Nic dodac nic ujac Gvynbleid....
Swoja "przygode" z RPG zaczalem majac latek 15 od gry komputerowej Baldur's Gate (swoja droga bardzo klimatycznej i wciagajacej) oraz dolaczonej do niej cieniotkiej i bardzo niepozornej ksiazeczki pt. "Obrzed Krwii" (nie jestem pewny tytulu, piec lat to sporo, a ksiazki juz niestety nie posiadam w swojej biblioteczce) nalezacej wlasnie do serii FR. Kiedy pierwszy raz zabralem sie za lekture ksiazki odlozylem ja po przeczytaniu kilku stron. Dopiero po okolo miesiacu (kiedy dzieki grze w BG wiedzialem juz, ze fantasy to jest wlasnie "TO", ze moze urozmaicic zycie takiego szaraczka jak ja, ktorego interesowalo niewiele poza kompem i malym zoo - swego czasu hodowalem chyba wszystko co chodzi, plywa, lata, skacze, a nawet pelza - w pokoju) pomyslalem, ze moze warto sie przemoc, przeczytac i dowiedziec przy okazji czegos o swiecie, w ktorym dzieje sie akcja, wtedy mojej ulubionej, gierki... No i zacisnalem zabki "przelecialem" przez nudnawy poczatek, a w koncu i reszte ksiazeczki (koncowe sceny walk wydaja mi sie, przynajmniej dzis, odrobine "przegiete", sztuczne, obfitujace w zbedne "fajerwerki magiczne").
Zapamietalem ja jako naprawde interesujaca, pobudzajaca wyobraznie i jakze odmienna od ksiazek jakie wtedy czytywalem (np. cala seria ksiazek o "Trzech detektywach", "Zemsta czerwonej mumii" itp., niezbyt ambitna lektura, przyznaje...), w dodatku czytywalem je "od tak" z towarzyszacym uczuciem niedosytu, glownie dlatego, ze opowiadaly o przygodach ludzi w moim wieku, niby mi podobnych, ale toczacych niesamowicie barwne, pelne intryg i mrocznych sekretow zycie, zbyt podobne do mojego "zycie", kojarzace sie z nuda i codziennoscia ; jednak fantasy to byl przelom - (w "Obrzedzie Krwi" nieprzeszkadzalo mi nawet to, ze nie mialem zielonego pojecia czym u diabla jest ten caly Podmrok, Mroczne elfy... dziewczynka majaca ?49? lat... pewnie jakis blad, czy co)
- barwne historie z akcja osadzona w niemal basniowych swiatach, bohaterowie, ktorzy zawsze, mimo przeciwnosci losu, doza do obranego celu i (zwykle, zwlaszcza w grach fabularnych... badzmi realistami drodzy MG, czasem z czystej przekory nachodzi nas nieodparta i jakze przyjemna, wynikajaca z czystej zlosliwosci i przekory chec na dorzucenie paru "smaczkow" do scenariusza... kocham swoja role
) osiagaja go dzieki hartowi ducha, sprytowni, prozaicznej dobroci, prostym wrecz banalnym zasadom moralnym, a przedewszystkim wiezom przyjazni kazacej trwac przy swych kompanach nawet w obliczu najgorszego no i w koncu spajajacej tzw. druzyne, kompanie, hanze itp. (Sproboje sie ktory wylamac!!! Nogi z d*** porywywam! - wrzasnal krasnolud do stojacych obok, w rownym rzedzie companieros w obliczu hordy goblinow).
Naprawde zadowolony stluklem moja "swinke skarbonke" i kupilem kolejna ksiazke z cyklu FR pt. "Baldur's Gate" (gra ciekawa to ksiazka tez powinna byc fajna....) i (o zgrozo) zainteresowala mnie. Pomijajac to, ze fabula odrobine rozni sie od tej jaka poznalem dzieki grze oraz obfituje w dosc intrygujace "smaczki" np. dokladne, urozmaicone, odrobine niesmaczne, plastykowe sceny smierci (!!!zginal Xan!!! ... to byla moja pierwsza ksiazka, w ktorej autor usmiercil, ktoregos z bohaterow pozytywnych po uprzednim przedstawieniu wiarygodnego rysu jego osobowosci ... ale przynajmniej pajak sie najadl)... naszczescie slownictwo uzyte przy ich opisach jest dosc skape, obogie w metafory wiec nie wywoluje w czytelniku pelni uczuc jakie powinny towarzyszyc opisom scen, tutaj wrecz turpistycznych. Strach pomyslec jak zostaly by odebrane podobne opisy w wykonaniu hmmm... chocby Mastertona.
Pozniej fantastyka wciagnela mnie juz na dobre. Nastepnymi ksiazkami jakie przeczytalem byly w kolejnasci: wszystkie pozycje traktujace o Mrocznym elfie zwanym Drizzt d'Urden (wszystkich fanow przepraszam za ewentualne bledy w zapisie
), "Pieciaksiag Cadderlego (... jak wyzej
...), "Dylogia Liriel" (chyba skads znam te pania...), "Zawoalowany Smok", -druga czesc poprzedniej ksiazki-
, Dylogia traktujaca o Shandrill i Narmie. Bylo tego jeszcze troche, swego czasu na mojej puleczce staly dokladnie wszystkie pozycje z serii oprocz tych wydanych po...bo ja wiem, chyba po 2000r. Lektura tych ksiazek dostarczyla mi wiele radosci i uwazam je za doskonale lektury, gdy chcemy wprowadzic mlodego czytelnika (jakos badziewnie brzmi, ale co tam
) w swiat fantastyki.
Co czytuje teraz... ksiazki Patrycji Mc'Killip, Ursuli K. Le Guin, A. Sapkowskiego. , J.R.R. Tolkiena, R. Zelaznego, Anne Rice i sporo innych.
Yyyy... gulp! Zdaje sie, ze odrobinke przegialem z trescia... i forma chyba tez
. Mam nadzieje, ze zrozumiecie cos z tej zbieraniny nawiasow, przecinkow, srednikow. A mial byc prosty post popierajacy opinie Gvynbleida i cos od siebie (
Naprawde
). Ale co mi szkodzi. Jak juz napisalem to szkoda usowac. Hmmm Znowu sie rozpisuje, czas konczyc, tak, chyba... Pozdrawiam wszystkich.