Strona 1 z 1

James Clavell

Post: pn 18.02.2019 10:56
autor: Fidel-F2
Shogun - James Clavell

Monumentalna pozycja. Historia epicka i kameralna jednocześnie. Z jednej strony stricte przygodowa, z drugiej pełna głębi, odniesień do kultury, filozofii. Autor skłania czytelnika do rozważań na temat tolerancji, stosunku do odmienności, różnic kulturowych, a także do uniwersaliów przenikających wszystkie kultury, takich jak miłość, lojalność, odwaga, obowiązek, itp. Wszystko to rozpięte jest na szerokiej gamie postaci barwnych, pełnych, skreślonych bardzo elegancko. Opowieść jest bardzo zgrabna, składniki połączone jak należy. Opisy dokładnie tam gdzie powinny być i tak rozbudowane jak powinny być, dialogi wyjątkowo naturalne. Czytelnik odnosi silne wrażenie prawdziwości świata przedstawionego, brak tu fałszywych nut (poza wyjątkami o których poniżej).

Zarzuty mam dwa.
Przekład. Czasem trafiają się zdania niezgrabne, niemal niegramatyczne, bywa, że nieeleganckie. Całości brak subtelnego poloru, gracji. Nie jest to gruby zarzut, ot przytyk jedynie. Chłopskie jadło potrafi być pysznie przyrządzone.
Druga uwaga dotyczy błędów w szczegółach. Uczynienie z szesnastowiecznego Anglika miłośnika kartofli zgrzyta, że aż iskry idą. Clavell miesza też trochę z miarami, jednostkami i podobnymi, w sumie trzeciorzędnymi sprawami. Pokićkał doszczętnie parametry techniczne jednostek morskich. Nieracjonalnie zarządza gotówką. Z jednej strony uznaje, że dla rocznego utrzymania niewielkiej świątyni wystarczająca jest suma trzydziestu koku, z drugiej każe sknerowatemu daimyō, w podzięce za krótki wiersz, wypłacić sumę dziesięciu tysięcy (sic!) koku czyli wartość małego księstwa.

Zdecydowanie bardzo przyjemna lektura. Mimo ogromnej objętości, nie nuży do samego końca. Klasyczna narracja, dobra, do rzeczy opowieść, paleta rozmaitych treści. Zdecydowanie warto.

8,5/10

Re: James Clavell

Post: pn 18.02.2019 16:24
autor: nosiwoda
O jeżu. A Taipana prawie przestałem czytać, bo nowe wydanie robili chyba OCRem ze starego i jest taka ilość litrówek, że Solaris odpada.

Re: James Clavell

Post: pn 18.02.2019 20:52
autor: historyk
Fidel-F2 pisze:Druga uwaga dotyczy błędów w szczegółach. Uczynienie z szesnastowiecznego Anglika miłośnika kartofli zgrzyta, że aż iskry idą.

Ziemniaki sprowadzono do Europy w 1567 roku, a akcja powieści toczy się w roku 1600.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com

Re: James Clavell

Post: wt 19.02.2019 10:11
autor: Fidel-F2
To jest naprawdę zabawna uwaga i aż mnie korcie zrobić z ciebie błazna ale się powstrzymam i grzecznie poproszę byś rozwinął myśl. Zobaczymy w którą stronę pójdziesz.

Re: James Clavell

Post: wt 19.02.2019 13:28
autor: historyk
Fidel-F2 pisze:To jest naprawdę zabawna uwaga i aż mnie korcie zrobić z ciebie błazna ale się powstrzymam i grzecznie poproszę byś rozwinął myśl. Zobaczymy w którą stronę pójdziesz.

W żadną nie pójdę, bo nie pamiętam w jakim kontekście owe ziemniaki znalazły się w Shogunie. Jeśli konsumował te pyrki w Japonii, to oczywistym jest, że mamy anachronizm. Natomiast jeśli było wspomniane, że w Anglii szamał pyrki i mu smakowały - to jest to możliwe. Pyrki w 1567 roku pojawiły się w Holandii (wówczas jeszcze habsburskiej), a ta wówczas utrzymywała bardzo ożywione kontakty z Anglią.
_______________________
http://seczytam.blogspot.com

Re: James Clavell

Post: wt 19.02.2019 16:59
autor: Fidel-F2
Ok. I tak i nie.

Ziemniaki dotarły via Hiszpania w latach siedemdziesiątych ale trudno odnosić to do Anglii która była wrogiem. To raz. Źródła twierdzą, że Drake spopularyzował ziemniaki po powrocie z wyprawy dokoła świata. Wrócił w 1580 ale ponieważ miał na pokładzie tyle złota, że srebro wywalał do morza, wątpię żeby przewiózł warzywka tym kursem, zwłaszcza, że musiał pokonać Pacyfik i całą resztę i raczej by nie przetrwały, więc prawdopodobnie chodziło o którąś z późniejszych wypraw. Co daje cirka 10-15 lat. Niby dużo. Ale raczej mało prawdopodobne jest, by traktowano ziemniaki jako podstawę diety i by były popularne choćby dlatego, że to naprawdę mało czasu dla kilkumilionowego narodu, że początkowo obawiano się ziemniaków jako rośliny trującej, że traktowano ją jako ozdobną, że pewnie przywieźli kilka, góra kilkadziesiąt ton, a biologia i wegetacja jednak mają swoje prawa, i takie tam. Biorąc pod uwagę, że w owych czasach nowinka była nowinką kilkadziesiąt lat, jedynie taki status można przypisać ziemniakom. Bohater Shoguna wspomina ziemniaki w opozycji do jedzenia japońskiego, jako coś tradycyjnego, familiarnego, coś co najlepiej kojarzy mu się z tradycyjną kuchnia domową, coś co pierwsze przychodzi na myśl gdy pomyśli z nostalgią o domu (oczywiście w tym kontekście). To tak jakbyś Ty wspominał na wygnaniu sushi lub kebaba (co i tak nie oddaje rzeczy, bo taki kebab jest o wiele bardziej u nas teraz popularny niż ziemniaki w Anglii przełomu XVI i XVII w.). Ergo uważam, że to zgrzyt i anachronizm. Poza tym, użycie przez tłumaczy odniemieckiego słowa kartofel (który ponoć wziął się od włoskiej trufli, a do Włoch ziemniaki dotarły przez Hiszpanię :lol: ) wzmaga poczucie dysonansu. Tyle.

To mówiłem ja, krytykant drugiej klasy.