Dzisiaj na HBO obejrzałem sobie FF:TSW po raz kolejny. I dopiero teraz mi się ten film spodobał, ale tak naprawdę spodobał. Uważałem, że ma nieciekawą fabułę - zmieniłem zdanie, uważałem, że "aktorstwo" w nim jest potwornie sztuczne - zmieniłem zdanie, uważałem, że muzyka jest beznadziejna - zmieniłem zdanie.
Fabuła poraziła mnie dziś swoją "growatością", podobnym zamysłem i nawiązaniami do serii gier o tym samym tytule [Cid, oddział składający się z maksymalnie 4 wojowników, chocobos, który mignął mi w pewnym momencie - narysowany na czymś]. Ratowanie świata - banalne, z góry skazane na kiczowatość zagranie ze strony scenarzystów, jest tu w zasadzie tłem do, przyznam, nieraz zbyt nachalnego moralizowania i egzaltacji uczuć. Jednakowoż taka właśnie jest ekspresja sztuki filmowej dalekiego wschodu - a to całe świata ratowanie, to w zasadzie Hollywoodzki chwyt, aby zachwycić ludzi wizualnymi fajerwerkami. Tak naprawdę liczy się tutaj co innego. Coś, co przekazują swoją grą rendenerowani aktorzy.
Aktorstwo. Tak, aktorstwo właśnie zachwyciło mnie. Gestykulacja, zachowanie się bohaterów i ich wiarygodne reakcje na rozwój wypadków zdziera czapki z głów. A majstersztykiem dla mnie była gra Cida [któremu głosu użyczył bodajże D. Sutherland] - dla mnie, on naprawdę istniał, nie widziałem
żadnej różnicy między grą tej komputerowo wygenerowanej postaci starca, a rzeczywistym starcem właśnie [a wzrok mam podobno świetny - okulistka stwierdziła to w ubiegły poniedziałek]. I tak szeptem Wam rzeknę jeszcze, iż Panna Dotor Aki, całkiem urodziwa jak na dziewczę w komputerze zrodzone...
Muzyka, a konkretnie motyw przewodni i piosenka z napisów końcowych, niemalże z chwilą zakończenia seansu natychmiast wylądowały na mojej playliście. "The Dream Within" i "Spirit Dreams Inside" otoczone zostały przeze mnie kultem. Zgadnijcie teraz, jakie dwie piosenki nieustannie od 3,5 godziny są odtwarzane przy pomocy mojej karty muzycznej?
FF:TSW to nie jest zwykły film. Dla mnie jest to niemalże arcydzieło. A posiadanie korzeni w nurcie animowanych kreskówek z południowo-wschodniej Azji w niczym mu nie ujmuje [mówie to nie jako wielibiciel anime, ale jako kinoman]. Nie ma i jeszcze długo nie będzie filmu podobnego do The Spirits Within. Mogę więc bez obaw oddać część mojego "zfilmowanego" serca tej właśnie produkcji.
PS:Patos bije po oczach, zgadłem? Mimo, iż późna już pora, nie cofnę żadnego wypisanego tutaj osądu. Co najwyżej poprawie chaos wypowiedzi, o ile po raz kolejny nie zapomnę o forum Katedry.
PPS:Powiedzmy, że wróciłem. Na jak długo, czas pokaże