Zgodnie z obietnicą dzielę się wrażeniami
Po pierwsze - bardzo dobrze, że Grzędowicz i Drewnowski są pisarzami, a nie oratorami - bo wyglądali (brzmiali) na bardzo zestresowanych, szczególnie ten pierwszy. Język im się plątał, ciągłe powtórzenia i niezdolność do powiedzenia czegoś oryginalnego, ponad schematy. Z czasem się co prawda rozkręcili, ale i tak w porównaniu z ich pisarstwem to przepaść.
Makak trochę przesłuchał ich na okoliczność opowiadań zamieszczonych w antologii. Drewnowski opowiadał o "Brulionie" i jak jego wizja różni się od wydarzeń sprzed 25 lat. Grzędowicz też coś o "Farewell blues" powiedział, ale niewiele
Omawiali też inne utwory. Drewnowskiemu bardzo podobało się "Serengeti" Żółtowskiej, a wydawca ponoć był w ogóle przeciwny puszczeniu tego opka do druku. Czytał ktoś? bo ja za tę antologię zabiorę się dopiero w styczniu (najwcześniej).
Było też trochę o historii Klubu Tfurcuf, ale niewiele.
Można było się też dowiedzieć o tym, czym jeszcze oprócz pisania się zajmują. Że Grzędowicz tłumaczy komiksy to wiedziałem, ale okazało się, że Drewnowski także (z angielskiego i włoskiego).
Drewnowski strasznie kadził Grzędowiczowi i co chwila go reklamował - a to, że Zajdla dostał, a to że napisał to, a to że tamto można kupić w księgarniach. Nie ma to jak reklama. Przy okazji Grzędowicz powiedział, że "PLO" to fantasy. Mówiłem
Ogólnie to nie było tak źle, ale mogło z tego wyjść coś znacznie ciekawszego. Teraz część osób może sobie wyrobić zdanie, że fantaści to takie trochę niekumate istoty