Jakby na to nie patrzeć akceptacja to ważna rzecz. Nieakceptowane jednostki stają się wrakami ludzi w naszym społeczeństwie, nie mają siły przebicia, nikt się z nimi nie liczy mają tylko siebie samych.
Zacząłem nad tym dumać jeszcze w wakacje jak wspomniałem sobie swoją szkołę i klasę. Teraz żebyście mnie dobrze zrozumieli, nie jestem jakimś nieakceptowanym, nielubianym "kopciuszkiem" który potrafi jedynie zrealizować się na forum , po prostu nielubie ludzi którzy mnie otaczają w szkole. Czuje się jak w Matrixie, wszyscy są tacy sztuczni i obłudni. Po paru nieprzespanych nocach doszedłem do wniosku że to może ja ich nie akceptuję, ale to nie są ciekawi ludzie; zainteresowani jedynie swoim telewizorem i dyskoteką (dresiarnia w wydaniu girls&boys).
Przygotowałem kiedyś na polski lekcję o Sapkowskim na rzyczenie nauczyciela a także dla oceny (no jak już czytam to przynajmniej niech coś z tego mam poza przyjemnością), to zaczeli się śmiać, wydurniać i kpić itp. poczułem się jak szmata. A że najmniejszy nie jestem paru osobom wyperswadowałem po swojemu że mi się to niepodobało .
To tylko przykłady z mojej autopsji, ale ciekaw jestem jak się zapatrujecie
a) na moją sprawę
b) ogólnie na sprawę akceptacji