kurp pisze:I Esensja
zrecenzowała już "Lód". Z treści niewiele wynika w kwestii jakości, ale poziom ekstraktu określono na 70%...
W sumie jedyne jasno postawione zarzut to te, z tego akapitu:
<<Czytając „Lód”, można odnieść wrażenie, że oprócz historii Dukajowi zamarzła trochę akcja. Powieść licząca ponad tysiąc stron jest – co tu wiele gadać – porządnie rozdęta. Sama podróż Gierosławskiego na Syberię zajmuje jakieś czterysta, a jest to ledwie wstęp do właściwej opowieści. Autor stylizuje książkę na przedwojenną powieść przygodową – także pod względem języka (świadome archaizmy i stare reguły gramatyczne) – jednak jak na przygodę stosunkowo niewiele się dzieje. Akcja „Lodu” jest bardzo przewidywalna i właściwie do miejsca spotkania z ojcem czytelnik nie zostaje niczym zaskoczony. Dopiero zakończenie przynosi bardzo ciekawy zwrot fabuły.>> Michał Foerster
Co do akcji, to odniosłem całkiem inne wrażenie. Bardziej przewidywalna zrobiła się dopiero w samej końcówce. Wielu rzeczy (nie wszystkich) można spodziewać się zanim do nich doczytałem (choć miałem nadzieję, że moje przypuszczenie będą mylne), ale kilka rzeczy trochę zaskoczyło i radość z czytania była nawet w tym momencie.
Po samej treści recenzji to ja bym strzelił, że ekstraktu będzie w granicach 85-90%.
A to z recenzji Shadowmage'a:
<<„Lód”, choć przesiąknięty fantastyką do cna, stawia pytania dotyczące naszego świata, historii, kraju. Dzieje się w przeszłości, ale pyta o teraźniejszość. Także w tej sferze Dukaj wraca do korzeni, tym razem klasycznej science-fiction – społecznej, problematycznej, spekulatywnej.>>
Moim zdaniem na samym początku, sf rozumianej jako science-fiction było przedstawianie jakiejś teorii naukowej (bądź pseudonaukowej). Spekulacja (również dotycząca problematyki społecznej) zaczęła się, tak na poważnie (ja tak uważam), w latach 60 XX wieku. Choć jaskółki były wcześniej.
<<Łyżka druga: zakończenie. I nie chodzi o jego treść, ale raczej formę. Przez niemal dziewięćset stron Dukaj raczy nas rozbudowaną narracją, opisuje najdrobniejsze szczegóły. I nagle narracja przyspiesza – choć fabuła wcale bardziej dynamiczną nie jest – ostatnie tajemnice się wyjaśniają, wątki zostają zamknięte. Zupełnie jakby autor trochę przestraszył się objętości powieści i nieco zbyt szybko zakończył.>>
Wcześniej też trochę narzekałem na zakończenie, ale trochę pomyślałem.
I może spróbować potraktować koniec części trzeciej jako "właściwy" (wciąż otwarty) koniec powieści. Zaś ostatni rozdział, jako takie trochę post scriptum, które ma za zadanie nakreślić obraz lodowego świata, i co nieco wyjaśnić (trochę jak "Urth Nowego Słońca" u Wolfe'a). W sumie do samej opowieści tak wiele nie wnosi, a pokazuje świat i konsekwencje pewnych wydarzeń.
Ale z jednym się zgodzę. Zakończenie to chyba naprawdę najsłabsza część książki (choć poziom wciąż nieosiągalny dla większości autorów).
Sory, że odnoszę się do recenzji w wątku poświęconym "Lodowi", ale odniosłem się też trochę do samej książki, więc może winy zostaną mi odpuszczone.