Studio Buffo
Tiramisu
W ramach poszerzania horyzontów odwiedziliśmy kolejną scenę, tym razem Buffo; wybór padł na Tiramisu, pozycję niezwykle szeroko znaną, jak na przedstawienie teatralne (znajomość teatru nie jest zbyt wielka, a tę sztukę widziało zadzwiwiająco dużo znanych mi osób); znaną i polecaną...
jakie wrażenia? powinienem może najpierw napisać coś o fabule, ale jest ona dość prosta i skupię się na odbiorze (ok, fabuła: panie z agencji reklamowej wywnętrzniają się w przerwach pomiędzy akcją - prezentacją ich pracy zawodowej);
nieco się zawiodłem, może dlatego, że spodziewałem się 'czegoś więcej' po zachwytach sporej części krytyków i widzów; nie porywa mnie przedstawianie historii, które można streścić jako 'mam maskę szczęśliwej, ale tak naprawdę mam problemy, o których tylko wam, widzowie, opowiem' - porwać mnie może, jeśli te historie są albo niezwykłe, albo świetnie zagrane, tutaj historie są dość przeciętne, a aktorstwo bardzo nierówne...
trudno oceniać spektakl, który obiektywnie może jest znacznie lepszy, niż subiektywny odbiór (w zalewie różnych produkcji filmowych, gdzie co druga historia opiera się na takim kontraście maska-wnętrze, naprawdę wybitna fabuła/wybitne aktorstwo ma szansę się u mnie przebić)...ale jakoś trzeba, w końcu po to jest ten topic
spektakl warto obejrzeć, bo to fabuła, jak na teatr, nietypowa: współczesna Polska, współczesne problemy, styl życia znany części z autopsji, części z opowiadań bliskich znajomych; brak dydaktyzmu, po prostu przedstawienie rzeczywistości...dobre? niezłe, ale gdyby aktorstwo było na wyższym poziomie spektakl mógłby być znakomity, tak jest 'tylko' dobry
ocena 7/10
Teatr Polonia
Boska
Horyzontów poszerzania ciąg dalszy: trzeba było odwiedzić przybytek Pani Jandy, ciekawość zżerała już od dawna (ale wygodnictwo kazało poczekać na wyremontowanie sali i wygodniejsze siedzenia
)
Chcieliśmy pójść na coś 2 maja, w szranki stanęła 'Boska' i 'Miłość na Krymie', ale z racji ciekawości wybraliśmy 'Boską'...
...i chyba było warto (chyba, bo nie mamy porównania z Mrożkiem)
fabuła to historia Madame Jenkins, ponoć najgorszej śpiewaczki operowej świata, a konkretnie okres 'największych triumfów' na scenie;
Janda, jak to ona, 'kradnie' cały show, ale znając swoją 'moc' zręcznie dobiera sztuki tak, że jest to właściwy efekt - Jenkins powinna dominować i Janda robi to perfekcyjnie;
reszta obsady trzyma poziom, choć do Zborowskiego nie umiem się nijak przekonać, a młody Stuhr gra na granicy aktorstwa i kabaretu (mimika);
śpiew Jandy robi wielkie wrażenie: co prawda minusem jest to, że widownia każdy występ nagradza brawami (jakoś wolę brawa po akcie, a nie w trakcie, że zarymuję
), ale to minus maleńki;
sztuka jest lekka, łatwa i przyjemna, niesie ważne przesłanie (spełniaj marzenia niezależnie od opinii innych etc.), akcja potrafi zaskoczyć (scena z mgłą), ma dobrą scenografię i jest doskonale zagrana;
prawdopodobnie nie zdobędzie serca każdego, ale śpiew Madame Jenkins w wykonaniu Jandy polecam wszystkim
dwie uwagi:
- nigdy chyba nie widziałem takich tłumów w teatrze: ludzie siedzieli wszędzie, pełen przekrój wiekowy, wielka, żywo reagująca widownia i nastominutowe oklaski po przedstawieniu
- spektakl trafia do nas 2 lata po światowej premierze - to dopiero poczucie, że kulturalnie jesteśmy częścią świata
ocena 9/10