Książki z cyklu FR nie są takie słabe...
Tak się składa, że zanim na nie trafiłem, "przerobiłem" sporo innych rzeczy. Na początku lat 90'tych jedynym chyba liczącym się w tej materii wydawnictwem był Amber. Wydawał dużo tytułów różnych autorów. Siłą rzeczy więc musiałem zapoznać się z Andre Norton na przykład...
W każdym razie - książkami z FR zainteresowałem się jakieś dwa lata temu. Potrzebowałem wiedzy o świecie, a tak się składa, że wiedzę znalezioną w powieściach jakoś łatwiej przyswajam
.
Skupiłem się na mrocznych elfach. Do tej pory mam "zaliczone" wszystkie wydane u nas książki o Drizzcie, trylogię Liriel, wszystkie wydane u nas tomy "Wojny Pajęczej Królowej", do tego "Evermeet" i "Trylogię Awatarów".
Reprezentują sobą różny poziom. Zdecydowanie za najsłabsze uważam właśnie "Awatary". Same wydarzenia są ciekawe - ostatecznie Czas Kłopotów... Niestety, sposób w jaki zostały opisane, zabił skutecznie moją płynącą z lektury przyjemność.
Cykl o Drizzcie... Z tym jest różnie. Zasadniczo po paru tomach Salvatore zaczyna gonić w piętkę. Nie wspominając już o tym, że serdecznie nie cierpię Drizzta, uważając go za płaską postać. Już Vierna była dla mnie bardziej interesująca. Szkoda, że RAS nie wykorzystał jej potencjału. Stworzył dobrą postać... I użył jej w paru tylko epizodach. Ech...
Jedno jednak jest dobre: opisy terenu, miast... Są dopracowane i zawierają dużo informacji, które można później wykorzystać na sesjach.
Trylogia Liriel - noooo... Nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że Liriel jest moją ulubioną postacią. Nie jest dobra na siłę, ma swój charakterek... Po prostu Cunningham uczyniła ją wiarygodną. Po to warto wg mnie sięgnąć.
"Wojna Pajęczej Królowej" - mimo wszystko jest jakąś odmianą. Po raz pierwszy głównymi bohaterami są mroczne elfy o charakterach "przynależnych im rasowo". Jeśli ktoś interesuje się Drowami, Podmrokiem... Na pewno skorzysta z okazji.
"Evermeet" - tak naprawdę niewiele wiadomo było o tej elfiej wyspie. Cunningham ubrała jej historię fabularnie - i muszę przyznać, że jej to wyszło. Za naziemnymi elfami nie przepadam, ale książka mnie zainteresowała.
Jeśli chodzi o błędy... To prawda. Zdarzają się stylistyczne dziwolągi. Albo zastosowanie innego znaczenia tłumaczonego słowa. Dochodzą do tego błędy samych pisarzy (
kapłan Lolth u Salvatore'a, zaprzecznie samej sobie w przypadku Elkantara u Cunningham) - czasem są drażniące.
Do tego dochodzi błąd mechaniczny. Pierwsze "drowie" książki powstały, kiedy DnD bazowało na drugiej edycji. Teraz mamy już 3.5 - a w powieściach pisanych
obecnie mroczne elfy nadal mają infrawizję zamiast widzenia w ciemności. Zgaduję, że zostało to zachowane w celu utrzymania spójności fabularnej, ale systemowo jest nieprawidłowe.
No cóż.
Jedno jest pewne: nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że książki związane z FR są kiepskie. Przynajmniej - nie wszystkie. Ktoś, kto lubi ten świat, będzie raczej z lektury zadowolony. Raczej - ponieważ można się czasem zniesmaczyć. Ale... Cóż, ryzyko. Jedynie pieniędzy szkoda. Na szczęście istnieje Allegro