Dokładnie, zgadzam się z Wotanem. Książka a film to dwie zupełnie inne rzeczy i nie można ich ze sobą porównywać. A ten, kto dowodzi "wyższości słowa pisanego nad obrazem" jest zwyczajnym oszołomem
Albo ma w tym własny interes - to też bardzo możliwe.
Jeżeli o mnie chodzi, to zazwyczaj bardziej wolę książkę. Primo: starcza na dłużej
Secundo: bardziej się opłaca (za cenę biletu do kina na 2-godzinny film dostaję książkę, którą mogę się radować nawet i przez tydzień [a bywa, że, jak spoglądam właśnie na półkę, przez półtora roku - choć tu o radowaniu się może trudno mówić
] ). Tertio: czytając, używam wyobraźni. Tę zaś bardziej sobie cenię od wzroku. Może nie zawsze lubię, kiedy filmowiec narzuca mi własną wizję jakiejś rzeczy/sytuacji. Lubię sobie wszystko samemu poskładać z informacji dostarczanych przez pisarza. Układam sobie wtedy wszystko tak, jak mi pasuje, co sprzyja mojemu wczuwaniu się w akcję i ułatwia mi odbieranie emocji z kartek. Dlatego preferuję zwykle horrory książkowe od filmowych, których większość (z nielicznymi wyjątkami) najzwyczajniej mnie śmieszy. Może to też kwestia mojego lekkiego spaczenia, bo kiedy oglądam jakiś film, zawsze zwracam uwagę na to, jak został zrobiony, zastanawiam się nad grą aktorską, oświetleniem, dekoracjami, kompozycją zdjęć, sztuczkami, efektami itd. To odciąga moją uwagę od akcji.
Poza tym książka jest bardziej elastyczna, jeżeli chodzi o przedstawianie akcji. Skoki do przeszłości, teraźniejszości, wybiegi w przyszłość - to na filmie potrafi razić. W książce jest w porządku. Można przerwać opis w jakimś miejscu, pozwolić sobie na jakąś dygresję, potem wrócić do przerwanego wątku. Można opisać jakieś zdarzenie z przyszłości, a potem dociągnąć do niego akcję. And so on... Gdyby robić takie rzeczy na filmie, najprawdopodobniej widz zagubiłby się w końcu i nie wiedział, co się tak właściwie w danym momencie dzieje. Choć to równie dobrze może być efekt zamierzony.
Również opisy można przetykać sobą nawzajem, szczegółowo spisywać przeżycia bohaterów, ich odczucia, myśli, zamiary - i to ze znacznie większą precyzją, niż da się to uczynić na filmie. Można się tu bawić w takie subtelności, jakich na filmie najzwyczajniej nie sposób by dostrzec - no chyba że ktoś jest wyjątkowo spostrzegawczy. Ale przecież filmy nie robi się tylko dla spostrzegawczych, tylko przede wszystkim dla tych "normalnych".
Tak czy owak to kwestia gustu. Ja ogólnie bardziej preferuję książkę, choć bywają czasy, kiedy najzwyczajniej nie chce mi się poświęcać czasu na czytanie i wolę sobie wtedy coś obejrzeć. Głównie wolę jednak polegać na swojej wyobraźni
"Diese nadmierne sformalizowanie starożytnego prawa zeigt Jurisprudenz jako rzecz tego samego rodzaju, als d. religiösen Formalitäten z B. Auguris etc. od. d. Hokus Pokus des znachorów der savages" -- Karol Marks