Strona 1 z 11

Azirafala, Alganothorna i Wotana wyprawy po Warszawie...

Post: ndz 07.09.2003 14:04
autor: Azirafal
Epizod 1 - Wyprawa na pola kapusty

Epizod 1 zaczyna się w sobotę rano (godz. 11) przed Galerią Mokotów, choć początki jego sięgają czasów wcześniejszych. Cały zamysł zjawił się w głowach naszej trójki bohaterów podczas rozpraw na topiku Zjazd Forumowiczów, gdzie po wielu bezowocnych dyskusjach wyszedł pomysł, by wybrać się na wyprawę rowerową. Algi, Azi i Wotan szybko (przez 2 tygodnie) złapali się na gg i dogadali co, i jak, i kiedy. Stąd znowu powracamy pod Galerię Mokotów.
Jak to zawsze ma w zwyczaju, Azi spóźnił się (tym razem tylko 5 minut). Po szybkim, choć serdecznym wyrzuceniu mu jego niepunktualności, Azi został zaszczycony oficjalnym uściskiem dłoni reżysera oraz mocnym uściskiem 2-metrowego olbrzyma (po krótkich wyjaśnieniach, okazało się, że był to Alganothorn). Trasę wędrówki naszych bohaterów Algi miał w głowie już od czasów woich narodzin, więc nie było problemów z dogadaniem się, którędy i dokąd właściwie jadą. Żeby skrócić wiele szczegółów wyprawy wspomnijmy tylko, że Algi prowadził, a Wotan i Azi głównie próbowali go w jakiś sposób dogonić. (reszta naszych bohaterów proszona jest o podanie dokładnej trasy przejazdu i inszych wspomnień z wyprawy :) )
Wiele odwiedzili interesujących miejsc (lasy, pola kapusty, pikniki, polany) i wiele wielce inteligentnych rozmów przeprowadzili. Miejmy nadzieję, że Algi nie wpadnie na wspaniały pomysł wklejenia w ten Topic zdjęć, których masę narobił podczas wyprawy. Pośród zajmujących dyskusji na temat MPFC, mang i anime, Katedry oraz studiów, znalazło się miejsce także na takie kwiatki jak pomysł na zrobienie zdjęcia wokół ogniska z dopiskiem "Chaon, wish You were here", a dowcipy o Sztickinie wcale nie znalazły się na szarym końcu licznych dywagacji naszych bohaterów (hmmmm? did I say it out loud?! :twisted: ).
Wyprawa ta rowerowa zakończyła się około godziny 15:30 (przynajmniej wtedy Azi dotarł do domu, świeży, wypoczęty i zupełnie niezmęczony what a load of bullkaka!). Nasi bohaterowie stwierdzili, że wyprawy takie należałoby powtarzać troszkę częściej, więc umówili się na następny dzień (niedziela) na koszykówkę.

Post: ndz 07.09.2003 14:32
autor: Alganothorn
...kiedy to spóźnieniem swoim Azi dał dowód na to, że jest to zwyczaj, a nie wyjątek
;-)
było bardzo miło a sympatycznie, jeśli nie liczyć drobnego, acz efektownie krwawego urazu Azi'ego i fajtu, iż on wraz z Nieznajomym zostali POKONANI przez boski duet Wotan & Alganothorn...cóż, jesteśmy nieźli, przyznajemy to szczerze i skromnie
;-) ;-) ;-)
każdy z obecnych udowodnił, że gra w koszykówkę nie jest mu obca, przynajmniej ideologicznie, udowodnił także, że nie grał od jakiegoś czasu...ale i tak, a może dzięki temu, było miło się ponownie spotkać po tak długiej (jakieś 21 godzin) rozłące, może następnym razem znajdzie się kolejny odważny, chętny dołączenia się do Trzech Amigos
pozdrawiam

Post: ndz 07.09.2003 14:33
autor: Azirafal
Epizod 2 - Air Azi i inne gwiazdy koszykówki

Epizod drugi, rozpoczyna się na boisku do koszykówki przy Metro Wilanowska o godzinie 12.10 (z początku miała być 12, ale Azi nie mógł złamać zasady nie zjawiania się punktualnie na umówionym miejscu). Zatem, gdy Azi majestatycznie wkraczał na boisko, Wotan oraz Algi rozgrzewali się przy koszu (trenowali "nie trafianie do kosza, by dłużej sobie pograć"). Wkroczeniu Azi'ego na boisko towarzyszyło szumne i bardzo życzliwe przyjęcie ze strony zebranej publiczności ("O! Azi przyszedł" rzekł Wotan; "No" odpowiedział Algi).
Po krótkich powitaniach nasi dzielni bohaterowie rozpoczęli serię treningową (której wciąż towarzyszyły Azi'ego okrzyki "Kur**!" oraz "Znowu nie trafiłem?!" a także "Tak to jest jak się w kosza nie gra 2 lata!" i nie zapominając o "Kiedyś to grałem naprawdę świetnie!"). Po około pół godzinie swobodnej rozgrzewki nasi bohaterowie zdecydowali się zagrać mecz, ale by nikt nie był pokrzywdzony (Algi sam nie miałby z Azim i Wotanem żadnych szans! :wink: ), poszukali i znaleźli kogoś chętnego do przyłączenia się do gry.
Po krótkim wyborze składów (NIeznajomy "No dobra. To Ty [wskazuje na Aziego] będziesz ze mną. Jesteś najniższy." :( ) rozpoczął się mecz. Po kilku niesamowitych akcjach Air Aziego, jego drużyna przegrywała 2 do 8. W sumie Air Azi zdobył 6 punktów (z 14 całej drużyny), a jego drużyna przegrała 14 do 20 - w drużynie przeciwnej brylował Wotan, który biegał, walczył, tracił piłkę, dawał się zablokować Aziemu, trafiał do kosza i zarzucał gustownie związanym w kucyk włosami :wink: . Pod koszem, o dziwo!, Azi zebrał około 10 piłek, raz nawiązując walkę z samym Alganothornem! (dla niezorientowanych przypominam: Azi - 175cm, Algi - 195cm :) ). Inna sprawa, że piłek do zebrania w całym meczu było około 50-70 :D
Najciekawszym i najbardziej emocjonujący momentem meczu była jednak akcja zespołu przegranego. A wiodącą rolę odegrał nie kto inny jak sam Air Azi. Przy stanie 2 do 6 dla drużyny Alganothorna i Wotana, Nieznajomy dryblował prawym skrzydłem. Azi dla zmylenia przeciwników i Nieznajomego biegał dookoła niego jak szalony. Efekt końcowy wyglądał jak skruszony Nieznajomy i zakrwawiony Air Azi z rozciętym okularami (i prawym przypadkowym gościa) łukiem brwiowym. Po 5 minutowej przerwie (cucenie Aziego, podanie tlenu, masaż serca, masaż erotyczny robiony przez dwie powabne niewolnice, szybkie otarcie krwi chusteczką) Azi, zupełnie jak nowonarodzony, pojawił się ponownie na boisku. Mimo odniesionych ran, Air Azi rozegrał całe spotkanie do końca wykazując hart ducha, żelazną kondycję oraz nizłomną wolę (innymi słowy, nie mógł biegać już po 20 minutach gry - Wotan biegał dookoła niego jak zajączek z reklamy Duracell). Graczem meczu wybrano chłopaczka, który przyszedł, poprosił o pożyczenie piłki i niestrudzenie (mimo jej totalnego sflaczenia) grał sam podczas trwania naszego meczu. Algi, zadowolony z wygranej, siedział, popijał wodę i uśmiechał się zjadliwie do Aziego, gdy tylko ten był w pobliżu (czyt. cały czas).
Po tym zaciętym i obfitującym w emocje meczu, nasi bohaterowie rozeszli się do domów, obiecując sobie kolejne tego typu spotkania.

Post: ndz 07.09.2003 21:01
autor: Sztickin
Za dowcipy o Sztickinie powinienem was wychlastac kalarepa po facjatach ;-P

Post: ndz 07.09.2003 21:11
autor: Alganothorn
och to nie były dowcipy - po prostu rozmawialiśmy o użytkownikach forum, m.in. o Tobie Sztickinie
pozdrawiam
ps. ale jeśli chceszchlastać, to c'man, make my day...;-)

Post: ndz 07.09.2003 21:19
autor: Vampdey
Vampdey także został obgadany? ^^

Post: ndz 07.09.2003 23:14
autor: RaF
Ja to aż się pytać boję... :P

Post: pn 08.09.2003 0:57
autor: Wotan
buahahahahahaha:D
No proszę, a ja myślałem, że Azi żartowałeś z tym topiciem, a tu wchodzę i niespodzianka...
Zatem skoro już tu jestem, to mogę zdradzić, że epizod 3 już niebawem, a w nim nasi bohaterowie udadzą się na wyprawę rowerową wzdłuż nadwiślańskich bagien, gdzie na swojej drodze spotkają hordy mutantów wędkarzy i innych rzecznych potworów zamieszkujących peryferia tej radioaktywnej rzeki.
(tzn tak prawdopodobnie będzie, chyba że ktoś wymyśli coś innego ;) )

Post: pn 08.09.2003 8:57
autor: D3vi!
i panie po 100 kg masy ciala opalajace sie :)

Post: pn 08.09.2003 12:32
autor: Alganothorn
takie panie, jako działacze proekologiczni, wrzucimy do rzeki zakładając, że to wieloryby wyrzucone na brzeg...
;-)
chciałem przyznać tytuł MDP meczu Nieznajomemu za skuteczną współpracę z własnym zawodnikiem (łuk brwiowy Aziego) i liczne faule na naszej drużynie;
MDP = Most Dangerous Player...
;-)
pozdrawiam

Post: czw 11.09.2003 8:52
autor: Jakub Cieślak
Widać, że Nieznajomy po prostu chciał pokazać, że zrobi wszystko dla zwycięstwa. Przesadził z zaangażowaniem. Rowerzyści drodzy, może zechcecie i mnie przyjąć do waszej wesołej kompanii? Rowrowanie to moje ulubione zajęcie praktyczno fizyczne. Z tą koszykówką to raczej się nie nadaję, bo mam dwie lewe ręce do tej gry, ale jak chcecie się pośmiać...

Post: czw 11.09.2003 12:13
autor: Azirafal
Ja bym proponował wyjście na koszykówkę bądź piłkę nożną w ten piątek (raczej po południu niż przed) lub sobotę (raczej wcześniej niż później). mój rower, po ostatnich ekscesach, nie jest w najlepszym stanie psychofizycznym i do jazdy poważniejszej się, niestety, nie nadaje. No chyba, że po prostu mnie tym razem olejecie i pojedziecie beze mnie :(

Post: czw 11.09.2003 13:18
autor: Jakub Cieślak
Coś ty z tym rowerem narobił? Wiesz, całkiem nieźle sobie radzę w mechanice rowerowej. A jak nie to mam kilku wybitnie uzdolnionych kolegów. Chyba, że ci potrzebne spawanie i blacharka...

Post: czw 11.09.2003 14:49
autor: Azirafal
Narobiłeś, narobiłeś... Dlaczego od razu narobiłeś?! Prawdę mówiąc, to ten rowerek zabiedzony ponad rok stał nieużywany, niesmarowany, niemyty, itp., to teraz potrzebuje przeglądu generalnego, naregulowania przerzutek i hamulców oraz pewnie paru części do wymiany. Pozbieram kasę i go "nastroję", pytanie tylo kiedy...

A z reszty sportów takiś kiepsy, że się boisz spróbować? :P

Post: czw 11.09.2003 15:14
autor: Alganothorn
istnieje niezerowa szansa, że w ten piątek wybędę na dni kilka i wrócę dopiero w niedzielę/poniedziałek...
...ale za to na tenże poniedziałek prognoza pogodowa jest nadzwyczajnie optymistyczna
jakieś propozycje?
;-)
pozdrawiam
ps. każda twarz mile widziana, prawie jak w pewnej szancie...;-)

Post: czw 11.09.2003 16:02
autor: Jakub Cieślak
Co do poniedziałku to się pewnie dowiem w weekend, czy mam go wolnego. Co do innych sportów, lubię piłkę nożną, tenis, nurkowanie, znajdzie się też kilka innych. Jednak rower jako narzędzie sportowe miłuję najbardziej. A jeśli Azirafalu masz propozycje w innych dziedzinach sportu, zapraszam do zgłaszania propozycji. Gdy pogoda zawiedzie, można się oddać też narodowemu sportu polskiemu i spotkać się na jedno, dwa piwa w jakiejś zacnej i koniecznie cichej knajpce.

Post: czw 11.09.2003 16:17
autor: Alganothorn
jeśli będziemy częściej pisać o owym 'narodowym sporcie' szansa na większą ilość osób staje się coraz wyraźniejsza i coraz poważniejsza...
;-)
generalnie ja preferuję rower i koszykówkę; badmington i pingpong w drugiej lidze...żeglarstwo jak najbardziej, ale raczej nie mamy o czym mówić na razie...
:-)
pozdrawiam

Post: czw 11.09.2003 16:34
autor: Jakub Cieślak
Tak, szkoda, że to żeglarstwo odpada, bo sam bym chętnie pożeglował. Badmington również lubię i uprawiam, w pingpong dawno nie grałem, ale to nie jest żaden kłopot, tylko dobry powód do śmiechu. W końcu szybko sobie przypomnę.

Post: czw 11.09.2003 17:09
autor: Azirafal
Dla mnie piłka nożna i pingpong (no dobra - i sport narodowy :twisted: ). Potem może być koszykówka, żagle, rower (jak naprawię), a tak wogle, to cokolwiek, w co można sobie fajnie w grupie pograć (nawet może być "baran" :wink: )

Post: czw 11.09.2003 18:44
autor: Jakub Cieślak
Azi, nie wymieniaj imienia tej gry na daremno, bo dopadnie cię kara stwórców! Nie łam świętych zasad! Przeklęty heretyk!

Post: czw 11.09.2003 18:55
autor: Wotan
ja proponuje na poniedziałek jednak tą wyprawę rowerową poprzez nadwiślańskie lasy i mroczne puszcze

Post: czw 11.09.2003 19:03
autor: Alganothorn
jestem do dyspozycji, poza weekendem;
namiary macie
;-)
praktycznie każdy sport wchodzi w grę - najmniej chętnie 'noga' z racji kontuzji, ale mogę postać na bramce...
:-)
pozdrawiam

Post: pt 12.09.2003 9:28
autor: Azirafal
No cóż, to tym razem chyba obejdziecie się beze mnie - ani poniedziałek (za bardzo) ani rower (zupełnie w ego obcenej kondycji) mi nie pasują :( Have fun, Towarzysze! :twisted:

Post: pt 19.09.2003 12:50
autor: Alganothorn
odsłona numer IV
skład zmieniony w stosunku do poprzedniego: w miejsce Azi'ego (którego, jak wszyscy pamiętamy, rower odmówił współpracy ze swym właścicielem) pojawiłsię Jakub Cieślak, w miejsce wolne pojawił się Kolega Wotana (nawet został mi przedstawiony, ale jakoś nie zapamiętałem... ;-) ); oczywiście był Wotan, rzecz jasna nawet i ja się pojawiłem...
tym razem za trasę odpowiadał Wotan - skierował on ekipę nad Wisłe, wzdłuż której jechaliśmy cudownym grzbietem wału przeciwpowodziowego, co przy braku odpowiedniej techniki jazdy mogło skończyć się trwałą bezpłodnością, albo przynajmniej chwilowym śpiewaniem falsetem; spieszę zapewnić, że nasza technika ocaliła nas i nasze...no, ocaliła i tyle
;-)
po pewnym czasie zjechaliśmy nad naszą piękną i woniejącą królową rzek; wrażenia jak nad naszym morzem, tylko ludzi mało, woda jakby bardziej przejrzysta i Bornholm dziwnie blisko...poza tym Wotam byłrozchwytywany telefonicznie, albo przynajmniej chwalił się, że takowy telefon komórkowy posiada;
po krótkim okresie podziwiania naszej rzeki przerywanego machaniem jak debile do pilota samolotu (ok, tylko ja machałem...) i komentowaniem najróżniejszych tematów (z kręceniem filmów dla 'Nie do wiary' włącznie) udaliśmy się w drogę powrotną, nieco zmienioną;
w owej zmodyfikowanej drodze powrotnej mieliśmy okazję podzwiać (przez ogrodzenie) pole golfowe i malowniczą ruinkę zameczku (tym razem bez ogordzenia);
zadowoleni wróciliśmy do stolicy, gdzie w wilanowie pożegnaliśmy JC, w w miejscu spotkania, czyli koło mostu Siekierkowskiego (tam mu chyba dali na imię) mnie;
było całkiem miło, następną raża wezme niechybnie aparat i pofotografuję nieco, bo plenery zacne, a towarzystwo sympatyczne...
pozdrawiam

Post: pt 19.09.2003 18:15
autor: Jakub Cieślak
Ów kolega to niejaki Artur, co umiłował swój rower i wydał na niego słuszny majątek zapewniając mu wszelakie cuda, jakie to były do dostania na świecie. Zacna bestia, od razu znalazłem wspólny język, bo i mi rower służy za ulubione urządzenie do uprawiania rekreacji.
Miałem pierwszy zapodać posta, jak mówiłem współtowarzyszom, jednak mój uroczy komputer postanowił się popsuć. Poszedł sobie zasilacz.
Zwrócę jedynie uwagę na ze dwa elementy. Pierwszy, Alg nie tylko w postowaniu jest pierwszy, na rowerkach też nagle dostawał jakiegoś tylnego wiatru, włączał ósmy dopalacz i przy piątej warp'owej znikał gdzieś z przodu, zostawiając nas w kurzu wyrzuconym spod tylnej opony. Drugi to zabawny epizod w konwersacji z Algiem. Rozmowa tyczyła się upierdliwego wiatru walącego nas w paszcze. Chcąc ująć to w pozytywnym świetle odwołałem się do literackiego opisu, że to jedynie przyjemny zefirek od morza. Niestety Alg brutalnie wrócił nas do rzeczywistości i stwierdził, że żaden to zefirek, tylko regularny wiatr, ani on znad morza, tylko od gór, a w ogóle to on przyjemny nie jest. Prawda to była (bo i swąd zanosił od wisły), ale na co nam prawda, kiedy ona taka niefajna? Ach, no i oczywiście Wotan posiadł cudowny rower dostarczający ciągłych wrażeń słuchowych typu stuków i poskrzypiwań. Co i rusz oglądałem się na swój rower i denerwowałem się co mi tam skrzypi tak wrednie. Po chwili orientowałem się, że to Wotan nadciąga.

Post: pt 19.09.2003 19:06
autor: Alganothorn
jeśli chodzi o rower Artura, to nigdy zacnym nie nazwę amortyzatora firmy RST, która to słynie z przeciekającego tłumienia i słabych koron, a także mechanicznych tarczówek, które w niczym nie są lepsze od poczciwych v-breaków, a ważą sporo więcej...
nie sztuka pieniądze wydać, sztuka wydać dobrze
;-)
pozdrawiam

Post: pt 19.09.2003 19:47
autor: Jakub Cieślak
Cóż, nie chciałem komentować wyboru, jeno sam zapał. W twoich spostrzeżeniach jest sporo racji. Zgadzam się z twoimi poglądami. Zwłaszcza w kwestii hamulców.

Post: pt 19.09.2003 20:11
autor: Alganothorn
zapał zacny, ale majątek obawiam się, że wydany został większy, niz trzeba było...
a co do umiłowania - ja swojego el draque'a umiłowałem na tyle, że nie znam nikogo innego, kto by dał imie swojemu rowerowi, jak to ma miejsce w moim przypadku
;-)
a co do zapału - każdy mile widziany, jeśli w słusznej sprawie...a sprawa niewątpliwie słuszna
:-)
pozdrawiam
ps. odnośnie Twych marzeń, kiedyś napisanych - nie jestem przekonany, czy genesis jest geometrią, która by Ci odpowiadała na rowerze... :-)

Post: pt 19.09.2003 20:39
autor: Wotan
zapewne zapomnieliście wspomnieć o wymyśleniu dzisiaj przez nas kolejnej ekranizacji Diuny na nadwiślańskiej plaży, w roli żniwiarki - samochód klasy Żuk zakopany w piachu, reszta obsady jeszcze nie ustalona.
a poza tym to jak wracaliśmy wraz z Kubą postanowiliśmy wstąpić do sklepu na zadupiu, i jak się okazało spędziliśmy tam pół godziny bo przed nami w kolejce kupowało dwóch robotników, którzy swoim temperamentem i szybkością podejmowania decyzji z pewnością dorównywali Tadeuszowi Mazowieckiemu
Niesamowici goście z rodziaju - ee? o co chodzi? albo - żółwie mi uciekły
Poza tym wycieczkę uważam za niezwykle udaną i mam nadzieję na kolejną w niezbyt odległej przyszłości

Post: pt 19.09.2003 21:59
autor: Jakub Cieślak
No tak, no i ewentualnie usnute wizje starego lasu, w którym drzewa mówią i poruszają się. No i spotkany Bilbo na rowerze bez siodełka. It was magical trip. Czterech panów na rowerach nie licząc rowerów.
Ale co do tych robali, sorry, roboli, to nie chodzi o to, że on był niezdecydowany, on miał nieśmiałość do poproszenia o piwo. No co by tu jeszcze? Chlebek, kiełbaska, jakaś żelatynka ze słoiczka, acha, no i dwa Żubry. Wiecie, bał się, że wpadnie kierownik do sklepu i zrobi odpytkę z zakupów dokonanych przez swoich podopiecznych. To tak jak nieletni proszący o pety: poproszę donalda, najnowszy komiks marvella, trzy gumy balonowe, acha i dla mamy sobieskie super lajty i zapalniczka...

Post: sob 20.09.2003 6:06
autor: Lechu
Oho, to nasz białostocki Żubr rzeczywiście kroczy nową ściezką, bo aż do stolicy zawędrował. Ale nadal nabywców ma tych samych :D

A żeby nie było offtopik w offtopikach, to powiem wam że macie fajnie, i że z raz tak porzadnie wzięlibyście się za pedałowanie i wpadli do Białego odwiedzić Lesia. Tak, wiem, sam mógłby się pofatygować, ale hmmm..... nie mam roweru? :P :wink:

Post: sob 20.09.2003 6:42
autor: Jakub Cieślak
Alg snuł wizje, że w końcu dotrzemy pod Białystok. Niestety Wotan nie miał tyle wolnego czasu. Ja tam mogę i do Białegostoku, byle wcześniej mnie uprzedzić, cobym w pracy mógł mieć wolne kilka dni. W końcu jednym dniem ciężko by było dojechać, pogadać i wrócić...

Post: sob 20.09.2003 9:40
autor: Azirafal
Eh :( Jak to człowiek wypada z obiegu towarzyskiego, jak mu się rower psuje :D Już nikt o nim nie pamięta :wink: A tak serio, to mam pytanko - czemu Wasza wyprawa, to już epizod czwarty? Przecież wcześniej były tylko dwa! :D Na chwilkę znikam i już ludzie zmieniają ustalony porządek :P

Post: sob 20.09.2003 11:05
autor: Wotan
Ha! Azi no co ty, wciąż o Tobie pamiętamy rzecz jasna
A sprawa nieopisanego epizodu 3 to jedna z tych wielce tajemniczych zagadek naszego świata, których nie da się rozwiązać.
Możemy się domyślać jedynie co stało się z 3 Epizodem. Czy w ogóle się odbył? Co się działo? Kto był obecny? Kto naprawdę strzelał do Kennedy'ego?
Wiele pytań pozostanie bez odpowiedzi...

Post: sob 20.09.2003 17:04
autor: Alganothorn
uważam, że należy pozostawiać tajemnicze zmyłki dla wszechobecnych obcych i ogólnie Ich...
śledząc ten topic zaczna zastanawiać się i analizować brak epizodu III i...i stracą cenny czas, który poświęciliby na wdrażanie demonicznego planu podboju świata, albo, na początek, likwidacji barów mlecznych...
;-)
poza tym pod sklep owy wnet podjechała dama, która niechybnie by sie przyłączyłqa do nas, gdyby nie nasza płochość i brak śmiałości...tak, odjechaliśmy...bez niej...
pozdrawiam