No ja teraz bede miał więcej czasu to moge zaszaleć
Jander, ja FFów nigdy za gry idealne nie uważałem, z prostej przyczyny że gra idealna nie istnieje. Zawsze w każdej z części są motywy czy postacie centralnie denerwujące, wciśnięte na siłę, niedopracowane i kupa innego chłamu. Co poradzisz że komercha wszędzie musi się wcisnąć i dopóki te gry będą robione jak dla najszerszego grona (czyli dla zarobienia jak najwiekszej kasy) to nie ma mowy żeby FF było grą idealną. Każdy kolejny FF jest coraz prostszy, ładniejszy, krótszy, bo musi w niego grać jak najwiecej ludzi.
Można tak jak ty wymieniać dennych bohaterów, przynudzające fragmenty czy inne złę strony gier. Grunt jednak w tym, że w porównaniu z innymi grami FFy mają tych złych stron mniej. Ja patrzę na grę jako na całość, na to co ona w sobie ma, na to czy przyjemnie się w nią gra, na emocje itp. I akurat spośród wszystkich gier w jakie grałem właśnie FFy mają w sobei tego najwięcej. Przy żadnej grze w jaką grałem nie spędziłem tyle czasu co przy FFach, przy żadnej się tak dobrze nie bawiłem, żadna inna nie miała takich postaci, takiego klimatu. Zresztą FFy są na tyle ciekawym fenomenem wśród gier że ja traktuje je jako oddzielną zupełnie kategorię. Zamiast porównywać je z innymi grami (czego najlepiej nie robić) porównuje ja najwyżej miedzy sobą, chociaż i to jest nie raz trudne. FF6 lubie za klimat, FF7 lubie bo to mój pierwszy fajnal, FF8 lubie za postacie, FF9 za powrót do korzeni, FF10 za wszystko oprócz głosu Yuny. Wybranie najlepszej części jest praktycznie nie możliwe, każda ma coś dobrego. Dlatego zamiast rozdrabniać się nad szczegółami, wolę pograć spokojnie w którąś z części i poczekać na kolejną (FFX-2
) Może po porstu na stare lata człowiek robi się mniej wymagający w tej dziedzinie i wystarczy mi jedynie dobra zabawa.
Takie luźne przemyślenia, jak ktoś to przeczytał to gratuluję
Teraz można trochę podyskutować...
Squall miał na siłę wciśniętą głębię? Wg mnie on był najbardziej normalny, i właśnie dlatego z nim najbardziej ze wszystkich postaci FF mogłem się utożsamić. Jego komentarze w myślach, jego podejście do dziewczyn... Na pewno Squall jest najmocniejszą stroną FF8, plus młodzierzowy charakter tej gry, bardziej nastawiony na problemy nastolatków niż na "doniosłe i heroiczne" ratowanie świata. Chyba za to lubię FF8
Jeżeli przyjmiemy że Squall jest główną postacią i najważniejszą, od razu można zrozumieć czemu inne są tak spłycone. Square zawsze wszystko co nam wydaje się niedoróbką ma mądrze przemyślane. Otóż po co robić pozostałe postacie tak bogate jak Squall... one są tylko "bodżcami" w jego życiu (bo przecierz FF8 jest o życiu Squalla), są pionkami, przeszkodami które on spotyka na swojej drodze i jeśli spojrzymy na to jego oczyma, widać jak bardzo on jest ludzki. To nie jest wesoła drużynka bohaterów. Tam jest zupełnie jak u nas... Squall poznaje tych ludzi, jednych lubi bardziej, innych mniej, inni mają na niego ogromny wpływ, innych po porstu omija, zupełnie jak my robimy spotykając w życiu innych ludzi. Czasem spotykamy kogoś kto odmienia nasze życie (Rinoa), kogoś kto jest dla nas najlepszym przyjacielem, kogoś kogo traktujemy obojętnie. FF8 to droga jaką przechodzi Squall, my obserwujemy tylko jego poczynania, ale przez to że one są tak bardzo naturalne, możemy się z nim utożsamić bardziej niż z jakąkolwiek inną postacią. W FF8 chyba najczęściej zdażało mi się myśleć: co ja bym zrobił na miejscu głównego bohatera w danej sytuacji. Ta gra od początku byłą dla mnei studium psychologicznym jednej postaci. Reszta się nie liczyła. Reszta była tylko tłem.
Czy FF8 było nudne? Hmm wg mnie wszystko potoczyło się jakoś szybciej niż w FF7, jak sobie przypomne ile ja się nabiegałem żeby mieć u wszystkich master materie wszystkie, to siódemka była strasznie mozolna, tylko Northern Crater i bicie Moversów
Ile to godzin nawet nie wiem... Tak samo w FF10, sama fabuła błyskawicznie, a potem 200 godzin ładowania postaci, na szczęście o wiele bardziej urozmaicone niż w innych FFach.
Oldschool to nei moja działka, jakoś nie mam szczęscia do tych starych gierek, FF4 zacząłem grać ale padły mi sejwy, FF5 doszedlem dość daleko i przez przypadek straciłem sejwy (zapisałem nowszymi), w FF6 doszedłem do drufiego świata, ale nie dałem rady nic zrobić bo miałem cienką drużynę (w cholere tyle postaci ładować) i nie chciało mi się ich pakowac. Chociaż ostatnio w związku z ukazaniem się FF Origins zacząłem sobie planować ze zagram we wszystkie stare FF. Dotychczas grałem na piecu na emulatorze, teraz bym zagrał na PS2 od 1 do 6
No jedyny oldschool (chociarz może nie taki znowu old) który stoi ponad tym wszystkim to Xenogears. Ta gra ma o wiele więcej wad niż wszystkie FF razem wzięte, a jednak FABUŁA i KLIMAT podnoszą ją do 1 miejsca na mojej liście
każde zdanie w tej grze, każde słowo wywołuje u mnie dziwne dreszcze, ta niesamowita, jakby tajemna wiedza o historii świata. Granie w XG to poznawanie odpowiedzi na wszystkie dręczące pytania: kim jesteśmy, skąd pochodzimy, kim jest Bóg, co nas czeka? Chyba to jest potęgą tej gry, pomimo że jest to tylko fikcja, nawet nie osadzona na Ziemi, to jednak ma się wrażenie że odpowiedzi na te pytania są realnymi odpowiedziami. Czuje się jakiś taki lęk, przejęcie, strach przed prawdą kryjącą się w tych odpowiedziach. W sumie w żadnej innej grze nie odkrywamy tak istotnych prawd, gdzie indziej jedyne co nam zawraca głowę to banały takie jak: czym jest Sin, skąd się wzięła Ultimecja, czego chce Sephirtoth.. a tu TAKIE motywy
"We humans are... parts for god..."
BTW Xenosaga wychodzi 24 lutego. Amerykańcy jak zwykle sobie pograją a nas czeka ta sama historia co z XG. A ja chcę Xenosagę!