Akceptacja

Miejsce na refleksje, rozmyślenia i rozważania natury filozoficznej.

Moderatorzy: Alganothorn, Avathar

Akceptacja

Postautor: Angbandrider » śr 10.09.2003 19:43

Jakby na to nie patrzeć akceptacja to ważna rzecz. Nieakceptowane jednostki stają się wrakami ludzi w naszym społeczeństwie, nie mają siły przebicia, nikt się z nimi nie liczy mają tylko siebie samych.
Zacząłem nad tym dumać jeszcze w wakacje jak wspomniałem sobie swoją szkołę i klasę. Teraz żebyście mnie dobrze zrozumieli, nie jestem jakimś nieakceptowanym, nielubianym "kopciuszkiem" który potrafi jedynie zrealizować się na forum :D, po prostu nielubie ludzi którzy mnie otaczają w szkole. Czuje się jak w Matrixie, wszyscy są tacy sztuczni i obłudni. Po paru nieprzespanych nocach doszedłem do wniosku że to może ja ich nie akceptuję, ale to nie są ciekawi ludzie; zainteresowani jedynie swoim telewizorem i dyskoteką (dresiarnia w wydaniu girls&boys).
Przygotowałem kiedyś na polski lekcję o Sapkowskim na rzyczenie nauczyciela a także dla oceny (no jak już czytam to przynajmniej niech coś z tego mam poza przyjemnością), to zaczeli się śmiać, wydurniać i kpić itp. poczułem się jak szmata. A że najmniejszy nie jestem paru osobom wyperswadowałem po swojemu że mi się to niepodobało :D.
To tylko przykłady z mojej autopsji, ale ciekaw jestem jak się zapatrujecie
a) na moją sprawę
b) ogólnie na sprawę akceptacji
I am the fallen angel who will punish you for all your sins
Awatar użytkownika
Angbandrider
Rycerz
Rycerz
 
Posty: 252
Rejestracja: pn 30.06.2003 20:11
Lokalizacja: prosto z piekła

Postautor: Kywalker » śr 10.09.2003 20:05

Osobiście sam siebie nie akceptuję ale są osoby, które zasługują na moją uwagę.
Sam nie jestem zbytnio lubiany w moim otoczeniu. A jeżeli już gdzieś przebywam to jetem lokalną ciekawostką, okazem z muzeum. Ale to pewnie z tego powodu, że ja mam poczucie własnej odrębności. Nie wiadomo kiedy ludzie wykształcili w sobie jaźń zbiorową która czyni ich w grupie silnych. Sami pozostawieni sobie są wręcz potulni natomiast w grupie czują sie panami świata (przykładów nie przytaczam bo jest ich i tak aż nadto). Małe są szansę, że będę takie osoby akceptował jako ludzi.
"Ware wo tadashiku isameru mono wa waga shinari;
Ware wo tadashiku homuru mono wa waga tomonari;
Ware ni omoneru mono wa waga tekinari."

- Nihongo no shingen
Awatar użytkownika
Kywalker
Wojownik
Wojownik
 
Posty: 123
Rejestracja: ndz 13.07.2003 10:00
Lokalizacja: ...from the Galaxy far, far away...

Postautor: Seyra » śr 10.09.2003 20:12

Może nie przesadzajmy, istotki nieakceptowane nie stają sie od razu wrakami!
Raczej znajdują swój sposób obrony przed tym wszystkim, stają się niemili, zamykają się w sobie, wyobrażają sobie że są lepsi od wszystkich a tamci tego nie potrafią zrozumieć, uciekają myślami, i tym podobne. Dzięki czemu istotka nieakceptowana zasila, w miarę szybko, dość juz obszerne szeregi ludzi "oryginalnych" i mających problemy z komunikacją z resztą tego sympatycznego światka.

Chociaż często osobiście mam wrażenie że prawie każdy czuje się albo czuł się nieakceptowany, nawet osoby których normalnie bym o to nie podejrzewała potrafią w chwilach smutku uparcie twierdzić że wszyscy lubią i akceptują nie ich, a kogoś kim myślą że oni są, co niekoniecznie jest zgodne z rzeczywistością.

Nie wiem, szczerze mówiąc zdobywanie sobie akceptacji nie jest jedną z moich mocnych stron, ale wredne istoty można po prostu przeczekać, z reguły to ci samotni i nieszczęśliwi żyja najdłużej... :)

Choć jeśli parę osób tzw. nieakceptowanych zbiera się razem i wzajemnie się akceptują, rozumieją swoje dziwactwa, to mogą stworzyć przyjaznie i więzi między ludzkie równie dobre a nawet lepsze niż wielu z tych będących w pierwszej lidze. A wydaje mi się że to właśnie o to chodzi.
Seyra
Seyra
Pustelnik
Pustelnik
 
Posty: 1
Rejestracja: wt 26.08.2003 20:48
Lokalizacja: Warszawa

Postautor: Angbandrider » śr 10.09.2003 20:49

Wiele z takich ludzi staje się socjopatami ( trzeba wliczyć to że nie każdy potrafi pokonać presję otoczenia), nie wspominaając już że drugie tyle staje się życiowymi rozbitkami a ich pasma nieszczęść nie kończą się. Ale może nie bądźmy aż takimi pesymistami.
Zgadzam się z Kaywalkerem, bo sam jestem w podobnej sytuacji, co prawda nie mam jakichś kłopotów z ludźmi którzy w jakikolwiek sposób próbowaliby mnie zgnoić a to dlatego że mają przedemną pewien respekt (i tylko dlatego), ale to nie zmienia faktu że postrzegają mnie jak okaz egzotycznego zwierzątka.
Seyra to co napisałaś w swoim poście to tak zwane "Kółka wzajemnej adoracji", stworzone dla ludzi którzy wspierają się nawzajem ale jako pojedyncze jednostki nie są pewnymi siebie indywidualistami tylko wciąż nieakceptowanymi "kopciuszkami".
I am the fallen angel who will punish you for all your sins
Awatar użytkownika
Angbandrider
Rycerz
Rycerz
 
Posty: 252
Rejestracja: pn 30.06.2003 20:11
Lokalizacja: prosto z piekła

Postautor: Chomski » śr 10.09.2003 21:51

A nie lepiej najpierw sobie odpowiedziec na pytanie: czy zalezy mi na tym, zeby mnie ludzie akceptowali? Prawda jest taka, ze jednostek myslacych i refleksyjnych o wiele mniej niz zombie zbiorowej swiadomosci, lecz to nie jest powod, by sie znizac do pewnego poziomu. Ludzi 'innych' jest malo, lecz jednak istnieja i wczesniej czy pozniej sie na nich trafia, a jesli juz z tym ktos ma problem, to powinien zaczac sie zastanawiac, czy nie jest zbyt duzym odszczepiencem, skoro w ciagu swojego zycia, nie udalo mu sie znalezc kogos, kto bylby choc troche do niego podobnym. Tym tez mozna sie nie przejmowac (znam takich), lecz to juz jest stan patologiczny i takie jednostki sa zwyczajnie aspolepcze (i chodzi tu o kazde spoleczenstwo, jakie by one nie bylo!).
[miejsce na mądrą mądrość :-) ]
http://chaosgate.waw.pl/~chomski/
--Obrazek
Awatar użytkownika
Chomski
Prefekt
Prefekt
 
Posty: 598
Rejestracja: pt 04.10.2002 22:27
Lokalizacja: Nigdzie (Kolorado)

Postautor: Alganothorn » śr 10.09.2003 23:11

'aby zostać zaakceptowanym, należy zaakceptować siebie'...to, plus 'każdy znajdzie kogoś podobnego do siebie' to w sumie podstawa teorii akceptacji, przynajmniej tej w moim wydaniu
;-)
a o co mi konkretnie chodzi?
o to, że tylko godząc się 'samemu ze sobą' dajesz szansę innym na podobne posunięcie, a także o to, że nie należy akceptacji szukać na siłę u ludzi, na których Ci nie zależy, bo prędzej czy później znajdziesz takich, na których będzie Ci zależało...
czy potrzebuję akceptacji? każdy jej potrzebuje, nie jestem wyjątkiem...można się do tego nie przyznawać, ale chyba każdy zdaje sobie sprawę z tego, że wolałby być lubiany, niż wręcz przeciwnie, a nie ma lubienia bez akceptacji;
w każdej grupie są liderzy i całe stado osób tła, które akceptacji szukają naśladując liderów bądź po prostu im schlebiając - obie postawy są im organicznie obce, bywało więc, że trzymałem się z boku, może i tęskniłem czasami za byciem powszechnie lubianym, ale jakoś snu z powiek mi to nie spędzałem, zawsze udawało się znaleźć kilka osób, na które mogłem liczyć i na których mi zależało
pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Sorden » czw 11.09.2003 0:41

Alganothorn pisze:'aby zostać zaakceptowanym, należy zaakceptować siebie'...to, plus 'każdy znajdzie kogoś podobnego do siebie' to w sumie podstawa teorii akceptacji, przynajmniej tej w moim wydaniu
;-)


Hmm... ja sie tu calkowicie zgadzam... Najpierw trzeba zaakceptowac siebie !
Ja w szkole podstawowej nie bylem lubiany... jakos stalem na uboczu...
Jednak jak przyszedlem do liceum, wszystko sie zmienilo... nie wiem, moze za sprawa ludzi, ale napewno sie zmienilem...
Po pierwsze: (i chyba najwarzniejsze) Zaakceptowalem siebie !!!
po drugie: naprawde zwisalo mi co kto o mnie mysli (no moze nie dokonca, jesli to byl jakis leprzy znajomy) ale reszta mogla mnie pocalowac
Po trzecie: Zaczolem byc soba... prawie nigdy sie nie odsuwalem od znajomych... rzadko pragnolem byc sam...
Nie wiem... to na ile ci ludzie mnie akceptowali mi starczalo... Mam wielu fajnych znajomych z liceum... i poza nim... to mi starcza...
Napewno znajdziesz kogos podobnego tobie... napewno ktos cie zaakceptuje, ale najpierw zaakceptoj siebie (nie chodzi mi tu o podwyrzszanie wlasnego ego)... potem staraj sie zaakceptowac innych !
Love, Trance & Psychedelic !
Awatar użytkownika
Sorden
Pretorianin
Pretorianin
 
Posty: 1238
Rejestracja: wt 05.11.2002 23:34
Lokalizacja: Gliwice

Postautor: Lilly » śr 17.09.2003 11:53

Ja na moje nieszczecie jestem bardzo uzalezniona od akceptacji - bardziej niz jestem w stanie sobie na to pozwolic, bo z drugiej strony bardzo lubie odmiennosc (jestem zlepkiem skrajnosci).BTW, moze ktos zna sposob, jak czesciowo sie uniezaleznic od zdania innych, silniejszych ednostek (bo w moim przypadku chyba nawet bardziej chodzi o to, co mowia inni, niz o sama akceptacje, chociaz ja te dwie kwestie lacze ze soba).

Podobnie jak niektorzy tutaj, dlugo mialam problem ze znalezieniem swojego miejsca wsrod ludzi. Zawsze dobrze sie uczylam i to przez pewien czas bylo dla czyms w rodzaju pietna.
W podstawowce, moja wychowawczyni stwierdzila, ze bardzo odstaje od klasy. Jak trzeba bylo pomocy w lekcjach, to wszyscy do mnie lecieli - jak byla impreza - cisza. Ja zapraszalam ludzi do siebie, staralam sie byc mila - ale jakos nie dawalo to zadnych rezultatow. Ilez lez przez to poszlo na marne.
Liczylam na to, ze w liceum sprawa sie zmieni. Bylo troche lepiej, bo wiadomo, ze w liceach sa juz ludzie na troszke wyzszym poziomie. Ale i tak nadal bylam kolezanka od swieta - czyli od lekcji. O tak zwanych "imprezach klasowych" zadko wiedzialam. Poza tym, niektorzy zaczeli mnie od czarownic wyzywac (podejrzewam o to Tarota, o ktorym sie komus tam wygadalam). W zasadzie mialam tylko jedna bliska przyjaciolke, ale ja tez mi wkrotce zabrali - w koncu odpuscilam, bo poznalam mojego obecnego :)
Mozna powiedziec, ze dopiero wtedy cos sie zmienilo. Wkroczylam w swiat rpg'ow. Wsrod tych ludzi naprawde czulam sie dobrze, bo wiedzialam, ze moja odmiennosc jest wrecz wskazana :) Nauczylam sie byc odporniejsza na ludzi. W obecnym momencie blizej trzymam sie z ludzmi do rpg'ow - chociaz niestety troche nie mam na to czasu. Uodpornilam sie... niestety nie do konca. Teraz pojawia sie coraz wiecej problemow natury zyciowej. Coraz czesciej trzeba sie stykac z ludzmi, ktorych elokwencja pozostawia duzo do zyczenia, a niestety od nich duzo zalezy (chyba dlatego wybralam sobie informatyke, zeby miec jak najmniej do czynienia z ludzmi - denerwuje mnie glupota wiekszosci; wiem, ze bedac informatykiem, tez stykasz sie z roznymi ludzmi, ale przynajmniej jest cien nadziei, ze bede mogla te kontakty ograniczac). I nadal ogladam sie na zdanie ludzi, mimo ze sie z wiekszoscia nie zgadzam. Co sie da staram sie robic na przekor - to mi pomaga - ale nie wiem dokod bede w stanie. Na razie sie nie poddaje :)
Obrazek
Awatar użytkownika
Lilly
Lady
Lady
 
Posty: 941
Rejestracja: wt 09.09.2003 10:13
Lokalizacja: Wrocław/Częstochowa (Moonglade)

Postautor: Alganothorn » śr 17.09.2003 12:07

Jak uniezależnić się? zobaczyć, że samemu się jest wartością, że Twoje 'ja' to też istotny element...innymi słowy uzależnić się od...siebie
nie chodzi tu bynajmniej o egoizm, czy egotyzm, choć w uproszczeniu można to określić jako 'zdrowy egoizm', opieranie się przynajmniej w równym stopniu na poglądach własnych, co cudzych;
trudne, acz możliwe...
jedna uwaga, natury dość ogólnej, ale zobaczyłem takie ryzyko na Twoim przykładzie: lepiej nie 'uzależniać się' od jednego środowiska i jednego człowieka...nie chcę, żeby to zabrzmiało jak fatalizm, ale w niarę możliwości należy budować własną samoocenę w oparciu o większą ilość ludzi, a przynajmniej bardziej różnorodną;
w moim przypadku to były osoby związane kolejno z: rpg/fantasy, historią, fotografią i sportem (zwłaszcza rower i koszykówka) - ze wszystkimi jestem w kontakcie, dla każdej z tych grup prezentuję jakąś wartość, która poprawia, nie da się ukryć, moją własną samoocenę...
mam znajomych, którzy poświęcili się bez reszty pewnej rzeczy i nagle okazało się, że grupa ludzi której ufali wykorzystywała ich tylko...to potwornie zabolało i na dobrą sprawę pogrążyło te osoby...dobrze, że mieli też i innych znajomych;
w kwestii relacji międzyludzkich - nie ucieknie się od nich, jesteśmy na nie skazani i tyle - trzeba się z tym pogodzić...jedyne co można zrobić, to przywiązywać wagę tylko do wybranych relacji i ludzi
pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Lilly » śr 17.09.2003 14:03

Tak po zastanowieniu sie, w moim przypadku chyba nie do konca o akceptacje chodzi (szczegolnie w obecnym momencie - trudno byc nieakceptowana bedac jedna z 10 dziewczyn na roku, gdzie jest ponad 250 osob :D). Rzecz jest chyba w tym, ze swiat mi sie nie podoba - to ja go nieakceptuje; nie chodzi nawet o poszczegolnych ludzi. No ale z tym chyba bedzie trzeba jakos zyc, bo nic nie wskazuje na to, zeby swiat mial zamiar sie zmienic, albo przynajmniej przejmowac tym, ze ja go nie akceptuje.
Jesli chodzi o moje "ja", to mam wrazenie, ze dopiero niedawno zaczelo ono do mnie docierac. Przez wiele lat zadawalam sobie pytanie, jaka naprawde jestem i bardzo bolalo mnie to, ze nie potrafilam na nie odpowiedziec. Ciagle miotalam sie miedzy opiniami roznych ludzi. Ale w koncu zaczelam sama oceniac pewne sprawy - i staram nie ustepowac innym (oczywiscie w granicach rozsadku - chociaz czasami bywa to klopotliwe, po tylu latach ciaglego ustepowania chce sie odreagowac; ale pracuje nad tym).
To co napisalam w poprzednim poscie na temat mojego obecnego srodowiska bylo bardzo ogolne. Nie uzalezniam zycia od tych ludzi. Zreszta niektorzy "odeszli", przyszli nowi. Dla mnie RPG to ucieczka od szarej, brzydkiej codziennosci. Takie podejscie w zupelnosci mi wystarcza.
A kontakty miedzyludzkie... wiem, ze sa konieczne. Nie uciekam od nich... po prostu staram sie je ograniczac - jak nie musze sie z kims dochodzic, to po co sie meczyc... Po prostu, jesli bede miala do wyboru robote, w ktorej bede musiala uzerac sie z jakimis tam, a taka, przy ktorej bede mogla sobie cos tam dlubac lub pracowac w malej grupie ludzi, to wybiore to drugie. Oczywiscie, jestem realistka - w najblizszym czasie kwestia wyborow raczej bedzie malo istotna - bieze sie to, co sie natrafi (takie czasy...)
Obrazek
Awatar użytkownika
Lilly
Lady
Lady
 
Posty: 941
Rejestracja: wt 09.09.2003 10:13
Lokalizacja: Wrocław/Częstochowa (Moonglade)

Postautor: Alganothorn » śr 17.09.2003 19:13

akceptacja świata nie jest do końca, moim zdaniem, koneiczna...podobnie jak założenie, że 'jest jaki jest', a raczej, że 'jest jaki jest i juz się nie zmieni'; to w moim odczuciu błąd, który prowadzi w prostej linii do konserwatyzmu i marazmu - świat jest plastyczny, zmienny i każdy ma szanse zmienić go choć odrobinę...albo przynajmniej ten jego kawałek obok siebie;
co do wyborów - są zawsze...wybierasz tych, którym poświęcasz czas, wybierasz principia, na to masz zawsze szansę
:-)
pozdrawiam
We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars. But we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off.
Awatar użytkownika
Alganothorn
Monarcha
Monarcha
 
Posty: 5085
Rejestracja: pn 06.01.2003 23:02
Lokalizacja: point of no return

Postautor: Lilly » śr 17.09.2003 21:00

Alganothorn pisze:akceptacja świata nie jest do końca, moim zdaniem, koneiczna...podobnie jak założenie, że 'jest jaki jest', a raczej, że 'jest jaki jest i juz się nie zmieni'; to w moim odczuciu błąd, który prowadzi w prostej linii do konserwatyzmu i marazmu - świat jest plastyczny, zmienny i każdy ma szanse zmienić go choć odrobinę...albo przynajmniej ten jego kawałek obok siebie;
pozdrawiam


Zawsze powtarzam, ze nie lubie skrajnosci. Chodzi o to, ze mamy wplyw na swiat - tyle, ze jako jednostki, wplyw ten jest niewielki. Kiedys chcialam zmieniac swiat. Teraz juz nie podchodze do tego tak entuzjastycznie - powiedzmy, ze wydoroslalam. Natomiast nie twierdze, ze nigdy go nie zmienie... czekam po prostu na nadazajaca sie okazje :)
Obrazek
Awatar użytkownika
Lilly
Lady
Lady
 
Posty: 941
Rejestracja: wt 09.09.2003 10:13
Lokalizacja: Wrocław/Częstochowa (Moonglade)


Wróć do Philosophia

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 76 gości