Strona 2 z 2

Post: sob 09.06.2007 21:38
autor: Stacho
Jander pisze:CO liczyły na początku 1300 str. , natomiast z Innych Pieśni wycięto tylko dwa rozdziały. Jak tylko uporasz się ze słownictwem to książka wciągnie niemiłosiernie.

Z tym słownictwem to przesada. Dukaj jednak w małym stopniu wychodzi poza zasób greczyzny używany do tworzenia terminologii naukowej i technicznej.

Dalszą dyskusję o Dukaju proponuję przenieść do wątku o jego twórczości.
Shadow

Post: śr 27.06.2007 13:39
autor: romulus
Akceptuję w pełni, iż hard sf pokroju G. Egana na przykład to literatura niszowa. Luzik. Wcale mi to nie przeszkadza. I wcale nie o to chodzi. Moze przykład z Alastairem Reynoldsem był mylący. Weźmy więc innego Anglika - Richarda Morgana.

Jego pierwsza wydana powieść Modyfikowany Węgiel to (dla mnie) przykład fantastyki z górnej półki. Nie hard sf, do której napisania trzeba znać nie przymierzając niuanse fizyki kwantowej. To co pisze Morgan to literatura rozrywkowa, fantastyka rozrywkowa. Do jej napisania potrzebne są (aż): dobry pomysł i talent. Talent nie tylko w składaniu zdań, ale tez znajomośc konwencji, w której dany autor się porusza i umiejętność manipulowania nią, łączenia i przeplatania z innymi. W przypadku Morgana skrzyżował on fantastykę i czarny kryminał. Nieważne czy zrobił to pierwszy czy jest naśladowcą. Ważne że zrobił to na poziomie mistrzostwa świata od razu jako debiutant wbijając się do pierwszej ligi. Jaki debiutant w Polsce tak spektakularnie wymiótł konkurencję ostatnimi czasy?

Własnie takiej literatury fantastycznej się u nas nie pisze. Rozrywkowej ale nie jarmarcznej. Rozrywkowej, ale nie disco polowej. Polska fantastyka (z kilkoma wyjątkami) to właśnie disco polo przy Morganie - Timbalandzie.

Nie przekonuje mnie argument, ze to się nie sprzeda. Morgan się sprzedał. Sam zakupiłem jego 4 powieści i to nie w "kieszonkowym" wydaniu, ale w poprzedzającym ją wydaniu de luxe: twarda okładka, duży format, śliczna obwoluta. Skoro mozna pozwolić sobie na takie kroki wydawnicze, to istnieje na to popyt.

Modyfikowany Węgiel nie był pierwszą powieścią, którą Morgan napisał. Był pierwszą, którą wydano (jeżeli się nie mylę). Wcześniej pisał do szuflady, bo zadne wydawnictwo nie chciało nic od niego kupić. Dopiero po sukcesie Modyfikowanego Węgla mógł sobie pozwolić na odświeżenie i wydanie wcześniej napisanych (jako scenariusz zdaje się) Sił Rynku.

W Polsce jest na odwrót w mojej opinii. Wydaje się jakieś nieokrzesane debiuty, które tak naprawdę powinny leżeć w szufladzie jako wprawki do pisania na serio. Konstrukcje fabularne liche jak diabli, kreowane światy odtwórcze i szczątkowe, ubogie jak dziad pod kościołem. Są ludzie, którzy to jednak kupują. Super. Mam to w nosie i nic mi do tego, jak wydają swoje pieniądze. Mnie jednak nie chwytra za serce i portfel ramota, skoro obok na półce stoi taki Richard Morgan - facet, który najpierw pisał do szuflady (bo nikt nie chciał tego wziąć). Wreszcie napisał hit, który się sprzedał. I dalej już samo poszło.

Chciałbym (choć trąci ta myśl obrzydliwym mi socjalizmem), aby na rynku byli właśnie tacy wymiatacze - których często kupuje się po prostu "w ciemno". A od czasu do czasu wpadałby na ten ryneczek świezy debiucik, czyniąc zamęt i wycinając konkurencję. Nie mam na co liczyć. Ale przez to nie ma też szans bym wydał choc złotówkę na polskiego debiutującego autora fantastyki bez renomy. Bo w 100 przypadkach na 100 będzie to totalna porażka: książka o czkającym bimbrowniku bez fabuły, bez świata i z jednowymiarowymi bohaterami. Pisana przez człowieka bez warsztatu literackiego, ze szczątkową znajomością konwencji (fantasy głównie), kurczowo się tejże konwencji trzymającego, który w życiu nie przełamie jej bariery i ograniczeń i nie powiąże czarnego kryminału (jak Morgan) z soczystą fantastyką.

Jednak tacy chałturnicy też są potrzebni. Szkoda tylko, że jeśli chodzi o polską fantastykę to rządzą wyłacznie tacy "przygrywacze do kotleta". A prawdziwych pisarzy można policzyć na palcach jednej ręki (no, może niecałych dwóch). Mamy więc stado Goś Andrzejewicz (jaa paaadnę, ty paaadniesz....), które nie potrafią śpiewać i nieliczne Anny Marie Jopek, które nagrywają z najlepszymi muzykami i w najlepszych studiach z najlepszymi realizatorami.

Ale... Moze to jest właśnie normalność? Bo przecież nigdzie diamenty nie leżą luzem na polach razem z kamieniami. W tym ich wartość właśnie.

Wychodzi więc na to, że sam sobie zaprzeczyłem finalnie.

Post: śr 27.06.2007 20:44
autor: Hifidelic
Chciałbym (choć trąci ta myśl obrzydliwym mi socjalizmem), aby na rynku byli właśnie tacy wymiatacze - których często kupuje się po prostu "w ciemno".

Co to znaczy?

Post: czw 28.06.2007 16:41
autor: romulus
To znaczy: wchodzę do, dajmy na to EMPIKU, podchodze do półki z fantastyką i widzę tam tylko mistrzów (wiem, że to subiektywne określenie). I nie wiem co wybrac bo patrząc po nazwiskach i renomie wszystkie książki to rarytasy. Nie ma żadnej kiepskiej fantastyki, bo nikt nie chce jej wydawać. Takie marzenie. Nieziszczalne bo sprzeczne i z zasadami rynku i ze zdrowym rozsądkiem. Ale pomarzyć można...

Post: pt 29.06.2007 21:37
autor: Hifidelic
Czy to jest cecha charakterystyczna dla socjalizmu, że na półkach są same rarytasy? Np. dzieła Bucharina zebrane? ;)

Post: wt 03.07.2007 15:46
autor: romulus
No fakt :) zacietrzewiłem się trochę :)

Post: pt 09.11.2007 13:15
autor: SNAFU
Pozwolicie, że wrócę do troszkę zaspanego tematu. Poniekąd również dzięki recenzji na Katedrze trafił pod mój 12 piętrowy, PRLowski dach zbiór opowiadań 'Królikarnia'. Nie jestem może biegły w temacie polskiej SF ale sądzę, że ta publikacja nie zaniża poziomu.

Subiektywnie oceniam ją bardzo wysoko. Może spodobała mi się wizja niby wielkiej Polski (temat w okresie politycznych obietnic dość nośny ;)) jak i ciekawego zakręcenia losami polityki światowej. Nie jest to czyste SF, acz chyba pasuje do tego tematu.

Pozdrawiam pierwszym postem!

Post: pt 09.11.2007 13:19
autor: Shadowmage
Cóż, dla mnie "Królikarnia" nie jest SF, tylko czymś w rodzaju urban fantasy jeśli już musimy szufladkować. Owszem, pozycja bardzo dobra, natomiast do tego tematu jednak chyba nie za bardzo pasuje:)

Post: sob 10.11.2007 18:21
autor: SNAFU
Tak się właśnie zastanawiałem, gdzie to zakwalifikować :)

Ale cóż, masz rację :)

Post: pn 19.11.2007 18:35
autor: Gavein
Wiedza autora z dziedzin wszelakich jest oczywiście ważna, ale talent i sprawność pisarska daleko ważniejsza. Ja różnych Kosików nie bardzo mogę czytać właśnie ze względu na to, że nie najlepiej piszą :) Schematy, brak postaci z krwi i kości oraz spójnej narracji, wskrzeszanie na siłe hard-sf sprzed lat... To wszystko niestety nie służy dobrej książce :?

Post: sob 13.09.2008 11:55
autor: Shadowmage
Wiesz, nie jestem przekonany czy Kosik wskrzesza na siłę SF sprzed lat. Owszem, pisze takie science-fiction trochę w starym stylu, ale o ile go znam to po prostu pisze to co sam by chciał przeczytać. Nawet nie ma w tym zbytniego wyrachowania, bo jak widać z powyższej dyskusji niewiele osób czyta sf w naszym kraju. A szkoda.
Swoją drogą niedawno wyszedł "Kameleon" - nowa książka Kosika. W zasadzie to też jest sf, ale trochę inne niż wcześniejsze książki tego autora. I chyba nie do końca to, o co chodziło w powyższej dyskusji.

Za to mam wrażenie, że wśród początkujących pisarzy sf zaczyna się odradzać. Taki Majka czy Miszczak są nadzieją. Może jeszcze w ich pisarstwie są niedociągnięcia, ale należy ich z nadzieją obserwować.