta uwagi, nie jest wybitna, nie jest wciskajaca w fotel, ale jest wciaz bardzo ciekawa
http://www.allsecrets.co.uk
moj film...
http://www.well-known-artist.com
Moja nowa odkurzona www, zapraszam!
http://www.vimeo.com/1271372 - moj showreel
Wotan
Pretorianin
Pretorianin
 
Posty: 1160
Rejestracja: pt 04.10.2002 23:52
Lokalizacja: Varsovia

Postautor: Shadowmage » ndz 29.05.2005 8:29

W zasadzie niegroźna Douglasa Adamsa. Jest to piąty tom „Trylogii w pięciu częściach”. Treścią w zasadzie nie nawiązuje do poprzednich tomów. Owszem, są znani bohaterowie, ale w zupełnie innych konfiguracjach, niż ich zostawiliśmy w „Cześć i dzięki za ryby” czy nawet wcześniej. Fabuła to w zasadzie odrębne historyjki Forda, Artura i Trillian. Łączą się one niespodziewanie na samym końcu, a do tego wplątane są jeszcze wątki przewijające się od samego początku cyklu. Zakończenie jest typowe dla Adamsa, dokładnie czegoś takiego należało się spodziewać. Świetna rozrywka, doskonały humor i smutek, że to już koniec...
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Jakub Cieślak » śr 16.11.2005 18:07

Dzikowy Skarb Karola Bunscha. Kawał lektury. Niemłoda z resztą to literatura, ale nic a nic nie trąci myszką. Jest to pierwszy tytuł z cyklu Powieści Piastowskich, na który składa się piętnaście książek. Jest to bardzo porządne powieścidło bardzo mocno osadzone w polskiej historii. Zatem fikcyjni bohaterowie wciąż spotykają się z autentycznymi bohaterami naszej historii. W zasadzie w tym tomie Mieszko wprowadzający chrześcijaństwo na ziemie polskie jest jednym z głównych bohaterów. Oprócz niego autor poświęca dużo uwagi bratu mieszkowemu- Ściborowi, do tego jest jeszcze Zbrozło, Dzik, Tarło. Naprawdę bohaterów starczyłoby na niejedną książkę. Jednak ten przepych nie męczy, do tego czyta się to naprawdę przyjemnie i chętnie. Historię poznajemy od śmierci Zemiomysła, który oddaje władzę Mieszkowi, tym samym zgadzając się na sprowadzenie chrześcijaństwa na ziemie polskie. I tak Mieszko z pomocą swoich zaufanych ludzi dąży do zjednoczenie wszystkich plemion polskich i narzucenia nowej wiary. Do tego co chwila jakiś chciwy władyka pragnie siłą podbić, lub złupić polskie ziemie. Co chwila trzeba układać się z niemcami, walczyć z Redarami, Weletami, Jaćwingami. Nie wszyscy chcą podporządkować się nowemu księciu i nowej wierze. Jednak Mieszko jest nieugięty i niejednokrotnie udowadania, że urodził się do rządzenia. Otoczony naprawdę godnymi zaufania ludźmi powoli dąży do osiągnięcia swoich celów. Po drodze jesteśmy świadkami kilku znaczących bitew tego okresu, poznajemy barwny świat słowian, wikingów, sposoby ówczesnego rządzenia, polityki i niezwykłych obyczajów. Bunsch opisuje wszystko bardzo żywo i barwnie. Warto zagłębić się w ten świat.
Obrazek
Mistrz Gimli powiada:
Cisza nie leży w naturze krasnoludów. Jednakże w lochach pełnych orków jest ona jak najbardziej wskazana.
Awatar użytkownika
Jakub Cieślak
Prefekt
Prefekt
 
Posty: 4010
Rejestracja: czw 12.12.2002 22:24
Lokalizacja: JózefOFF k. Otwocka

Postautor: Alganothorn » śr 07.12.2005 9:05

'Historia Piękna' Umberto Eco

Zrządzeniem losu i Mikołaja zawitała pod nasz dach
;-)
znakomita skiążka, o ile mój szacunek dla autora był wieki tak po ldokonaniach literackich, jak i zwłaszcza esejach, to teraz jest gigantyczny...mamy oto w rękach coś, co dla wielu byłoby opus magnum, dziełem życia, ukoronowaniem wszelkiego pisania: książkę porywającą pod każdym względem, od kompozycji, przez stronę wizualną, po, może przede wszystkim, tekstową;
to jest ten rodzaj literatury, która nie będąc beletrystyką potrafi przykuć i zmusić do przeczytania całości za jednym podejściem;
o czym jest książka? o pięknie...o pięknie w sztuce, w malarstwie, rzeźbie, architekturze, o proporcji, harmonii i nasyceniu barwy, o wielkich innowacjach i genialnej kontynuacji...
to książka, którą warto mieć, warto dać na prezent, a na epwno warto przeczytać
pozdrawiam
ps. o nowym Łysiaku napisałęm tutaj
http://katedra.nast.pl/forum/viewtopic. ... 9957#89957
:-)
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Shadowmage » wt 23.05.2006 19:06

trzeba trochę rozruszać forum... A wątek, w którym każdy może wpisać co obecnie czyta może całkiem nieźle tą funkcję spełnić.

Ja własnie skończyłem "Różę Selerbergu" Ewy Białołęckiej - bardzo przyjemny i humorystyczny zbiór opowiadań. To była bardzo przyjemna odskocznia od nieco poważniejszej laktury czyli "Władcy Cesarzy" Kaya...
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Jander » wt 23.05.2006 19:13

Niedawno przeczytałem "Głos Boga" Jacka Soboty - autor w ciekawy sposób korzysta z kilku motywów zawartych w Biblii, jednak sama powieść (a w rzeczywistości zbiór połączonych ze sobą opowiadań) opowiada o raczej ciemnej historii zbawienia... Na plus liczę także rozważania filozoficzne, które poruszają problemy dotyczące chyba każdego. Mi książka bardzo przypadła do gustu.
Awatar użytkownika
Jander
Czujnik ;-)
Czujnik ;-)
 
Posty: 1504
Rejestracja: sob 09.11.2002 23:07
Lokalizacja: Wrocław / Mysłowice

Postautor: Shadowmage » śr 24.05.2006 11:40

Tak mi się obiło o uszy, że to prędzej zbiór opowiadań. Nie wiesz przypadkiem, czy nie były one przynajmniej częściowo gdzie indziej publikowane - w pismach na przykład?
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Szenk » śr 24.05.2006 13:59

O, widzę, że tutaj można się pochwalić, co się akurat czyta/ło :)

Skończyłem dzisiaj "Zapiski oficera armii czerwonej" Sergiusza Piaseckiego. Co prawda do fantastyki owej książki zaliczyć raczej nie można, ale szczerze i gorąco polecam tę lekturę, podczas której i śmieszno i straszno się robi jednocześnie.
Jest to udana parodia mentalności "człowieka radzieckiego", podana na przykładzie tytułowych zapisków prowadzonych od 17 września 1939 r. przez młodszego lejtnanta Armii Czerwonej Zubowa. Kapitalne zderzenie dwóch kultur - zindoktrynowanej sowieckiej i polskich kresów; dwóch światów właściwie, zderzenie przypominające jako żywo kontakt cywilizacji z dwóch odległych planet :)

Natomiast tuż przed "Zapiskami..." czytałem "Rockowy armagedon" niezrównanego Martina, choc akurat ta pozycja nie należy do jego największych osiągnięć. Przeczytałem ją bez większych przykrości, ale i bez zachwytów. Podejrzewam jednak, że gdyby powieść nie była "sygnowana" nazwiskiem Mistrza, nawet bym po nią nie sięgnął, gdyż kultura i ideologia hipisowska w ogóle mnie nie interesuje, a wręcz przeciwnie :)
Szenk
Wojownik
Wojownik
 
Posty: 235
Rejestracja: śr 24.05.2006 10:35
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Shadowmage » śr 24.05.2006 14:17

O! Szenk! Witaj :D

"Rockowy Armagedon" to zdecydowanie najsłabsza pozycja w dorobku Martina... widać, że nie powinien na papier przelewać swoich żalów i poglądów politycznych. Po prostu mu to nie wychodzi. Całe szczęście to tylko taka jedna mała wpadka, poza tym pisze wspaniale.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Szenk » śr 24.05.2006 14:33

Shadowmage pisze:O! Szenk! Witaj :D


Cześć. Tak zachwalałeś tę Katedrę, że postanowiłem i tutaj odcisnąć ślad swojej obecności :)

Shadowmage pisze:"Rockowy Armagedon" to zdecydowanie najsłabsza pozycja w dorobku Martina... widać, że nie powinien na papier przelewać swoich żalów i poglądów politycznych. Po prostu mu to nie wychodzi. Całe szczęście to tylko taka jedna mała wpadka, poza tym pisze wspaniale.


No, nie wiem. Za najsłabszą jego książkę uważam - w swoim prywatnym rankingu - "Światło się mroczy". "Armagedon..." stawiam na drugim miejscu od końca :)
Szenk
Wojownik
Wojownik
 
Posty: 235
Rejestracja: śr 24.05.2006 10:35
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Shadowmage » śr 24.05.2006 16:27

Na taka potwarz się nie zgadzam. O nie, "Światło się mroczy" jest bardzo dobrą książką! :)
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Szenk » śr 24.05.2006 19:56

Dobre to tam były tylko nastrój i scenografia. Reszta do przysłowiowej bani :D
Ledwo się zmusiłem, żeby nie przerwać lektury w połowie :)
Szenk
Wojownik
Wojownik
 
Posty: 235
Rejestracja: śr 24.05.2006 10:35
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Shadowmage » czw 25.05.2006 8:49

Owszem, fabuła może nie była najwyższych lotów, z tym się zgodzę... Ale moim zdaniem nastrój i scenografia, jak to nazwałeś, rekompensował wszystko. Martin ma niespotykaną wręcz zdolność kreowania obrazów za pomocą słów.
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Szenk » czw 25.05.2006 13:28

Toż ja wcale wielkości i talentu Martinowi nie odejmuję. Gdyby książkę w rodzaju "Światła..." wziął na swój warsztat mniej utalentowany pisarz, w ogóle nie dałoby się tego czytać.

A tak - wyszło z tego coś nie do końca beznadziejnego :)
Szenk
Wojownik
Wojownik
 
Posty: 235
Rejestracja: śr 24.05.2006 10:35
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Szenk » pt 26.05.2006 12:28

Shadowmage pisze:Tak mi się obiło o uszy, że to prędzej zbiór opowiadań. Nie wiesz przypadkiem, czy nie były one przynajmniej częściowo gdzie indziej publikowane - w pismach na przykład?


Zakupiłem, więc pozwolę sobie - w miarę możliwości - odpowiedzieć :)
- "Cierpienie hrabiego Mortena" - Nowa Fantastyka 12/1993
- "Głos Boga" - Nowa Fantastyka 2/1996
- "Będzie ci policzone" - Nowa Fantastyka 9/1999
- "Wieczór trzech psów" - Nowa Fantastyka 5/2000
- "Jedna trzydziesta szósta" - Nowa Fantastyka 2/2002
- "Jądro światłości" - Nowa Fantastyka 6/2003.

Poza tym w książce znajdują się utwory: "Druga przepowiednia", "Obojętne dusze" i "Cud zaniechania". Na ile mogę stwierdzić, te trzy utworki są chyba nowe, tzn. nie były nigdzie wcześniej zamieszczone.

edit: Te trzy ostatnie utworki zajmują połowę z przeszło 360 stron książki. Nie jest więc tak źle, jakby się wydawało :)
Szenk
Wojownik
Wojownik
 
Posty: 235
Rejestracja: śr 24.05.2006 10:35
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Shadowmage » pt 26.05.2006 18:03

Dzięki!

Faktycznie, nie jest tak źle. Tym bardziej, że część z tych utworów bylo publikowanych dosyć dawno i człowiek albo nie miał okazji się z nimi zapoznać, albo też zdążył wszystko zapomnieć :)

A ja nie czytam... jak odchodzę od kompa po 8-10 godzinach ślęczenia nad pracą, to nie mam siły czytać już czegokolwiek...
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Szenk » ndz 28.05.2006 8:01

Shadowmage pisze:A ja nie czytam... jak odchodzę od kompa po 8-10 godzinach ślęczenia nad pracą, to nie mam siły czytać już czegokolwiek...


Też mam pracę "na komputerze" :)
Wracam do domu i - w ramach "oddechu" - włączam jeszcze jakąś gierkę, a wieczory to już tylko książkom poświęcam. W końcu kiedyś muszę przeczytać to, co kupiłem :)

-----------------------------
Andrzej Drzewiński, Jacek Inglot - "Bohaterowie do wynajęcia"

Zbiorek opowiadań dwóch znanych polskich autorów fantastyki. Opowiadań pisanych - takie odnoszę wrażenie - w starym, dobrym stylu, gdzie nie liczą się zbytnio głębokie przeżycia i rozterki bohatera, w którym nie zaglądamy mu kopytami w duszę i odmęty podświadomości, tylko... dobrze się bawimy podczas lektury; w stylu, gdzie opowiadania pisze się dla uprzyjemnienia czytelnikowi paru godzin życia, gdzie konstrukcja utworów oparta jest na ciekawym pomyśle, a nie eksperymentach formalno-psychologiczno-bla, bla, bla. I - paradoksalnie - ta nieco staroświecka formuła opowiadań tchnie pewnym oddechem świeżości w zalewie mocno nowofalowej i innerspejsowej fantastyki współczesnej.
Szenk
Wojownik
Wojownik
 
Posty: 235
Rejestracja: śr 24.05.2006 10:35
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Shadowmage » pn 29.05.2006 19:12

Ale najwyraźniej znosisz to lepiej ode mnie, albo pracę masz mniej odmóżdżającą :)

Jak rozumiem te opowiadania to coś w stylu Leibera - dzielni bohaterowie, niezły pomysł i dużo akcji?
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Szenk » wt 30.05.2006 6:48

Shadowmage pisze:Ale najwyraźniej znosisz to lepiej ode mnie, albo pracę masz mniej odmóżdżającą :)


Nie nazwałbym swojej pracy przy komputerze mało odmóżdżającą. Może dlatego - w ramach ćwiczenia umysłu, co by nie zaśniedział - puszczam sobie coś bardziej wymagającego wysiłku: jakieś strategie czy crpg-i :)


Shadowmage pisze:Jak rozumiem te opowiadania to coś w stylu Leibera - dzielni bohaterowie, niezły pomysł i dużo akcji?


Niezły pomysł i dużo akcji - z tym się zgodzę. Co do bohaterów zaś - to już bywa różnie. Może oni i dzielni, ale nie zawsze im wszystko wychodzi, albo nawet i wychodzi, ale nie tak, jakby sobie tego życzyli :)
Szenk
Wojownik
Wojownik
 
Posty: 235
Rejestracja: śr 24.05.2006 10:35
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Shadowmage » wt 30.05.2006 22:03

Czyli jednak w sumie tak jak to miało miejsce u Leibera... i wielu innych. To dosyć popularny model - w końcu Conan jest tylko jeden :D, więc reszcie muszą się przydarzac jakieś wpadki...
Awatar użytkownika
Shadowmage
Cesarz
Cesarz
 
Posty: 20797
Rejestracja: ndz 06.10.2002 15:34
Lokalizacja: Wawa/Piaseczno

Postautor: Szenk » śr 31.05.2006 13:29

Shadowmage pisze:Czyli jednak w sumie tak jak to miało miejsce u Leibera... i wielu innych.


Jeśli pisząc o Leiberze masz na myśli ten jego cykl fantasy o Kocurze jakimś-tam - to nie wiem, bo jeszcze nie czytałem. Nie orientuję się nawet, czy Solaris wydał już wszystkie tomy :)

Natomiast wczoraj zacząłem (wreszcie) czytać Eriksona - lepiej późno, niż wcale :)
Szenk
Wojownik
Wojownik
 
Posty: 235
Rejestracja: śr 24.05.2006 10:35
Lokalizacja: Warszawa

PoprzedniaNastępna

Wróć do Ogólnie o literaturze

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości