Rany ludzie... nie wklejajcie tekstów tak na żywca z Word'a bo wasze posty nie akceptują HTML i potem strasznie się to czyta.
Ludzie starają się nie interesować bo uważają to za "wtrącanie się" z czyjeś życie/sprawy. A jak by się wrącali to i tak nie gwarantuje to że nie bedzie przestępstw a jedynie że je się ujawni (bo jak kobitka tak walnie w ściane że aż granki komuś spadną to sąsiad wtedy zadzwoni że burda obok... co nie oznacza że to jej uratuje życie). Jak można zarazem mieć oko na sąsiadów a ich nie szpiegować? To jest dokładnie to co ktoś tu przywołał - takie babcie które wpatrują się w wizjer kto to przychodzi do sąsiada (a kto wie.. może morderce z piłą motorową zobaczą), zaglądanie ludziom w okna (bo może sąsiad właśnie tnie na kawałki synka) i podsłuchiwanie pod ścianą co sie dzieje u sasiadki (bo może mąż właśnie bawi się nią w kręgle).
Jak dla mnie to inwigilacja. Czy to dobre czy nie, to już chyba wcześniej pisaliście.
W krakowskim mieszkaniu żyła starsza kobieta. I nagle sąsiedzi przestali ją widywać. Nie było jej przez jeden miesiąc, przez dwa. Aż na klatce schodowej zaczęło śmierdzieć i pojawiły się robaki.
No i tu podałeś przykład udanej "nieinwigilacji" - nie szpiegowali jej, gdy "przypadkiem" zauwazyli coś niezwykłego (smród) to zadzwonili na policję. To że z nią jest coś nie tak mogła by wykryć tylko rodzina, która najwyraźniej ją olała, albo jakaś uczynna sąsiadka która by z nią codziennie przesiadywała (najwyraźniej takiej nie znała).
Inne metody to już inwigilacja bo to że babcia nie wyłazi z chaty może oznaczać że wyjechała (nikt nie widział ze wychodzi? a ktoś musiał to widzieć? włamiesz się do mieszkania by sprawdzić czy babunia wyszła czy leży pod telewizorem?)
Czujność sąsiedzka i inwigilacja to to samo... tylko że może przynieść pewne kożyści (kosztem prywatności).