AM pisze:Shadow, gratuluję
.
Dziękuję bardzo
A tak na poważnie, pisarze fantastyczni zwykle nie zmuszają nas do takiego wysiłku i w tym cały problem. Odwykliśmy od tego, że książka może być wyzwaniem intelektualnym.
To jest prawda... Cóż, pewnie jest to po części spowodowane tym, że fantastyka od samego początku była przede wszystkim prostą rozrywką, która co najwyżej przemycała w tle różne treści. Oczywiście niektóre pozycje, szczególnie sf, dotykały poważniejszych problemówi były wyzwaniem intelektualnym (choć może nie takim jak "Welin").
Przy Duncanie wysiada nawet, żeby daleko nie szukać, Dukaj, który przemyca w swoich dziełach niesamowite pomysły, ale nie eksperymentuje w takim stopniu ze strukturą powieści i jezykiem, jak autor Welinu.
Szczerze powiedziawszy, to właśnie z niektórymi pozycjami Dukaja kojarzyła mi się książka Duncana. Faktycznie nasz rodak nie eksperymentuje aż do tego stopnia z formą, ale czy to jest wada? Jego książki i tak są wyzwaniem, podobnie jak to ma miejsce w przypadku "Welinu". Jak rozumiem eksperymenty struturalne i lingwistyczne są dla Ciebie zaletą. Po części się zgodzę, ale z drugiej strony to właśnie taka a nie inna forma powieści sprawi, że moim zdaniem będzie to pozycja dosyć hermetyczna i wiele osób po prostu się zniechęci. A z trzeciej strony, jakby Duncan napisał to prościej, to już by nie była ta sama książka
W tej sytuacji czytelnik stoi przed podwójnym wyzwaniem. Po pierwsze, musi zapanować nad niezwykle bujną wyobraźnią. Po drugiej połapać w nietypowej, jak na fantastykę strukturze opowieści. Ale kiedy już wyjdzie z tej walki zwycięsko, zostanie podziesięciokroć wynagrodzony.
Też prawda
Choć otwarcie powiem, że pewnych rzeczy nie zrozumiałem, a na pewno wyłapałem zaledwie część nawiązań. Cóż, w tej powieści trzeba zwracać uwagę na każdy najmniejszy szczegół, bo może mieć kluczowe znaczenie dla późniejszego zrozumienia lub połączenia elementów w całość.
Dla mnie Welin to taka książka, która sprawia, ze odzyskuję wiarę w literaturę fantastyczną, że zaczynam wierzyć (wypalony po lekturze dziesiątek podobnych fabuł), iż to wszystko ma sens. Że ciągle istnieją niezgłębione pokłady wyobraźni, czekające na odkrycie. I, że Literatura przez duże "L" to nie tylko domena "głównonurtowców". A że nie jest fajnym czytadłem? Nie szkodzi. Tych mamy pod dostatkiem.
Ja bym powiedział, że na tym poziomie abstrakcji, to granica (jakkolwiek sztuczna by nie była) między fantastyką, a literaturą głównonurtową, skutecznie się zaciera. Duncan wykorzystuje tak wiele różnych źródeł inspiracji, że choć same założenia książki są fantastyczne, to "Welin" wykracza poza nie.