Łokej, wygrzebię ten stary topik, bo się nudzę
Ostatnio trochę muzy wpadło w moje uszy, więc można conieco napisać, czyli będzie to kolejny post z cyklu Wujek Lechu Poleca (WLP). Tak więc jak ktoś szuka czegoś dobrego do słuchania, to może sobie posłuchać właśnie tego. Aha, tylko potem bez bluzgów mi że WLP a komuś się nie spodobało
A więc tym razem WLP:
Yuki Kajiura - Fiction
Jeśli ktoś nie czytał mojego poprzedniego posta na pierwszej stronie, tego najdłuższego, o "Dream Field", to nie ma co czytać dalej
"Dream Field" to dla mnie ideał. Wszystkie (prawie) najlepsze piosenki Yuki zebrane na jednej, wspaniałej płycie. Problem był taki, że były to tylko piosenki See-Saw, czyli Yuki Kajiura plus jej wokalistka - Chiaki Ishikawa. Co za tym idzie, album nie zawierał innych, równie świetnych kawałków autorstwa Kajiury. "Fiction" naprawia ten problem.
Ale po kolei. Dzięki OSTom do Noira i .hacka Yuki stała się na tyle sławna, że wystąpiła kilka razy publicznie na konwentach w USA, a na koniec, żeby było jeszcze weselej, wydała pierwszy oficjalny album w ameryce. Czyli lamerykanskie dzieci nie muszą już ściągać mp3 z netu ani zamawiać płyt zza oceanu, tylko mogą wyjść do najbliższego sklepu i sobie kupić.
I kupują sobie "Fiction" właśnie. Album ten jest jakby przeciwieństwem "Dream Field", czyli zawiera to, czego poprzedniej płycie brakowało. Tam mieliśmy wszystko śpiewane przez Chiakę, tu mamy piosenki innych wokalistek śpiewających dla Kajiury. Ktoś kto zna muzykę z hacka i Noira od razu domyśli się o jakie piosenki chodzi. A oto i one:
Key of the Twilight śpiewa Emily Brindiger - ten album musiał się tak zaczynać. Najsłynniejsz utwór w całym dorobku Yuki. Piosenka - legenda.Ideał najlepszy z najlepszych. Klucz (dosłownie) do całego OSTa z hack//SIGNa. Utwór który skupia w sobie wszystko co najlepsze. Najbardziej klimatyczny, najbardziej poruszający, nastrojowy kawałek. Nie będę się więcej rozwodził. "Key of the Twilight" to legenda którą trzeba znać. Bo żadne słowa nie opiszą tej piosenki, nie opiszą jak cudowny jest wokal Emily, co czuje człowiek słuchając tej niebiańskiej melodii. Ale trochę o czym innym. Większość piosenek na tym albumie zostało poprawionych, ztuningowanych, i tak też się stało z "Key of the Twilight". Piosenka została pozbawiona tłumiącego ją dziwnego szumu, który w oryginale sprawiał, że utwór był dziwnie niewyraźny. Nowa wersja jest żywsza, wyraźniejsza, mocniejsza. Czy to dobrze? Pierwowzór przez swoją niewyraźność miał lepszy klimat, tu za to lepiej mozna się wsłuchać w melodię, i w wokal. Czy tak, czy tak jest to dla mnie utwór - ideał.
Cynical World - śpiewa Emily Brindiger - pierwszy z nowych utwórów, nigdzie wcześniej nie publikowanych, i nie pochodzących z żadnych anime. Bardzo dobrze, dzięki temu całe "Fiction" jest o wiele przyjemniejsze do słuchania, bo nie są to tylko stare, oklepane melodie. "Cynical World" zaczyna się doś spokojnie, wyraźny wokal Emily (i jak piekny!) tworzy całą melodię. Gdy kończy się tekst, nagle muzyka wybucha, niesamowitą, instrumentalną partią, która trwa przez cały prawie utwór. Za takie coś kocham Yuki, za to jak potrafi dobrać instrumenty, zharmonizować ze sobą, i jak potrafi z tego stworzyć nieziemską melodię, pełną energii, uczucia, emocji. Uwielbiam zagłebiać się w skomplikowane brzmienie, wsłuchiwać się w każdy instrument. Pod koniec do tej instrumentalnej orgii włącza się znów wokal Emily, ale jest tylko jednym z wielu instrumentów. Poezja.
Fake Wings - śpiewa Emily Brindiger - znany, aż do bólu znany każdemu widzowi SIGNa utwór towarzyszący sielankowemu widokowi miasta Mac Anu i płynącej gondoli z Subaru. Ehhhh akurat ten kawałek już podczas oglądania anime mi się znudził. No ale musieli dać na płycie, bo to też słynne i wogóle. Anyway, "Fake Wings" to bardzo spokojny, kołyszący utwór, o nieco smutnym brzmieniu, nawet można wyczuć w nim odrobinę bólu. Co zmienili w tym wydaniu? Dodano gitarkę, taką włoską, wenecką, każdy chyba wie o co chodzi. W sumie pasuje to do utworu, jeśli skojarzymy sobie piosenkę z tym co pisałem - gondolą, zachodem słońca i miastem przypominającym właśnię Wenecję. Chyba nawet jest nieco dłuższy niż pierwowzór, ale nie jestem pewnien bo aż tak bardzo za nim nie przepadam. Co nie znaczy że jest zły
Fiction - spiewa znów Emily - perła tego albumu. IMHO najlepszy z kawałków na płycie - stare już się przejadły, a nowe są wporządku, ale ten wybija się ponad nie. Bardzo przyjemny, dośc nietypowy, ale to akurat u Yuki normalne,Co ciekawe, Emily śpiewa tu nieco innym głosem niż zawsze, jakby takim mocniejszym (wcześniejsze utwóry to raczej delikatny śpiew), tak że czuć w piosence siłę, energię płynącą z wokalu. Melodia jest nieskomplikowana (jak na możliwości Yuki), ale też niesamowita. Piękny, po prostu piekne. Pod koniec utwór się załamuje, wchodzą skrzypce, melodia robi się bardziej skomplikowana, choć nieco chaotyczna, by potem znów przyjąc fantastyczny rytm z początku utwóru. Dla tego jednego kawałka warto posłuchać całej płyty. Widać, że Yuki nadal posiada ogromny potencjał, i jeszcze większy talent, a z każdym nowym utworem moje uwielbienie do tej pani rośnie.
Vanity - i po raz kolejny śpiewa Emily - kolejny nowy utwór z nowych. I kolejny świetny. Chciałbym go usłyszeć w wersji karaoke, bo większośc utworów Yuki jest tak samo dobra z wokalem i bez. Tu jak zwykle wokal Emily jest przecudowny, tym razem brzmi dojrzale, jakby doroślej. Trudno to opisać. Cały utwór jest spokojny, nie wiem czemu, przypomina mi "Liminality - full version" (POLECAM!!!) z Liminality OST. To pewnie przez te "i'll be there by your side" w tekście. Co jednak nie znaczy że te utwóry są podobne - ot moje osobiste skojarzenie. Znów przepiękna melodia, poprostu porywająca, doskonała. Brak słów.
Canta per me - śpiewa, tym razem Deb Lyons - ten utwór w oryginale (na Noir OST 1) słyszałem miliony razy - jedna z dwóch piosenek - kluczy dla Noira. Co dziwne jednak, śpiewa ją ktoś zupełnie inny niż w oryginale. Tak więc tuning w porównaniu z pierwowzorem jest ogromny. Po pierwsze - instrumenty brzmią wyraźniej, żywiej, pełniej. Utwór jest dłuższy, bardziej rozbudowany - i dobrze, tak być powinno, bo wersja oryginalana była krótka i prosta (i przepiękna). Po drugie - właśnie wokal. Nigdy nie słyszałem wcześniej o tej pani, ale muszę powiedzieć że mam mieszane uczucia. Chodzi o to, że: piosenka jest po łacinie (włosku?), i w oryginale śpiewała ją Yuriko Kaida. I wypadła przy tym fenomenalnie. Może nie był to idealny śpiew (japończycy są do dupy jeśli chodzi o inne języki), ale jej głos był wspaniały i pasował idealnie. Deb Lyons z drugiej strony, jest tragiczna. Śpiewa z jakimś dziwnym akcentem, jakby angielskim, przeciąga i wogóle, co odbiera kompletnie urok tej piosence. Do tego ztuningowana gitara, która prowadzi ten utwór, jest bardziej ostra, drażniąca. Ogólnie nie jest źle, ale oryginał jest o niebo lepszy, choć prostszy.
Zodiacal Sign - śpiewa Kaori Nishina - z Aquarian Age OST, o którym niedawno pisałem. Czyli energiczne jak to Azi nazwał DICHO, plus wokal mało sensowny, ale klimatyczny - coś w stylu arabskim, czy tureckim, trudno mi powiedzieć. Yuki Kajiura w całej okazałości, i muszę przyznać że tutaj ten kawałek brzmi lepiej niż na oryginalnym OST. Jest dłuższy, mniej tego dziwnego wokalu i jest bardziej skomplikowany.
Awaking - śpiewa ta sama co wcześniej - kolejny kawałek z Aquarian Age, tym razem skrócony i spowolniony w stosunku do oryginału. Dodana gitara, wokal jest wolniejszy, melodia sobie spokojnie płynie. Znów arabsko-turecko-hinduski (niepotrzebne skreślić) wokal, rytmiczna perkusja, jednostajna. Dzwiny kawałek, trochę nie pasuje do całej, energiocznej płyty - jest monotonny i powolny. Ale skoro dali "Fake Wings" to czemu nie to. Co innego że mogli dać na jego miejsce mnóstwo innych - lepszych.
Open Your Heart - po raz ostatni na płycie - Emily Brindiger - znany z SIGNa utwór. Tam, na drugim OST występował w dwóch (niewiele się różniących wersjach), tu mamy kolejną. Różnice? Niewielkie - zmieniono kolejność śpiewania, dodano zamiast saksofonu z oryginału - dziwne skrzypce (?), dość brutalne i drażniące. A tak to te same DICHO (hej Azi
) z powtarzającym się "open your heart...". Co nie zmienia faktu, że muzyka jest wspaniała, niesamowicie skomponowana, i śpiew Emily, znów w nieco innym niż wcześniej wydaniu - perfeklcyjny. Warto posłuchać chociarzby właśnie dla chóru. przypomina się scena z końca SIGNa kiedy ten chór został użyty
Winter - śpiewa Deb Lyons - i tu ta pani się jak najbardziej nadaje - nie wiem kto pozwolił jej śpiewać "Canta per me". Ostatni z nowych utworów, spokojna ballada, bardziej wokalna niż instrumentalna. Czy dobrze kojarzę, czy jest to wokalna wersja "Snow" z Noira? Tak mi się jakoś kojarzy. Przyjemna, nastrojowa, i wbrew tytułowi, bardzo ciepła piosenka. No i krótka.
Salva Nos - i znów zonk, Yuri Kasahara - czyli kto inny niż w oryginale. Ale nie o wokalu najpierw. To najbradziej ztuningowany kawałek ze wszystkich, Nie do poznania zupełnie z początku. Zaczyna się niczym "Obsession - full version", wolno, skrzypce, potem zaczyna się delikatny śpiew Yuri, jakby modlitwa, i nagle utwór załamuje się do dziwnego brzmienia gitar. Takie chaotyczne piski. I z tego wyłania się dopiero melodia znana z oryginału (z OST z Noira przypominam). Ale jest spokojniejsza, delikatniejsza niż w oryginale - skrzypce, bardziej symfoniczne brzmienie - nie ma już tego brutalnego rytmu który tak łatwo wpadał w ucho w pierwowzorze. Czy to dobrze? Znów trudno powiedzieć. Oryginalne Salva nos było by zbyt krótkie i proste by umieszczać je na pionierskim w Stanach albumie. Dlatego został jak reszta udoskonalony. Oryginał był dobry, kultowy, tu mamy pelnoprawny Utwór, rozbudowany, zróznicowany. Yuri śpiewa bardzo operowym głosem, który chyba bardziej pasuje do modlitewnego tekstu utworu. Długość - 6:28!!! Czyli 3 razy prawie dłużej niż oryginał. Ciekawe przeróbki wokalu, w pewnym momencie niesamowity chór, śpiewający chyba "chryste eleyson..", dla któego warto usłyszeć ten kawałek. Yuki w całej okazałości - DICHO w najlepszym wydaniu, plus klimatyczny śpiew.
I tym "kolosem" kończy się debiut Kajiury za oceanem. Sprawa jest o tyle ciekawa, że zółtki również dostaną ten album, pomimo że był przeznaczony na rynek USA. Co jeszcze ciekawsze, japońska wersja jest wzbogacona o jeszcze 3!! utwory, zupełnie nowe, których niestety nie słyszałem, a które bym bardzo chciał poznać. Obstawaim że są po japońsku, dlatego nei trafiły na wydanie amerykańskie. A na pewno są cudowne.
Słowo kończące: POLECAM. Fanom Yuki nawet nie muszę tego mówić. Innym - doskonały album by zapoznać się z talentem tej pani. Najlepsze utwory, w najlepszym, ztunigowanym wydaniu. Aha! Najważniejsze - słuchać tylko w tandemie z "Dream Field" - te dwie płyty razem to idealny zbiór best of the best Yuki Kajiury. Doskonale się uzupełniają, i doskonale się ich słucha. Pomimo że to DICHO (tak Azi, muszę sie odegrać
)
Aha, jeszcze jedno - największą zobrodnią jest dla mnie brak "Aury" na tej płycie. Jak mogli dać słabe "Awaking" a nie dać TEGO? ARGHHHH dobrze że mozna sobie w winampie pozmieniać
To jeszcze nie koniec, WLP poleca dalej!
Ale tak krótko, bo to tylko single.
Sayonara - Yuria Yato
Singiel z openingiem i endingiem do Saishu Heiki Kanojo (więcej o tym anime w którymś z topików na forum - jakby ktoś chciał wiedzieć więcej).
Dwa utwory. Tylko dwa. Aż dwa. Dwa najwspanialsze utwory jakie w życiu słyszałem. Nie wiem dlaczego. Nie pytajcie. Ot, zwykły j-pop, przeciętne brzmienie, przeciętny wokal. Skąd moje uwielbienie? Nie wiem. Słyszałem je zanim obejrzałem SaiKano - więc nie ma to związku z anime. Anyway, singiel to dwa utwory, plus dwie wersje karaoke tych kawałków.
Sayonara - ending do SaiKano. Nieziemska ballada, nieziemski wokal Yurii (Julii w sumie, po japońsku tak to się piszę). Nie będę nic pisał więcej, bo nie jestem w stanie. Jak pisałem - nic wielkiego, a jednak tak bardzo chwyta za serce, że nie jestem w stanie przestać tego śłuchać. Znam na pamięć każdą doskonałą nutę, każdy doskonały dzwięk, słowo tego utworu. Tu muszę się przyznać, że nieco samo anime podniosło ocenę "Sayonara", bo wcześniej wolałem opening, dopiero obejrzenie SaiKano sprawiło że kocham ten utwór. Bo idealnie pasował do anime, bo jest idealnym endingiem, bo jest idealnym utworem.
Koisuru Kimochi - opening. Kiedy wydaje mi się że Sayonara bije wszystko na głowę właczam ten kawałek. Kiedyś usłyszałem go w wersji tv edit na OST do SaiKano. Zakochałem się od razu. I dostałem świra na punkcie znalezienia pełnej wersji. W końcu dorwałem na nędznej kazie, w nędznym 128 kbps. Dobre i to. Pełna wersja powala, rzuca na glebę, urywa łeb i gra nim w piłkę (TM). Nigdy nie słyszałem i nie usłyszę nic lepszego.
Wiem, moją słabością są piosenki o miłości (o Miłości, nie kojarzyć z enrike tudzież britnej). A głos Julii Yato jest po porstu głosem perfekcyjny do takiej piosenki. Wiem, są lepsze wokale od tej, ale w tym wypadku chodzi o coś więcej niż tylko jakośc głosu i technikę. Ten głos ma w sobie to coś, co sprawia że wymiekam, pęka mi serce przy każdej nucie. Wiem, utwór jest raczej pozytywny, ale jego brzmienie, głos Julii, są tak piekne, że to jest ponad moje słabe serce. Po prostu nie wytrzymuje takiej ilości ideału i piekna w najczystszej formie
Nie wiem co jeszcze napisać, chciałbym tyle wyrazić ale nie jestem w stanie. Idę posłucham jeszcze raz - wolę słuchać niż pisać.
Na singlu jak wspominałem są wersje karaoke. Ale o nich nie warto dużo pisać. Owszem, melodia jest cudowna, ale bardzo bardzo bardzo wiele traci bez wokalu Julii. Do tego dodali jakiś dziwny chórek, chyba męski, który pierniczy całą imprezę i sprawia, że kompletnie nie chce mi się słuchać wersji instrumentalnych.
Saishu Heiki Kanojo Special Edition - Hoshi no Hate
Kolejny singiel z SaiKano. Tu jednak historia jest znacznie dłuższa niż poprzednio, więc pozwolę ją przytoczyć tutaj. A może jednak ktoś zainteresuje się tym singlem, a wtedy warto wiedzieć co i jak.
Prawie rok temu wyszedł OST z SaiKano. Dobra płyta, ale wadliwa. Po pierwsze, to oczym pisałem wcześniej - brak pełnej wersji "Koisuru Kimochi" i "Sayonara". I właśnie tytułowe "Hoshi no Hate". Reszta utworów jest świetna, doskonale się tego słucha - ot kolejny bardzo dobry OST z anime. Ale właśnie ponad wszystkie utwory na nim wybijają się trzy kawałki - krótkie opening i ending i znów muszę wspomnieć - "Hoshi no Hate" (byłbym wdzięczny za przetłumaczenie mi tego tytułu).
Sprawa z HnH wyglądała tak. Kawałek trwa 3 minuty z hakiem. Świetny, cudowny, pełen emocji utwór grany na gitarze elektrycznej. Zaczyna się spokojną melodią, a potem co jakiś czas jego siła wzrasta. Potem znów staje się mocniejszy, znów, i tak co jakiś czas nabiera mocy. I kiedy wydaje się, że już nie da się więcej emocji wcisnąc w akurat grającą melodię, nagle dochodzi kolejna gitara grająca swoją melodię, potem kolejna. I cały czas utwór rośnie. Nagle, dokładnie w 3:30, utwór się urywa. Dosłownie, cyk, cisza, i następny kawałek. Akurat w wydawałoby się apogeum. Dziwne. Pamietam jak wszyscy się dziwili, że wyszedł chyba zrypany rip, albo że ktoś coś namieszał. Każdy szukał full wersji. Dopiero gdy na sieć trafiło więcej ripów, okazało się że pełen tytuł brzmi - Hoshi no Hate (Incomplete). Dlaczego utwór tak się kończy nagle? Dlaczego autor tak zrobił? Odpowiedzi można szukać w samym anime. Sceny gdy ten kawalek został użyty są jednymi z najpiękniejszych scen SaiKano - widok Chise, tytułowej bohaterki, z lśniącymi skrzydłami, niszczącej jednym ruchem ręki całe miasto, iw tle lecąca ta melodia to coś niezapomnianego. A że przeważnie były to sceny z końca odcinka, to urywały się nagle, i zaczynał się ending. Ciekawa zagrywka, ale kurde, tego się nie robi na oficjalnym OST. Najlepszy utwór, i tak brzydko zepsuty. Ja, osobiście, bardzo cierpiałem z tego powodu - chęć usłyszenia HnH w całości była olbrzymia. Jakiś czas temu, dokładnie 2 lipca, ukazał się właśnie ten singiel, a ja usłyszałem go właśnie dziś.
Trzy utwory wchodzą w jego skład. "Hoshi no Hate - FULL version" - o czym marzył każdy kto usłyszał wersję z OST, "Yume miru tame ni", i tu szok, "Hoshi no Hate - VOCAL !!!! version". Zatkało mnie. Nie dość że full, to jeszcze z wokalem. Po kolei.
Hoshi no Hate - vocal version - - śpiewa Fumiko Orikasa. Trudna sprawa. Wokal jest dziwny, dośc ostry i mocny. Brzęczący, i wbijajacy się w głowę. Ale! To pasuje do HnH, do tych elektrycznych gitar. I lepszego wokalu nie dało się dać tutaj. Fumiko śpiewa w melodię graną przez gitary - czyli instrumenty odeszły na drugi plan, a jej mocny, dzwięczny głos przebija się na wierzch (dlatego też jest taki mocny - musi brzmieć głośniej niż seria gitar elektrycznych). Co za tym idzie, nie da się skupić na konstrukcji utworu - na wczuwaniu się we wzrastające napięcie, moc, o której pisałem. Po porstu wsłuchujemy się w wokal, w melodię którą on tworzy, i dajemy się ponieść. A do tego przed oczyma mamy sceny z SaiKano - idealnie.
Yume miru tame ni - śpiewa Mitsuo Sugiuchi. To facet, i do tego jeden z niewielu męskich wokali które toleruje (po Stevie Conte). Ten sam utwór jest na oficjalnym OST do SaiKano. Tutaj (co nie jest chyba już niczym wyjątkowym w tym poście) został ztuningowany, wydłużony, i polepszony ogólnie. Dodano partię solową na gitarze, Wyostrzono dzwięk, itp. Ogólnie dobry utwór, ale dużo zyskuje kiedy się zna anime i rolę jaką w nim "Yume miru..." ogrywa. A tak to jest typowy, porsty utworek j-popowy śpeiwany przez jakiegoś kolesia.
Hoshi no Hate - full version - gwiazda dzisiejszego wieczoru. Dla mnie - utwór legenda. Tym razem w pełnym rasowym, ztuningowanym (znów hehe) wydaniu. Pisałem o konstrukcji wcześniej, nie będę sie powtarzał. Ale wtedy utwór kończył się na 3:30 (ta liczba będzie mnie do końca życia prześladowywać), a tu mamy aż 4:19! Czyli jak zwykle w tuningu bywa - wyostrzono brzmienie, dodano powera, energii. A koniec? Mija 3:30 a utwór leci dalej....co bedzie za chwile? pierwsza moja mysl gdy sluchałem z niecierpliwością. Dalej utwór jeszcze nabiera mocy, siły, i nagle się urywa!! Przez moment się zamotałem. Nie, nie kończy się jak poprzednia wersja. Cichnie, staje się balladą. Gitara gra powolutku, cicho, dochodzą skrzypce.... aż cichnie wszystko zupełnie. Perfekcyjnie. Wersja wokalna, którą słyszymy wcześniej, kończy się inaczej. Utwór gra tak samo jak wcześniej, nawet po momencie w którym powinna nastąpić cisza, po czym cichnie stopniowo, w klasyczny sposób. A tu, w wersji instrumentaknej taka neispodzianka. Czaicie motyw?
Słuchacz, zazwyczaj osoba która z niecierpliwością czekała na pełną wersję Hoshi no Hate, słyszy na początek wersję wokalną. Czyli nei ma szans wsłuchać się w instrumenty, zwrócić uwagę na zakończenie, którego brakowało. Utwór po prostu się kończu. Myślisz sobie - eeee to tak się to końćzy, a tyle czakania było (dodam, że singiel wyszedł prawie po roku od wydania OSTa). A poetm słuchamy już dobrze znanej wersji instrumentalnej i spodziewamy się takiego zakończenia jak w wokalnej.A tu zonk! W końcu - ten, który nie miał końca, jest pełny i doskonały - tak jak powinien.
Polecam każdemu tego singla - HnH to niesamowity utwór, wyjątkowy, A ci co wcześniej go nei słyszeli, tu mają wersję full, plus wokalną. Czyli FULL wypas
No i to tyle. Z tego co ostatnio słyszałem - polecam jeszcze SOUL CALIBUR 2 OST - doskonałe dwie płyty orkiestry w stylu heroic - doskonałe, pełne mocy i energii, doniosłe brzmienie.
Po drugie Silent Hill 3 OST - kolejny świetny OST do trzeciej cześci SH. I równie dobry jak poprzednie, a nawet momentami lepszy.
O i to by było na tyle.
Mam nadzieję, że nastepne co posłucham to będzie Wolf's Rain OST 2